Artykuły

Książka o Czyżewskiej. Elka w 50 spojrzeniach

Ta książka to intrygujący portret aktorki Elżbiety Czyżewskiej. Nieprzestrzegający, na szczęście, zasady "o zmarłym tylko dobrze", albo "wiemy, ale nie powiemy" - pisze Jacek Szczerba o książce Izy Komendołowicz "Elka"

To nie jest analiza dorobku artystycznego zmarłej przed dwoma laty Czyżewskiej, to jest historia niezwykłej kobiety, opowieść o jej jasnych i ciemnych stronach. Dziennikarka Iza Komendołowicz przepytała ponad 50 osób (ale i tak niektórych dotkliwie brakuje, zwłaszcza Jerzego Skolimowskiego i Janusza Głowackiego), które znały Czyżewską: począwszy od jej lat licealnych, przez okres świetnej kariery aktorskiej w Polsce, wyjazd do USA - wraz z mężem, amerykańskim dziennikarzem Davidem Halberstamem, wypędzonym z PRL-u za krytyczny artykuł o ekipie Władysława Gomułki - aż po jej lata nowojorskie, przerywane sporadycznymi wizytami w Polsce.

Portret mozaikowy

Te rozmowy układają się w logiczny ciąg: jeden rozmówca sugeruje dziennikarce, że powinna o tym porozmawiać z kimś jeszcze, albo jakieś nazwisko wyłania się w toku dialogu jako istotne. I Komendołowicz się do tej następnej osoby zwraca. Co ważne, informuje nas także, kto odmówił jej wypowiedzi. Każdy ma, oczywiście, prawo do odmowy, ale dociekliwy czytelnik i tak dopowie sobie, z czego ona ewentualnie może wynikać. Albowiem jest w tej książce też tak, że te rozmowy się uzupełniają - może nawet mimowolnie - różne osoby, nie wiedząc, co mówiły inne, dorzucają swoją wersję tego samego zdarzenia, przy okazji dekonspirując tych, którzy woleli się tu nie pojawiać. Dokładają kamyk do fragmentu mozaiki rozpoczętej już przez kogoś innego

Chwała Komendołowicz za to, że skontaktowała się z ludźmi znającymi Czyżewską w Stanach, bo o tym okresie jej życia wiedzieliśmy w Polsce najmniej. I chwała, że nie mamy tu do czynienia z laurką.

Pisanie biografii, zwłaszcza osób nam współczesnych, to w Polsce sprawa drażliwa. No bo czy to wypada? Zaraz będzie przecież "grzebanie w brudach" - złoszczą się przeciwnicy tego procederu. U nas woli się wersje oficjalne życiorysów, choć co innego mówi się na stronie, prywatnie. Po lekturze "Elki" wiem, że Komendołowicz nie miała złych intencji. Sprawia wrażenie osoby, która poznała swą bohaterkę i była nią zafascynowana, prawie nic o niej nie wiedząc, więc po jej śmierci pyta o nią. Chce się dowiedzieć, np. dlaczego nie wypaliła kariera aktorska Czyżewskiej w Ameryce? Czy tylko z powodu złego akcentu w angielszczyźnie?

Na "tak"

Zalety Czyżewskiej znamy: utalentowana i atrakcyjna. Zrobiła niesłychaną życiową karierę - ze społecznych dołów na warszawskim Powiślu aż po wizyty na jachcie rodziny Kennedych. Przy tym szczodra - pomagała Polakom lądującym w Ameryce, choć ci nie zawsze odpłacali jej tym samym. W "Elce" parą razy powraca motyw jej żalu do Janusza Głowackiego o to, że nie domagał się ostrzej, by pozostała w broadwayowskiej obsadzie "Polowania na karaluchy", które pomagała mu pisać i w którym występowała na off-Broadwayu. Czyżewska wściekała się też, że nie zagrała w filmie Yurka Bogajewicza "Anna" nawiązującym do tego, jak pomogła przebić się w Stanach Joannie Pacule.

Była niebywale inteligentna, "czytała trzy, cztery książki tygodniowo". Przesiadywała godzinami w nowojorskiej bibliotece na rogu 42. Ulicy i 5. Alei, a obok, w Bryant Park, "za dupą Gertrudy Stein" (czyli za pomnikiem tejże) miała swoje "biuro". Opisując Czyżewską, Andrzej Wajda cytuje Rachelę z "Wesela": "Gust ten właśnie wielki miałam, żeby nie pisać". Bo Czyżewska zamiast pisać, do czego namawiał ją nawet Tadeusz Konwicki, wolała patrzeć na niezwykłe życie dookoła, w jej ukochanym Nowym Jorku. Nocami oglądała telewizję, ciągle biegała na aktorskie przesłuchania. "I am a working actor" - powtarzała z dumą.

Była przy tym niefrasobliwa - w jej mieszkaniu przyjaciele znaleźli czek na 10 tys. dolarów, którego od czterech lat nie zrealizowała, ale i przenikliwa - o młodej wówczas i zapatrzonej w niej Meryl Streep (grały razem w teatralnych "Biesach" w reżyserii Wajdy) powiedziała na bankiecie po spektaklu: "Ta kobieta pewnego dnia będzie jedną z największych aktorek XX wieku".

Podobno William Styron czerpał z postaci Czyżewskiej, budując bohaterkę "Wyboru Zofii".

Na "nie"

A wady Czyżewskiej? Zadzwoniła do dyrektora Teatru Dramatycznego, by powiedzieć mu, że jest lepsza od Lucyny Winickiej, i to ona powinna zagrać Marilyn Monroe w "Po upadku" Arthura Millera. Dopięła swego. A w Szkole Teatralnej tak "osaczyła" prof. Stanisławę Perzanowską, że ta przynosiła jej czekoladę.

Ale największe słabości Czyżewskiej opisane w "Elce" są natury obyczajowej. Ostre wieloletnie picie, podejrzenia o branie narkotyków. Pod nieobecność Halberstama tak rozrabiała z polskimi gośćmi, których podejmowała, że jej mąż dostał kiedyś do zapłacenia rachunek za czyjąś sztuczną szczękę. "Pijana wydzwaniała po całym świecie. Dochodziło do tego, że Halberstam wyrywał telefon ze ściany, bo przychodziły rachunki na tysiące dolarów". Prowokowała mężczyzn, bo "lubiła demoralizowć ludzi", romansowała z żonatymi nieomal na oczach ich żon. W Ameryce "przyszła na parę przyjęć w minisukience i w rajstopach, bez majtek".

Bywała zawistna. Na planie "Debiutantki" (1981) Barbary Sass chciała utopić Dorotę Stalińską, a jednocześnie prowokowała "namiętnie, obnażając publicznie swoje pomarszczone ciało".

Była autodestrukcyjna. Nie bez powodu uwielbiała wiersz Elizabeth Bishop "Ta jedna sztuka", zaczynający się od słów: "W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy".

To nie temat do rozmów?

Już w trakcie lektury "Elki" zastanawiałem się, czy Czyżewska byłaby z tej książki zadowolona. "To nie jest temat do rozmów" - mówiła, gdy pytano ją o to, czy matka oddała ją do domu dziecka. Odmawiała wywiadów. Sam robiłem z nią taki w latach 90., ale wylądował w koszu, bo nie chciała go autoryzować. W rewanżu zgadzała się na wielogodzinne rozmowy, w których popisywała się erudycją. Była już wtedy abstynentką, za to wciąż paliła jak smok.

Może byłaby wdzięczna, że ktoś uporał się z jej biografią, z którą sama nie umiała się uporać? Myślę, że zrozumiałaby, że ta książka powstała po to, żebyśmy mogli ją poznać i zrozumieć, i nauczyć się czegoś na jej przykładzie. Nawet jeśli są tu sprawy tak dotkliwie prywatne jak jej reakcja na chemioterapię, na wypadanie włosów.

Niektórzy przepytywani przez Komendołowicz, szukając czegoś, co symbolicznie ujęłoby przypadek Czyżewskiej, przywołują taki oto fakt: Czyżewska starała się o rolę w sztuce, w której występowało siedem kobiet. Przyjęto ją jako ósmą, by, nauczywszy się całej sztuki, zagrała którąś postać, gdyby potrzebne było zastępstwo. Przychodziła do teatru za każdym razem, ale zastępstwo nigdy nie było niezbędne.

Ja jednak się przed taką symboliką bronię. Wolę wyciągać pytania, które pojawiają się jakby na marginesie tej książki. Dlaczego Andrzej Żuławski zszedł z planu "Wszystko na sprzedaż" Wajdy, przy którym pracował? Czy naprawdę Czyżewska spotykała się w Nowym Jorku ze Skolimowskim, swym polskim partnerem z lat 60., gdzie się wówczas "upijali i narkotyzowali"? No i do jakiego filmu w latach 80. chciał zaangażować Czyżewską Konwicki?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji