Thriller na Centralnym, czyli teatr w dworcowym bufecie
Grzegorz Jarzyna bawi się z Tarantino na oczach podróżnych z warszawskiego dworca
Jarzynę od jakiegoś czasu nosi. Nie tylko po różnych, czasem wręcz sprzecznych, stylistykach i ideach, jakby wypróbowywał granice wolności artysty pozbawionego obowiązków wobec ludzkości, narodu i ojczyzny. Niedawno poniosło go do Niemiec, gdzie zrobił prowokacyjnego Brechta. Kilka, a może już kilkanaście miesięcy temu ogłosił, że chce zrobić teatr w jeżdżących po mieście taksówkach. Nic z tego nie wyszło, bo chyba nie mogło, ale za to poniosło go na warszawski Dworzec Centralny. Na antresoli, między klozetem, poczekalnią a apteką, były kiedyś kasy, potem bufet-bar. Baru już nie ma, od niedawna jest teatr. Jarzyna wstawił kilkanaście rzędów krzeseł i parę reflektorów, scenografka (Magdalena Musiał) dorzuciła wielką kanapę pośrodku sugerującą wnętrze prymitywnej kawalerki. Dookoła szklane ściany eksbufetu; przez boczną zaglądają pasażerowie z poczekalni, przez te na wprost widać Aleje Jerozolimskie i neony hotelu Marriott. A na tej niby - scence współczesny dramat Kanadyjczyka, niejakiego Walkera, chyba w Polsce dotąd niegranego.
Fabułka prosta: pewna dosyć jeszcze atrakcyjna pijaczka i hazardzistka w wieku średnim wykołowała pewnego gangstera na sporą forsę. Gangster usiłuje forsę odzyskać. Niewiasta wciąga w intrygę swoją córkę eksprostytutkę i jej męża, sądząc z akcentu eks-Rosjanina. Plącze się tam jeszcze rozerotyzowany reżyser filmów porno. Wszystko w groteskowym sosie, jakby wprost z kuchni Quentina Tarantino. I robi się z tego niesłychanie zabawna piętrowa gra - podczas gdy Tarantino bawi się konwencjami dzisiejszego thrillera, Jarzyna bawi się Tarantino. W roli matki-pijaczki fantastyczna, wreszcie odkryta dla komedii Aleksandra Konieczna. W pozostałych rolach trójka studentów z krakowskiej i warszawskiej szkoły teatralnej: Agnieszka Podsiadlik, Piotr Rogucki, Jan Drawnel. Miejscami jeszcze się wywracają na teatralnym lodzie, ale tylko przy najtrudniejszych piruetach; obowiązkową jazdę w przód i w tył mają opanowaną. Miejsc na widowni jest podobno 50, ale na moje oko upchało się dobre 80. Bufet na pewno tylu nie miewał.