Artykuły

My, dzieci z dworca Clapham Junction

"Clapham Junction" w reż. Marcina Brzozowskiego w Teatrze Szwalnia w Łodzi. Pisze Sandra Kmiecik Teatraliach.

Teatr Szwalnia po skromnej inauguracji swojej działalności w nowej siedzibie ruszył ze spektaklami pełną parą. Już tydzień po otwarciu na widzów czekała nie lada niespodzianka. Marcin Brzozowski, założyciel Szwalni, aktor i reżyser, po dłuższej przerwie zaprezentował swój autorski monodram "Clapham Junction". I, jak się okazało, być może widzowie mogli go obejrzeć po raz ostatni!

Clapham Junction. Jedna z wielu londyńskich stacji kolejowych. Jedno z tych przezroczystych miejsc, do których nie przywiązujemy wagi. Przychodzimy do niego w konkretnym celu i nie myślimy o niczym innym. Podobnie jak do osiedlowych warzywniaków, przychodni lekarskich, banków. Nie są to miejsca, do których chodzimy dla przyjemności, dla samego przebywania w nich czy obcowania z ich aurą. Te miejsca są pozbawione atmosfery, podporządkowane pełnionej przez siebie funkcji i postrzegane wyłącznie przez jej pryzmat. Jest jednak pewna subtelna różnica pomiędzy nimi. Nigdzie indziej nie unikamy relacji z innymi ludźmi tak bardzo, jak na dworcach. Nie chcąc być przez nikogo zaczepionym, nie nawiązujemy nawet kontaktu wzrokowego. Na myśl o tak zwanych stałych bywalcach dworca (z takim eufemistycznym określeniem na bezdomnych i żebrzących spotkałam się niedawno w pewnym dzienniku) przechodzą nas ciarki. Spotkanie z nimi jest jedną z najbardziej nieprzyjemnych rzeczy, jakie potrafimy sobie wyobrazić. Nie dość, że śmierdzą, wyglądają odrażająco, chcą pieniędzy, to jeszcze nigdy nie wiadomo, czy dla kilku złotych nie dopuszczą się przestępstwa, bo im przecież już nie zależy. Stereotypowe myślenie zabijające chyba każdą dozę empatii, jaką człowiek mógłby w takiej sytuacji z siebie wykrzesać. Brzozowski swoim monodramem/performansem udowadnia, że izolowanie się od ludzi i owijanie w swój własny kokon odbiera szansę na poznanie innego, fascynującego świata, nie daje możliwości przeżycia czegoś nowego, inspirującego.

Brzozowski swoją szansę wykorzystał. Podczas pobytu w Londynie nie stronił od towarzystwa imigrantów z różnych krajów Bliskiego Wschodu i byłej Jugosławii, słuchał ich opowieści, poznawał historie. Nie bał się kontaktu z nimi, nikogo nie osądzał. Następstwem tych rozmów był spektakl/performans "Clapham Junction". Jak najbardziej na miejscu jest tutaj użycie ukośnika, ponieważ monodram ten trudno jednoznacznie sklasyfikować, nazwać spektaklem teatralnym, który wystawia się tylko ku rozrywce widzów. Aktor podczas swojej krótkiej obecności na scenie za wszelką cenę stara się nawiązać kontakt z publicznością, nie pozwala na to, aby ta czuła się bezpiecznie wciśnięta w fotele na zaciemnionej widowni. Nie chce, aby teatr stał się dla nas kolejnym "nie-miejscem", przestrzenią, którą postrzegamy jako na tyle silnie sfunkcjonalizowaną, że przychodzimy do niej na chwilę, zrobimy (a raczej odsiedzimy) swoje podczas spektaklu, a następnie cichaczem wymkniemy się do domu, bo nie będziemy mieli nawet z kim się pożegnać. Intymny klimat podkreśla ciasna, klaustrofobiczna przestrzeń, w której rozgrywają się wydarzenia. W sali, zdolnej pomieścić ledwie kilkanaście osób, nietrudno o bezpośredni wzajemny kontakt. I chociaż nie każdy zostanie wyciągnięty na środek sceny, aby tam uczestniczyć w różnych działaniach, to na każdego będzie można wskazać palcem, na każdego spojrzeć, każdego oświetlić ostrym światłem reflektora. Wszystko po to, abyśmy zaczęli zwracać uwagę na drugiego człowieka, przyglądać mu się, dostrzegać podobieństwo. Brzozowski udowadnia, że relacje międzyludzkie można budować nawet wbrew ograniczeniom językowym czy kulturowym.

Wyjątkowość być może ostatniego pokazu "Clapham Junction" podkreślona została prywatną opowieścią Brzozowskiego o jego niedawnym wyjeździe do Iranu, gdzie prezentował swój monodram. I chociaż aktor podjął wcześniej decyzję o zaprzestaniu grania go, możliwość prezentacji przed przedstawicielami obcej, ale bliskiej mu kultury, do której w swoim dziele wielokrotnie nawiązuje, okazała się silniejsza. Brzozowski, opowiadając o swojej nauce tekstu po kurdyjsku czy o problemach ze znalezieniem tłumacza Starego Testamentu na tenże język, dał dowód na to, że jego nawoływanie o otwartość na innych ludzi nie jest tylko ładnym artystycznym zabiegiem. Aktor w niezwykle skromny i ciepły sposób przekonuje widzów, że podczas jego performansu wszyscy jesteśmy równi; że to nie osoba, która działa na scenie, jest najważniejsza; że nie ma przedmiotów i podmiotów. Swoje przesłanie potrafi nadać w sposób nienachalny i niebędący mottem, które każdy z widzów powinien przyswoić, powiesić nad biurkiem i czytać kilka razy dziennie. Nie chce też edukować czy moralizować, raczej swoimi działaniami i słowami wyraża nadzieję, że widzowie zrozumieją jego przesłanie i wezmą z niego to, co uważają za słuszne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji