Artykuły

Teatr

Tego dnia straszyło w Anglii i w Polsce. W kościele Świętej Trójcy w Stratfordzie nad Avonem, William Shakespeare przewracał się w grobie. A w Warszawie, w socrealistycznym Pałacu Kultury, w czasie spektaklu łódzkiego teatru w sali Teatru Dramatycznego, słychać było jęki i trzaski. To duch wielkiego dramaturga przeżywał katusze patrząc na scenę i nie mogąc pojąć, o co chodzi...

To publiczność, która nie mogła usiedzieć spokojnie oglądając przedstawienie, kręciła się i wierciła.

Reżyser zrezygnował z podziału sztuki na pięć aktów, były więc tylko dwie odsłony i jedna przerwa. Gdyby było ich więcej nie wiem, czy ktoś by obejrzał przedstawienie do końca. A tak czmychnęła tylko część widowni, uchodząc z życiem przed krwiożerczymi wampirami z Rzymu rodem i rodzimą nudą. Ci, którzy zostali, byli świadkami jednego z największych mordów wszechczasów. Na tekście, który miast tragedią stał się w wykonaniu łódzkiego teatru makabreską; na cierpliwości widzów, którzy zostali zmuszeni do oglądania widowiska. Wszystko to działo się wśród gwałtów, latających, poodcinanych kończyn, spadających głów, kanibalizmu. W ostatniej scenie autor chce jak najszybciej zakończyć całą opowieść. Z rąk ojca ginie Lawinia. Tamara zjada szczątki swoich synów. Tytus zabija Tamarę, cesarz zabija Tytusa, Lucjusz zabija cesarza ... Uf... Jest zbrodnia i kara, ale ociekająca krwią. Kiedy na scenie trup ściele się gęsto, na widowni słychać... śmiech. Ludzie nie biorą serio takiej liczby trupów, bo brać nie mogą. I bawią się równie znakomicie, jak przy czytaniu kryminałów Agaty Christie.

"Tytus Andronikus" nie straszy współczesnych widzów, nie jest także tragiczny. Chociaż przeżycia bohaterów już zapowiadają piekło, przez jakie przejdą: Król Lear, Ryszard III, Makbet, Hamlet. Dzieje zbrodni, ambicje popychające do najgorszych czynów, obowiązek. Powrócą w kolejnych dramatach, ale właśnie w owej sztuce pojawiają się po raz pierwszy. Można jak na dłoni zobaczyć, że proces doskonalenia tragizmu u Shakespeare'a był długotrwały.

Ten utwór, zaliczany do rzymskich dramatów, był jednym z pierwszych. Data jego powstania jest dość trudna do ustalenia. Powstał w okresie 1584-1594, bowiem tylko takim przedziałem czasowym dysponują historycy literatury. Drukiem ukazał się po raz pierwszy w 1594 r. bez nazwiska autora. Autorstwo Shakespeare'a niesłusznie było kwestionowane przez badaczy literatury. Może sprawiała to słabość utworu, nadmierny patos, słaba indywidualizacja postaci, które bardziej przypominały upiory złaknione krwi niż ludzi.

Ale od daty powstania minęło blisko czterysta lat. Zmieniła się estetyka, wrażliwość widzów, kanony piękna i granica strachu. Nie wszystkie pomysły twórcy "Hamleta" wytrzymały próbę czasu. Nie wszystko co było modne i dobrze widziane na scenie elżbietańskiej należy niewolniczo przenosić w nasze czasy. Reżyser Maciej Prus, nie dał sobie rady z literackim tworzywem. Zabrakło mu pomysłu, by osadzić dramat Tytusa w naszym wymiarze, by stał on się zrozumiały dla nas. Na domiar złego aktorzy także nie zrozumieli, o co chodzi w inscenizacji. Wypowiadali kwestie biegając po scenie, krzycząc, ale wszystko to było puste. Bez wyrazu, bez prawdy. Przykro jest mi to pisać, ale polska prapremiera "Tytusa Andronikusa" nie przejdzie do historii teatru, jako wydarzenie teatralne. Na scenie zabrakło ducha, gwiazd, słychać było tylko jęki. Autora i widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji