Artykuły

Duży platfus

W Narodowym Starym Teatrze, dziś, przysłowiowe sto lat po "komunie", Sławomir Mrożek wciąż ma karmazynową twarz najwybitniejszego Stańczyka PRL-u. Kazimierz Kutz pokazał swoją wersję "Pieszo", sztuki, jak to się słusznie prawi - prawie genialnej. Z tyłu sceny, na wielkim telebimie, co parę chwil bije w oczy wyświetlany portret Włodzimierza Iljicza Lenina. Taki, proszę ja was, kontrapunkt. Co parę minut bije w oczy widok placu Czerwonego, bije w oczy cudowny profil Kremla, po czym bije to, co na początku - Włodzimierz Iljicz Lenin. Taki, proszę ja was, rytm. Słowem - Kutz chlaszcze oczy tandetną oczywistością, że mianowicie jak się nie ma nic do powiedzenia na temat Mrożka, ustawia się Mrożka w dekoracjach odwiecznych. ZSRR, PRL, cierpienie - jaja z ZSRR, PRL i cierpienia. I dookoła Wojtek. Taka to jest, proszę ja was, gmina.

Jesteśmy w domu. Kto to jest prawdziwy Polak? Ja się rozliczam, ty się rozliczasz, on się rozlicza, my się rozliczamy, wy się rozliczacie, oni się rozliczają. To jest prawdziwy Polak. W poniedziałek, wtorek, środę, czwartek i piątek się rozlicza. W sobotę też. Rozliczamy się w każdą sobotę, ale też w każdą sobotę łudzimy się, że przynajmniej w niedzielę odsapniemy. Niestety. W niedzielę też się rozliczamy. Z Bogiem, na mszy. Po czym znów jest poniedziałek... Czyli znów nasza polka galopka. Kto? Co? - Rozliczenie. Kogo? Czego? - Rozliczenia... O, rozliczenie! Polak nie może inaczej, Polak rozlicza się bez przerwy, maniakalnie, schizofrenicznie, do krwi ostatniej. Kto ty jesteś? Rozliczeniowiec mały. Jaki znak twój? Rozliczony orzeł biały (Już z koroną!).

Polak rozlicza się ze wszystkim. Z dowolnie wybraną wojną, z dowolnie wybranym romantyzmem, z dowolnie wybraną tradycją, z dowolnie wybranym Bogiem, z tym, co na lewo, z tym, co na prawo oraz z tym, co w środku. Z czym popadnie rozliczasz się, synu twojego narodu. Jeśli nie chcesz mojej zguby, rozliczże się - mój ty luby! Gdy widzisz Chińczyka, który z Marią Janion dyskutuje o powstaniu listopadowym, - wiedz, że nie jest to Chińczyk! To jest żółty Polak. Rozliczenie, zdrowie moje - ty jesteś jak Litwa! Ile cię cenić trzeba, ten tylko się dowie, kto się nie rozliczył! Amen - czyli kolejne słówko do rozliczenia.

Wiem, co mówię, bo przecież niniejszym rozliczam się z Kutzem, który za pomocą "Pieszo" Sławomira Mrożka rozlicza się ze mną, z tobą, z wami i z nami. Kutz się rozlicza w Narodowym Starym Teatrze, w ansamblu, którego artystycznym magiem jest Mikołaj Grabowski - mistrz rozliczeń przecież, mistrz rozliczeń á la Kitowicz! I nie pytajcie, z czym się Kutz rozlicza. Tego nawet sam Kutz nie wie. I na tym właśnie tik nerwowy narodu naszego polega, jak mniemam. Formę odpowiednią łapiesz - i starczy! Futerał bez skrzypiec, skrzypce bez smyczka, smyczek bez dłoni skrzypka. To u nas aż za dużo, by ambitny koncercik teatralny zmontować. Ty nie pytaj więc, dlaczego oraz z czego rozliczany jesteś. Ty miej baczenie, by równo puchło, ponieważ taki jest twój obywatelski obowiązek.

Toporność podobizn Włodzimierza Iljicza. Nachalność podobizn placu Czerwonego, Kremla i tych rzeczy. Nadzwyczaj słowiańskie ściernisko z tyłu. Łuski, które się u Kutza po scenie walają, mają wielkość i smak pieśni "Boże, coś Polskę przez tak liczne wieki...". Rzecz jasna, nie o koturn patriotyzmu Kutza mi idzie. Idzie mi o patos jego niby demitologizującej ironii. Zgroza. Zgroza kontekstów, kontekścików i innych ściboleń - ach, jakżeż my to wielbimy! I schodzą te spiżowe toporności i nachalności - wprost na ziemię. Na tym głównie polega rozpacz tego przedstawienia. Schodzą i w aktorów wchodzą. Czy ja mam niniejszym Jerzego Trelę (Ojciec) albo Annę Dymną (Baba) poważnie pytać o ciemność ich kreacji? Czy mam się znęcać nad nędzą opowieści, co pretensjonalnie epatuje swą bezkompromisową epickością? Przecież premiera była ściśle taka, jak pierwsza próba czytana tuż po urodzinach cioci reżysera, na których śmiechom i żartom nie było końca! I w sumie - na tym mógłbym skończyć. Tylko że...

Tylko że Sławomir Mrożek tkwi w tym wszystkim. Legion, legion troskliwych, gdzieś od 15 lat, pieje nad nędzą współczesnej polskiej dramaturgii. Ot, kolejna nasza nadwiślańska sztuczność mordercza. Na półce jest Mrożek, Fredro, Zapolska, Gombrowicz, Słowacki i - tak jest! - Bałucki, a my płaczemy, że nie mamy co grać! Niepojęte. "Skaranie boskie z tobą. Kto widział tak szczać i szczać". Oto pierwsza fraza "Pieszo". Znam tylko jedno lepsze otwarcie. W "Czekając na Godota" Estragon próbuje zezuć but. Nie da się. I powiada: "Nic się nie da zrobić". "Pieszo" to włóczędzy Becketta, którzy przestali czekać i znów ruszyli przed siebie. Włóczędzy Mrożka wiedzą już, że w sumie żadna to różnica. To trzeba było wystawić, to - a nie kolejną mszę odbrązawiającą nie wiadomo co. Trzeba było ogarnąć oczywistość, że Mrożek w "Pieszo" - to grubo więcej niż nasze dzisiejsze wzdymane problemiki z przeszłością. Syn szcza, ponieważ szczać mu się chce, nie zaś przeciwko komunizmowi, Leninowi oraz ZSRR. To trzeba pojąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji