Artykuły

"Rękodzieło" w teatrze

Stwierdzenie, że najnowszy spektakl Teatru 3/4 ZUSNO wyszedł z dialogu z widzem "obronną ręką", jest w pełni adekwatne zarówno do treści jak i formy owej propozycji. Fabuła wielojęzycznej zabawy dla doro­słych (pokazywanej na białostockiej scenie Teatru Szkolnego PWST przez ostatni weekend) zatytułowanej "Gianni, Jan, Johan, John, Juan, Ivan, Jean..." to złożo­ny z oddzielnych etiud-obrazków żywot człowieka od początku aż po kres.

Człowiek ten usytuowany jest w kręgu poznania twórców spektaklu, a więc w tradycji i kulturze europej­skiej, co sprawia, że dojrzewając ulega on określonym schematom myślenia i działania w sferze nie tylko kontaktów międzyludzkich, ale też własnej prywatności.

Na język "Gianniego, Jana..." składają się cytaty z Szekspira, Kartezjusza, Ludwika XVI czy Gogola, które egzystencji Jana, a więc każde­go z nas, towarzyszą jako potwier­dzenie jego i naszej wielkości i uło­mności, naszego strachu i śmieszno­ści, nadziei i samotności, które to uczucia istocie ludzkiej najwierniej­sze. "Przeminie sława - zostaniesz sam" - śpiewają Szarlatani - Edyta Łukaszewicz, Marta Rau, Tomasz Bielawiec, Darek Jakubaszek i Bohdan R. Rau (piosenki do słów D. Jakubaszka przygotował Jerzy Derfel, muzykę do przedstawienia - Bogdan Szczepański, a przygoto­wanie muzyczne to zasługa Berna­detty Rau). Tymczasem Jan czy też Jean dojrzewa do sławy, sięga po władzę, przy okazji paląc Bogu świeczkę i diabłu ogarek, robi szmal i kocha ojczyznę oraz kobie­ty, deformuje świat (tu pobrzmiewa nasze swojskie "otake") by wresz­cie pozostało mu siły jedynie na zdmuchnięcie ostatniej świeczki pełnego rozczarowań życia.

Smutne? Ależ skąd. Tak było od początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków: geniusz i bufon, demiurg i kabotyn kończą tak samo, więc ma­chnąć na to ręką i rzecz całą doty­czącą żywota potraktować z przy­mrużeniem oka.

A propos. Czy wcześniej widział ktoś mrugającą lub śpiewającą rę­kę? Otóż główny bohater spektaklu składa się "z krwi i ciała" jak naj­bardziej, tyle że z odpowiednio po­zestawianych lub zdeformowanych fragmentów ciała różnych aktorów. Najbardziej intrygująca plastycznie jest twarz zbudowana z nagich dłoni - tego najbardziej nieoczekiwanego (i ekonomicznego) tworzywa w tech­nice lalkarskiej. Pomysł reżysera i autora scenariusza, Krzysztofa Raua (także szefa teatru) i młodego zespo­łu na wykreowanie homunculusa, ni­by-lalki, zaskakuje świeżością po­szukiwań w tej dziedzinie i udowad­nia, że zespół może wyruszyć ze swo­im uniwersalnym spektaklem na podbój światowej widowni - do­słownie z rękami w kieszeniach. Plus, oczywiście, skromny stelaż od­krywający poszczególne piętra ludz­kiego losu. Pozostałe fragmenty sce­nografii autorstwa Andrzeja Dwora­kowskiego mieszczą się w podręcz­nej walizce. Ot i cały pomysł na su­kces we współczesnym teatrze lalek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji