Artykuły

Krwawy dramat operowy wyłania się z mgły na próbach

- Tytus jest osobą, która ma swoją jedynie słuszną ideologię. A tacy ludzie są niebezpieczni - mówi Monika Pęcikiewicz, reżyser "Tytusa Andronikusa" Williama Szekspira. Premiera widowiska 25 czerwca na Dużej Scenie teatru Wybrzeże.

"Tytus Andronikus" jest i wczesną tragedią Szekspira i jednocześnie jednym z najbardziej krwawych utworów tego autora. Akcja dramatu osadzona jest w Rzymie. Tytus, wódz legionów, wraca ze zwycięskich walk z Gotami. Oprócz ciał swoich dwudziestu synów przywozi ze sobą jeńców, między innymi królową Gotów Tamorę. Zgodnie z wojenną tradycją składa w ofierze najstarszego z trzech synów Tamory. Królowa i bracia zabitego przysięgają Tytusowi zemstę. Tamorze udaje się wkraść w łaski cesarza Saturnina. Dwaj synowie Tamory dokonują zemsty na jedynej córce Tytusa Lawinii. Obcinają jej ręce i język. Tytus zabija najpierw ich, a potem uśmierca córkę Lawinię i Tamorę. Sam ginie z rąk cesarza, a Lucjusz, syn Tytusa, zabija Saturninusa i zostaje nowym cesarzem.

"Tytus Andronikus" nie ma szczęścia do polskich scen; po II wojnie światowej był wystawiany tylko raz. Widowisko na podstawie dramatu Szekspira przygotował w 1987 roku Maciej Prus w łódzkim Teatrze im. Stefana Jaracza. Historia rzymskiego wodza jest zapewne lepiej znana miłośnikom filmu: dużym powodzeniem cieszył się u nas obraz w reżyserii Julie Taymor z 1999 roku, z Anthonym Hopkinsem w roli Tytusa oraz Jessicą Lange - Tamorą.

W teatrze Wybrzeże "Tytusa Andronikusa" reżyseruje Monika Pęcikiewicz, twórczyni, do której przylgnęło określenie "młoda niepokorna". Ma ona na swoim koncie cztery realizacje, w tym przygotowaną dwa lata temu w Gdańsku autorską adaptację "Wujaszka Wani" Antoniego Czechowa.

MIROSŁAW BARAN - Dlaczego według Pani, polscy reżyserzy nie lubią "Tytusa Andronikusa"?

MONIKA PĘCIKIEWICZ - Sama nad tym się zastanawiałam i nie widzę powodu, by tego tekstu nie lubić. To bardzo ciekawy dramat. Realizując go na scenie, można pójść wieloma ścieżkami. Tekst Szekspira jest bardzo bogaty w swojej strukturze, daje ogromne możliwości. Nie wiem, czemu dotychczas w Polsce tylko Maciej Prus nim się zajął. Z drugiej strony bardzo się cieszę, że dawno nie był wystawiany. Gdy sięgamy do tekstów, które już widzieliśmy, to siłą rzeczy wchodzimy w dyskusję. Natomiast ja muszę znaleźć całkiem nowy świat. Nie widziałam ani spektaklu Prusa, ani nawet filmu Julie Taymor. Wchodzę w świat "Tytusa Andronikusa" na czysto, próbuję go dopiero stworzyć. Jest to dla mnie świat ciągle spowity mgłą, próbujemy w trakcie prób ją rozwiać, znaleźć jakieś kształty, formę. Upewnić się w tematach, które chcemy rozwinąć. Teksty dramatyczne w swoim zapisie przypominają partyturę muzyczną, gdy mamy ją przed sobą, to osoba z wykształceniem muzycznym usłyszy muzykę, ktoś bez takiego wykształcenia zobaczy tylko nuty. Reżyserowanie jest właśnie próbą wydobycia muzyki z suchego zapisu. Szukamy też tego, co jest poza tekstem dramatu, między wierszami.

M.B. - "Tytus Andronikus" jest - w dużym uproszczeniu - dramatem o uprawianiu polityki. Czy podąża Pani tym tropem i odnosi go do współczesnej Polski?

M.P. - Wywodzę się z pokolenia reżyserów, którzy w teatrze uprawiają publicystykę. W przypadku "Tytusa" pozwalam sobie na częściowe oderwanie się od "tu i teraz", tłumaczenia z "polskiego na nasz". Choć temat polityki bardzo mnie interesuje. Jest to przecież punkt wyjścia dramatu Szekspira oraz problem, z którym się wszyscy mierzymy na co dzień. Tytus jest osobą, która ma swoją jedynie słuszną ideologię, jest wodzem walczącym o świetność Rzymu i wszystko temu podporządkowuje. Niebezpieczni są ludzie, którzy owładnięci są ideologią. Możemy się ich bać, gdy takie osoby decydują o naszym losie. Wszystko powinno ulegać weryfikacji, nie możemy dziś stwierdzić raz na zawsze, że istnieje jeden słuszny sposób postępowania i życia. Temat ten pojawia się u Szekspira, jednak w dalszych fragmentach dramatu zostaje porzucony. Tytus wyraźnie zaczyna być człowiekiem, dostrzega innych. Przecież na początku sztuki chowa swoich dwudziestu synów bez mrugnięcia okiem, uważa, że to ofiary, które trzeba było ponieść. A potem ta jego pewność się wykrusza. Chyba po raz pierwszy zaczyna go coś boleć jako człowieka, zauważa, że inni to nie pionki przestawiane na planszy.

M.B. - W spektaklu "wujaszekwania.txt" pozmieniała Pani tekst, dodała fragmenty innych dramatów Czechowa. Po "Tytusie" widzowie też chyba nie powinni spodziewać się pełnego tekstu?

M.P. - Tu jest trochę inna sytuacja. Ja sama nie lubię oglądać jakiegoś tekstu zrobionego w teatrze identycznie po raz setny. Nie można przecież skupiać się na fabule dramatu, którą wszyscy znają. Najbardziej mnie w takim przypadku interesuje to, co reżyser o danej sztuce myśli. Jestem gotowa na to, by ktoś mi pokazał fragmenty dramatu i powiedział "to wyciągam, bo dla mnie jest to ważne". Jednak w przypadku "Tytusa Andronikusa" jest inaczej. Czuję się w obowiązku opowiedzieć całą historię, bo nie wszyscy ją znają. Moje dotychczasowe spektakle były swoistym kolażem, wybierałam fragmenty tekstu, mogłam się zastanowić na przykład nad tym, co by było, gdyby bohaterowie dramatu żyli dzisiaj. A teraz cieszę się, że mogę stanąć twarzą w twarz z całym tekstem.

M.B. - Powiedziała Pani kiedyś, że lubi tłum na scenie. W "Tytusie" ma Pani wielu bohaterów, niezwykłe nagromadzenie wydarzeń i mnóstwo przemocy.

M.P. - To prawda. Z tego powodu często słyszy się wobec tekstu zarzut, że jest "komiksowy", że to właściwie "dramat operowy". Nie jest to jednak do końca prawda. "Tytus Andronikus" ma niebywałą trudność. Trzeba dobrze odnajdywać się w konwencjach, aby pokazać to, co w dramacie jest poważne. Realizując spektakl, pracuję z wieloma ludźmi. A uwielbiam pracować w tłumie, lubię wybierać z niego na scenie pojedyncze osoby i namierzać je zoomem. Są one dla mnie równie ważne z osobna, jak i wszystkie razem. Co jeszcze w tekście Szekspira mi się podoba - rzadko widzimy w teatrze śmierć, a w "Tytusie Andronikusie" jest jej dużo. Pozwala to nad nią się zastanowić.

M.B. - Znów, podobnie jak w "wujaszekwania.txt", główną rolę gra u Pani Mirosław Baka. To Pani ulubiony aktor teatru Wybrzeże?

M.P. - No tak, pewnie! A na poważnie - moimi ulubionymi aktorami jest cały zespół Wybrzeża. To moja druga produkcja tutaj, ale sądzę, że gdybym pracowała w Gdańsku częściej, to wykorzystałabym w spektaklach wszystkich. A wracając do Mirosława Baki - w "Tytusie", podobnie zresztą jak w "Wujaszku Wani", odmłodziłam tytułowego bohatera. Robię to dlatego, bo interesuje mnie aktywny moment życia człowieka, czas podejmowania ważnych decyzji, nie czas podsumowań, wracanie do tego, co było.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji