Artykuły

Świat prostych marzeń niemożliwych do spełnienia

"Udręka życia" w reż. Iwony Kempy w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Małgorzata Ruda w Dekadzie Literackiej.

Iwona Kempa, dyrektor artystyczny toruńskiego Teatru im. Wilama Horzycy, na scenie krakowskiej Miniatury zrealizowała "Udrękę życia" Hanocha Levina, izraelskiego dramaturga i reżysera. To jej trzecia krakowska praca, moim zdaniem znakomita. I nie pierwsze spotkanie Kempy z dramaturgią Levina, za inscenizację "Pakujemy manatki" reżyserka otrzymała Laur Konrada, najważniejszą polską nagrodę dla młodych reżyserów. Warto pamiętać, że i współpracująca z Kempą przy realizacji "Udręki" Ana Nowicka odniosła sukces świetnym spektaklem levinowskiego "Szyca" w Teatrze Barakah na Festiwalu Debiutów w Toruniu. Piszę o tych związkach reżyserek z dramaturgią izraelskiego pisarza, bo wydaje mi się, że właśnie fascynacja jego twórczością i doświadczenie inscenizacyjne pozwoliły zbudować spektakl wybitny.

Spektakl w Miniaturze wydaje się szczególnie charakterystyczny dla warsztatu reżyserskiego Iwony Kempy zarówno w planie estetycznym, jak i ideowym. To reżyserka, która dobrze się czuje ukryta za aktorami. Ascetyzm scenograficzny jej spektakli pozwala skupić uwagę na aktorze. Naga - pusta scena sprawia, że gesty i słowa stają się wyrazistsze. Reżyserka pozwalając aktorom na uwyraźnianie emocji, energii, jednocześnie precyzyjnie wyznacza amplitudę uczuciowych zmagań postaci. Ich szept brzmi jak krzyk, a krzyk zamienia się w przejmujący szept, wołanie o pomoc, która nie może nadejść. Kempa analizuje dramat istnienia poszczególnego, kalekiego, śmiesznego, bolesnego. Pokazuje świat prostych marzeń niemożliwych do spełnienia, wieczne pożądanie, wieczne nienasycenie, wieczny głód wrażeń, uczuć.

"Udrękę" zlicza się do komedii rodzinnych Levina. Bardzo to smutna komedia. Jona i Lewiwa przeżyli ze sobą trzydzieści lat. Pobrali się ze strachu przed samotnością. Teraz on chce odejść, a ona pragnie go zatrzymać. Za wszelką cenę. Dzieci są już na swoim. Zostali sami ze sobą. On nie może na nią patrzeć bez obrzydzenia, ona nie zna innego życia jak z nim, obok niego i dla niego, choć widzi jego ludzką nijakość. Bóg jeden wie jak często i od jak dawna powtarzają ten rytuał: on ją rzuca, ona błaga, by został. I znowu on pakuje manatki, ona go wabi... On ma nadzieję, że zacznie wszystko od nowa, ona, trzeźwa i zdesperowana wyśmiewa te mrzonki.

Reżyserka zamknęła bohaterów dramatu Levina na czarnej scenie. Pośrodku stoi wielkie zaścielone białą pościelą łoże. Przypomina katafalk. W głębi sceny wiolonczelista "ubrany" w wielkie białe skrzydła akompaniuje małżeńskim kłótniom. Tylko dramatyzm muzycznej frazy pozwala przypuszczać, że jakoś uczestniczy w dramacie. Oni w białawej nocnej bieliźnie w tym łóżku i obok tego łóżka rozgrywają tragifarsę pretensji małżeńskich, niezdolni być bez siebie, ni ze sobą. Tu spotykają się dwa egoizmy i dwie histerie. Ta łzawa, kobieca, i ta pozornie zdecydowana na wszystko, walcząca o wolność - męska. Obie mają jeden cel: zniszczyć upokorzyć partnera, pokrzyżować jego plany, siebie wywyższyć jego podłością. I ranić, i więzić. Jona (Tomasz Międzik) udaje zdecydowanego. Nie ukrywa, że to powtarzający się spektakl. Stoi z boku, obserwuje, uprzedza i kompromituje rolę żony - przeciwniczki, wydaje się bardziej okrutny. Ale to może tylko pozór, może bardziej tajemnicza i okrutna jest rozwrzeszczana Lewiwa Anny Tomaszewskiej. Musi być coraz głośniejsza, chrypi, prawie rzęzi - tylko tak ma szansę zaskoczyć partnera, który zna na pamięć jej grepsy. Świadomość farsy ma on, ona chce i musi być dramatyczna. Tomaszewska broni postaci i tylko w natężeniu emocji doszukać się można wy kalkulowanego komedianctwa. Przecież i Lewiwa grała te sceny wiele razy, więc aby zostać usłyszana przez tego mężczyznę, musi grać jeszcze ostrzej. To ona szuka audytorium, odwołuje się do publiczności, do dusz zmarłych przodków, którzy obserwują z zaświatów niegodziwość męża. To nie tylko metafora. Aktorzy zwracają się do rzeczywistej publiczności. Rozmawiają z nią. Szukają w niej sojusznika. Teatr uczuć mieści się w teatrze. Łóżko jest jedną ze scen.

Trzecia postać dramatu, sąsiad Gunkel (Radek Krzyżowski) zdecydowanie przekracza ramy realistycznej konwencji. Podglądacz, skomlący jak pies, wpełzający do łóżka małżonków w poszukiwaniu ciepła, liżący stopy Lewiwy, jest postacią z groteskowego i strasznego snu Kafki. Pragnie ludzkiej obecności, bliskości, więc łatwo mu domyślić się, że samotność małżonków niewiele się różni od tej, która go dręczy. A przecież ich los nadal wydaje się mu szczęśliwszy niż własny.

Anioła - muzyka wymyśliła reżyserka. Nie ma go w sztuce Levina. W spektaklu uobecnia trochę naiwnie metafizyczną perspektywę śmierci. Udręka życia opowiada o klęsce, którą stwarza człowiek, niszcząc wartość największą - drugiego człowieka. Śmierć Jony uzmysławia Lewiwie prawdę najprostszą. Nie wrócimy już, nie przeżyjemy lepiej naszego życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji