Artykuły

Funny Games po polsku (Kordian)

"Kordian" w reż. Szymona Kaczmarka w Narodowym Starum Teatrze w Krakowie. Pisze Adrianna Alksnin w portalu e-splot.

To nie jest spektakl według dramatu Słowackiego. To nie jest spektakl o bohaterze romantycznym. To nie jest spektakl o Kordianie. Szymon Kaczmarek wciąga widza w perwersyjną grę, której stawką jest życie lub śmierć. Reżyser używa tekstu "Kordiana", aby uruchomić mroczne instynkty drzemiące w naszej nieświadomości - klimat przedstawienia dla wielu może przypominać filmy Hanekego.

Biały pokój. Kilka foteli, na półkach książki, trochę sprzętów domowych. W głębi, tuż za schodami znajduje się kuchnia. Po prawej drzwi. Scenografia całkiem współczesna. Tak skonstruowana przestrzeń umiejscawia akcję w jednym pomieszczeniu, co już na wstępie sugeruje, że inscenizacja Kaczmarka odżegnuje się od romantycznej wykładni dramatu. Na scenie pojawia się dwóch mężczyzn. Jeden z nich (Adam Nawojczyk) korzysta z wózka inwalidzkiego. Młodszy (Szymon Czacki), pełniący funkcję opiekuna pielęgniarza, uruchamia kamerę i rozpoczyna wywiad - za pomocą tego zabiegu widz zostaje wprowadzony w sytuację sceniczną.

Mężczyzna na wózku podczas nieudanej próby samobójczej został sparaliżowany od szyi w dół. Mówi o sobie Kordian, lecz nie można mieć pewności, czy to jego prawdziwe imię. Nadal pragnie śmierci, jednak z oczywistych przyczyn nie może popełnić samobójstwa. Skazany jest na jałową egzystencję na łasce innych. Młodszy na jego prośbę skonstruował aparat, który po podłączeniu kroplówki uwolni do jego organizmu płyn z surowicą. Do aparatu przymocowany jest sznurek - wystarczy pociągnąć, a z pozostałych dwóch fiolek popłyną kolejno środek nasenny i trucizna. Ktoś jednak musi podać mu sznurek do ust. Czy to zatem spektakl o eutanazji? Tylko z pozoru. Perwersyjny charakter sytuacji scenicznej ujawnia się, kiedy okazuje się, że jest ona rejestrowana okiem kamery i ma stanowić film dokumentalny. W wydarzeniu tym bohaterowi ma towarzyszyć rodzina. Każdy z nich otrzymał pocztą egzemplarz Kordiana z odpowiednim cytatem: W łeb sobie strzelę Panią na uczty śmiem prosić. A jeśli po kochanku chcesz żałobę nosić, upewniam, że będzie ci do twarzy z żałobą Pani! czy jedziesz ze mną?... Dlaczego akurat z Kordiana? Lektura tekstu kładzie nacisk na wątki odnoszące się do samobójstwa, skąd wynika pewne powinowactwo duchowe między postacią sparaliżowanego mężczyzny a bohaterem Słowackiego.

Kiedy przybywa rodzina, drzwi zostają zamknięte na klucz. Nikt nie opuści pokoju przed czasem. W ten sposób zostają zmuszeni do wzięcia udziału w spektaklu, na który najwyraźniej nie mają ochoty. Rozpoczyna się czytanie tekstu Słowackiego. Matka (Beata Paluch) i ojciec (Jacek Romanowski) próbują grać swoje role z pewnym zaangażowaniem, choć mylą się, przejęzyczają, połykają słowa. Pomimo raczej przykrych okoliczności matka pozwala sobie na śpiew, ojciec zaś, przechodząc do partii Grzegorza, odrzuca egzemplarz tekstu i pozwala sobie na improwizację. Sceny te ukazują jednak coś jeszcze. To Kordian jest głównym bohaterem i zarazem reżyserem całego wydarzenia. Reszta daje się wciągnąć w zaprojektowaną przez niego grę, członkowie rodziny do tego stopnia skupiają się na jak najlepszym odegraniu przeznaczonych im partii, że zapominają o roli rodziców, którą powinni odegrać wobec syna. Laura (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik), była kochanka, czuje się w tej sytuacji wyraźnie niekomfortowo. Wierci się nerwowo na krześle i ma wyraźnie zażenowaną minę. Kiedy nadchodzi jej kolej, z trudem wypowiada swoje kwestie, nie potrafi ukryć rodzącej się agresji. Kilkakrotnie próbuje opuścić pokój, szarpie nerwowo za klamkę. Drzwi jednak pozostają zamknięte. Dalszy dialog zaczyna brzmieć coraz bardziej naturalnie, choć nadal jest pełen emocji. Nie wiadomo już, czy Laura nadal "mówi Słowackim", czy też próbuje powiedzieć coś od siebie. Po odczytaniu fragmentów I i II aktu rodzina usuwa się ze sceny. Ojciec wychodzi dość obojętnie, Laura trzaska z wściekłością drzwiami, ksiądz okazuje pogardę. Jedynie matka odchodzi ze smutkiem. Okrucieństwo tej sceny staje się widoczne, jeśli pamiętamy, że być może było to ostatnie pożegnanie.

Partie Kordiana recytowane są przez mężczyznę na wózku. Jego ciało pozostaje bezwładne i nieruchome. Widownia może jedynie śledzić twarz na projekcji wyświetlonej na jednej ze ścian, choć czasem ze względu na kąt ustawienia kamery, profil widać jedynie częściowo. Opiekun przenosi go z miejsca na miejsce, rzucając nim jak kukiełką. Z czasem, w miarę recytowania kolejnych partii tekstu, głos Kordiana słabnie, słowa wypowiadane są z coraz większym wysiłkiem. Intonacja coraz bardziej zaczyna przypominać kiepskie aktorstwo. Mimo to spektakl trwa dalej. Widownia powoli traci cierpliwość, podobnie jak młodszy mężczyzna, który okazuje coraz większe poirytowanie sytuacją, w pewnym sensie znęca się nad swoim podopiecznym. Swoje partie wypowiada od niechcenia, z irytacją, w którymś momencie rozrzuca po pokoju książki. Kordian mimo to pragnie "dograć" tekst do końca. Jego rozpaczliwe wysiłki dają coraz bardziej żałosny i żenujący efekt. Co więcej, starania te nie budzą litości i współczucia, nawet wśród widowni. Jest to bowiem postać rozgoryczona, pławiąca się w swoim cierpieniu i niewahająca się wciągnąć w ten okrutny teatr swych najbliższych.

Czy Kordian umrze? W ostatnich scenach, tuż przed odejściem młodszego mężczyzny, kroplówka nie jest podłączona do wenflonu. Sznurek także leży gdzieś na podłodze. Spektakl Kaczmarka, podobnie jak dramat Słowackiego, nie udziela odpowiedzi. Decyzja należy do widza. Można zaryzykować stwierdzenie, że ostatecznie celem spektaklu nie jest życie bądź śmierć bohatera. Jest nim obnażenie "brudnego" pragnienia widza, aby Kordian wreszcie umarł.

Spektakl Kaczmarka bardzo wyraziście korzysta z konwencji kinowej, dlatego też można chwilami odnieść wrażenie, że Kordian nie jest spektaklem teatralnym, lecz filmem. Mam tu na myśli rezygnację z typowo teatralnych rozwiązań na rzecz wzmocnienia iluzji realności podglądanych wydarzeń. Jest to propozycja bardzo śmiała i oryginalna, z całą pewnością zasługuje na uwagę, choć niestety chwilami przyjęta konwencja zdaje się nie być w stanie "udźwignąć" tekstu Słowackiego. Jednak to właśnie dzięki tej żenującej nieporadności bohatera udaje się wywołać w widzu niechęć i rozdrażnienie, bez których spektakl nie byłby w stanie wywrzeć tak silnego wrażenia. Warto pogratulować Adamowi Nawojczykowi odważnej i zarazem ryzykownej roli Kordiana, którego z całą pewnością nie polubimy, a być może część z nas w swych życzeniach z przyjemnością uśmierci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji