Artykuły

Katastrofa, a nie kraksa

"Kraksa" w reż. Wojciecha Smarzowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Wojciech Smarzowski wyreżyserował w Starym Teatrze w Krakowie sztukę Friedricha Dürrenmatta.

Oglądając kolejne wykoślawione przedstawienia Starego Teatru, miałem nadzieję, że precyzyjna konstrukcja "Kraksy" Friedricha Dürrenmatta wreszcie przemówi ludzkim głosem. Próżne oczekiwania. Język adaptacji Wojciecha Smarzowskiego okazał się prymitywny, gminno-knajacki, utrzymany w klimacie dialogów jego obsypanego nagrodami filmu "Wesele".

Reżyser akcję "Kraksy" przeniósł do współczesnej Polski. Gdzieś w Bieszczadach ford Pawła Nowaka (Roman Gancarczyk), rzutkiego szefa marketingu branży alkoholowo-tytoniowej, ląduje w rowie. Poszkodowany trafia do pensjonatu prowadzonego przez Woźniaków (Monika Jakowczuk, Zbigniew Ruciński). Spotyka w nim emerytowanych prawników. Prokurator (Marian Dziędziel), Obrońca (Leszek Piskorz) i Sędzia (Tadeusz Huk) lubią dla zabawy odtwarzać słynne procesy (Jezusa czy Joanny d'Arc) albo też znajdują delikwenta, który zgadza się być Oskarżonym.

Żal, że tę wspaniałą opowieść Smarzowski sprowadził do poziomu naparzanek ludzkich karykatur. Nasycenie dialogów wulgaryzmami, dowcipasy o przyrodzeniu bohatera, rozmaite wtręty w akcję - szantaż i gwałt, jakiego Nowak dopuszcza się na Woźniakowej - sprawiają, że tekst Dürrenmatta jawi się jako abominacyjny, a wiadomo z lektury, że taki nie jest. To niczym nieusprawiedliwione nadużycie interpretacyjne widowisku przynosi jedynie straty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji