Artykuły

Mrożek szuka szczęścia

Znów Mrożek u Dejmka. Który to już raz? Z pięciu najnowszych sztuk Sławomira Mrożka, cztery Dejmek wyreżyserował sam, a premiera jednej ("Pieszo") odbyła się w łódzkim Teatrze Nowym za jego dyrekcji. Z realizacji warszawskich mamy jeszcze w pamięci znakomite przedstawienia "Vatzlava" i "Ambasadora".

Teraz na scenie Teatru Kameralnego pojawia się nowa, wydrukowana w "Dialogu" w ubiegłym roku sztuka "Letni dzień". Mają widać autor i reżyser do siebie zaufanie.

Z tego zaufania wiele wynika. Przede wszystkim niezwykła wprost wierność tekstowi. Dejmek zrealizował "Letni dzień" kropka w kropkę tak, jak to Mrożek w dramacie zapisał. Zgadzają się szczegóły scenograficzne, rewizyty, kostiumy. Wykorzystano każdą, zawartą w didaskaliach uwagę. Dlaczego zaś tak wiele miejsca poświęcam tym faktom?

W dzisiejszej dobie wszechwładzy reżysera, inscenizatora, adaptatora i scenografa w teatrze, w którym tekst literacki podlega przycinaniom, przeróbkom, interpretacjom a rebours, dopisywaniu, modyfikowaniu - wierność autorowi jest praktyką zgoła oryginalną, jest rzeczą bezcenną. Osiągnąć ją niełatwo. Miał rację Konstanty Puzyna twierdząc, iż tak naprawdę wierny autorowi może być tylko zecer. Jasne, że inscenizacja każdego dramatu jest równoznaczna stworzeniu zupełnie nowej jakości i jako taka nie może być tożsama ze słowem pisanym. Niemniej, a może właśnie dlatego przykazaniem każdego biorącego do ręki dramat reżysera winno być dążenie da osiągnięcia tej tożsamości. Idzie o to, by ta sama była myśl.

Tekst "Letniego dnia" jest cudownie wypreparowany z wszelkiego kontekstu historyczno-społeczno-politycznego. I choć akcja rozgrywa się w określonym miejscu (miejscowość uzdrowiskowa nad morzem) i czasie (jeden dzień) to jest w sposób doskonały umieszczona poza przestrzenią i czasem. Ta sama uniwersalna nieokreśloność dotyczy bohaterów. I nawet najzatwardzialsi spośród tych, którzy zajmują się poszukiwaniem i wyklaskiwaniem znaczeń, jakich w tekście nie ma - nie znajdą tu pożywki dla swoich praktyk.

"Letni dzień" jest dramatem czystym. A w swej czystości pięknym. Dotyczy - najoględniej mówiąc - konfrontacji dwóch postaw wobec świata. Jednemu bohaterowi (nosi wdzięczne imię Ud) wszystko się w życiu udaje, a więc do niczego już nie tęskni. Nie ma do czego dążyć, brak mu wiary w sens świata. Drugiego (nazywa się Nieud) spotykaią same niepowodzenia. Życie jest dlań pasmem rozczarowań i klęsk, ale każde rozczarowanie i klęska budzi chęć podjęcia kolejnej próby, budzi nadzieję. Przychodzi jednak zwątpienie, załamanie, decyzja o samobójstwie. Pod drzewem, na którym ma się obwiesić spotyka Nieud Uda, który zjawił się w tym samym celu, tylko z przyczyn zupełnie innych. A zatem - jak to u Mrożka często - efektowny paradoks i filozoficzna metafora. Pytanie o wartości i o sens.

Skoro szczęścia nie daje osiągnięcie celu, czy może dać szczęście samo do celu dążenie? Mrożek dystansuje się wobec obu bohaterów, Dejmek - także. Spiritus movens akcji jest piękna Dama. Jej pojawienie się działa na sposobiących się do samobójstwa nieszczęśników jak katalizator. Obaj porzucają myśl o ucieczce ze świata, obaj decydują się na ciąg dalszy. Z jakim skutkiem - łatwo przewidzieć. Z tym, że Nieud osiąga szczęście, a przynajmniej sam w to wierzy i to raczej jemu zazdrościmy, a nie Udowi, który - jak zwykle - zwycięża.

Bardzo klarowna, a zarazem bardzo wieloznaczna przypowieść o człowieczej kondycji i o świecie wartości, w którym się obracamy. Mrożek umiejętnie z wielu stron oświetla tradycyjne, funkcjonujące w naszej świadomości na zasadzie haseł, pojęcia. Wykpiwa jednoznaczność życiowych prawd, stawia raczej pytania. niż daje odpowiedzi.

"Letni dzień" jest doskonałą zabawą, doskonałą rozrywką. Przedstawienie Dejmka eksponuje wszystkie wartości tej zabawy, intelektualnej przygody. Teatr to zupełnie niedzisiejszy: prosty, nieefektowny - rzec by można - ilustracyjny. Ale byłoby to stwierdzenie niesprawiedliwe. Spektakl w Kameralnym ma swój styl, swój wdzięk. Jest jakby zawieszony między, między wszystkimi naszymi teatralnymi konwencjami, między naszym realizmem i naszym absurdem.

Ot, po prostu konwersacja. "Letni dzień" doskonale mógłby być radiowym słuchowiskiem. Ale Dejmek nie stara się na siłę usprawiedliwiać scenicznego bytu dramatu. Nie szuka za wszelką cenę teatralnych ilustracji, czy też scenicznych odpowiedników myśli autora.

Jeden tylko element Dejmek Mrożkowi dopisał. Rozwinął i wzbogacił rolę upuszczanej w pierwszym akcie przez Damę chusteczki. Chusteczka owa pojawia się w przedstawieniu jeszcze kilkakrotnie w myśl starej zasady że strzelba wisząca na ścianie w pierwszym akcie, w ostatnim, powinna wystrzelić. Dejmek przedłuża więc sceniczny byt niepozornego rekwizytu, by nadać mu rangę symbolu. Jego zastosowanie nie kłóci się z wymową dramatu, przeciwnie - podkreśla ją tylko i wyostrza.

Przedstawienie jest tak samo czyste i skromne jak dramat. Tak samo autoironiczne. Jest adekwatne.

Obsada nie byle jaka. Andrzej Łapicki - Ud, Jan Englert - Nieud. Znakomicie budują kontrast między sobą, ale obaj dalecy są od ostrych środków. Początkowo nawet może się wydawać, iż coś ich trzyma, coś krępuje, coś nie pozwala rozegrać się w pełni. Ale z czasem widzimy, że to właśnie tak, i tylko tak można grać "Letni dzień". By nie stracił swego charakteru metaforycznej przypowieści, filozoficznego żartu.

Obu panom z gracją partneruje Magdalena Zawadzka jako Dama. Gra uosobienie kobiecości, bo tak to chyba Mrożek sobie wyobraził. Ale ileż jest tych uosobień?

Niektórzy widzowie są jakby zaskoczeni. Nie przypuszczali zapewne, iż taki teatr jeszcze istnieje, że może być żywy, że może obchodzić. Przedstawienie "Letniego dnia" jest teatralnym antyeksperymentem (choć Andrzej Łapicki staje na głowie), warto więc w powodzi eksperymentów popatrzeć i posłuchać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji