Artykuły

Lepiej pływam niż śpiewam

Krakowianie poznali jej talent dzięki Piwnicy pod Baranami i Teatrowi STU, telewizyjna publiczność dzięki "Benefisom". BEATA RYBOTYCKA to styl, czasem delikatność, a innym razem drapieżny pazur. W każdym razie jest absolutnie nie do podrobienia.

W roli Podstoliny [na zdjęciu] w "Zemście" w reż. Krzysztofa Jasińskiego prezentuje się Pani nadzwyczaj efektownie.

- Dziękuję. Traktuję rolę Podstoliny jako kolejny, bardzo ważny krok w powrocie do aktorstwa po latach banicji. Od prawie 15 lat jestem związana z Teatrem STU, ale dopiero w zeszłym roku zagrałam po raz pierwszy w sztuce nie-śpiewanej, w "Scenach miłosnych dla dorosłych" Zbigniewa Książka. Potem Józef Opalski zaprosił mnie do "Sekretów nietoperz/', a teraz ta Podstolina.

W przedstawieniu mówi Pani ze lwowskim zaśpiewem.

- Wymyślił go reżyser, ale ja nawet przez moment się nie wahałam. Rodzina mojego ojca pochodzi ze wschodu. Część rodziny mówi z lekkim akcentem. Bardzo go lubię.

Popularność przyniosły Pani występy w telewizyjnych "Benefisach".

- To bardzo pouczająca przygoda. Zawsze najlepiej pracuje się z ludźmi, których się dobrze zna. Może dlatego najcieplej wspominam spotkania z artystami z Krakowa. Były takie momenty, że w trakcie nagrania programu niosła nas jakaś wspaniała, metafizyczna niemal pasja: uskrzydleni artyści śpiewali dla uskrzydlonego bohatera.

W "Benefisach" jest Pani zawsze gwiazdą w starym, dobrym stylu. Podobnie u boku Jerzego Nowaka w teatralnym "Intymnym seansie kabaretowym" Józefa Opalskiego. Boa, piękne suknie i cienka ironia...

- Od lat buduję taki sceniczny obraz i niech pozostanie tajemnicą, ile w tej kreacji jest ze mnie, a ile z marzenia o byciu damą. Spotkanie z Jerzym było niezwykłą przygodą zawodową i zarazem początkiem naszej przyjaźni.

Sporo mówi się o Pani wdzięku, ale także o ostrym poczuciu humoru.

- Naprawdę tak o mnie mówią? To zasługa rodziców. Oboje są wspaniałymi ludźmi. Tato jest bardzo towarzyski, mama - kobieca i elegancka.

Pochodzi Pani z Gliwic...

- Tam się wychowałam. Tato jest ze wschodu, ale mama jest rodowitą Ślązaczką z Nikulczyc.

Pracowita i schludna Ślązaczka... Pani mąż nie może w domu narzekać.

- Przeciwnie, Krzysztof twierdzi, że jestem matrymonialnym oszustwem. Nie jestem typową Ślązaczka. Nie gotuję zbyt często, a kiedy widzę, że firanka jest źle powieszona, nie rzucam wszystkiego, żeby ją poprawić. Mama powiedziała mi kiedyś: "Nie przyznawaj się dziecko, że umiesz za dużo, bo potem będziesz to robiła przez całe życie".

Ponoć relaksuje się Pani, haftując.

- To także odziedziczyłam po mamie, która ciągle była w ruchu i robiła mnóstwo różnych rzeczy: szyła, cerowała, albo haftowała. Nie jestem zapamiętałą hafciarką, ale bardzo to lubię. Jechałam kiedyś ekspresem z Krakowa do Warszawy, ubrana w solidną motocyklową kurtkę, sportowe spodnie i ciężkie glany. Weszłam do przedziału, po czym wyjęłam swój zestaw do haftowania i spokojnie zaczęłam wyszywać. Mężczyzna, który siedział naprzeciwko mnie, o mało nie zemdlał.

Są specjalne szkoły haftowania?

- Pewnie. Ja preferuję tzw. haft krzyżykowy, który nie wymaga wielkich zdolności, ale jest jak nałóg - jak się już zacznie wyszywać, trudno skończyć. Jak chipsy... Haftuję w nocy, niby wiem, że trzeba spać, ale myślę, jeszcze do zakrętu; kiedy mijam ten zakręt, to do połowy następnego. I tak może minąć noc.

Pani kolejne hobby to renowacja mebli.

- Hobby to może za dużo powiedziane, ale uwielbiam to robić. Kupowałam stare meble do naszego domu na Mazurach. Najpierw zdzierałam Kolejną farbę, potem darłam ją papierem ściernym o różnej ziarnistości tak, żeby faktura mebli nie była jednorodna.

Sama?

- A jak pan myśli? Malowałam krzesła, stoły, szafy - wszystkie wyglądają bardzo ładnie. Potem się wycwaniłam i kupiłam spalarkę. Było łatwiej.

Uwodzicielska dama w boa z Teatru STU ze spalarką w ręku?

- Całe wakacje tak mi minęły! I ładnie się opaliłam. Wynosiłam meble przed dom, a słońce samo mnie opalało. To było bardzo przyjemne.

Ma Pani inne nietypowe pasje?

- Kobiety bardzo rzadko dobrze pływają. A ja pływam lepiej niż śpiewam.

A propos: przypuszczam, że śpiewała Pani już w szkole teatralnej.

- W szkole w ogóle nie śpiewałam. Tylko na zajęciach, egzaminach, czasami z gitarą przy ognisku. Do dzisiaj nie znam nut, uczę się ze. słuchu. W trakcie studiów nigdy nie byłam nawet w Piwnicy pod Baranami.

...Piwnicy, która stalą się dla Pani drugim domem.

- Można tak powiedzieć. Piotr Skrzynecki poprosił mnie raz, żebym coś zaśpiewała w Piwnicy, bo "wszystkie kobiety się pochorowały". Przyszłam na jednorazowe zastępstwo i, jak wielu artystów przede mną, zostałam trochę dłużej. Był rok 1989.

Zatem śpiewa Pani dzięki Skrzyneckiemu.

- Jestem typowym Rakiem. Mam problemy z decyzjami, ale jak coś się stanie, to raczej trwa. Tak było z Piwnicą, tak jest z aktorstwem, śpiewaniem.

Zosia, Państwa córka, z powodzeniem gra główną rolę w "Tajemniczym ogrodzie" w Teatrze Bagatela. Jak znoszą się dwie artystki śpiewające w jednym domu?

- Jestem bez przerwy krytykowana, zwłaszcza gdy mylę słowa piosenek, bo Zosia zna wszystkie moje teksty na pamięć. Kiedy uczę się nowych piosenek, Zosia uczy się ich także. Ja czasami zapominam, ona zawsze świetnie pamięta. Nie mam zamiaru z nią rywalizować...

Nie miałaby Pani nic przeciwko temu, gdyby poszła w ślady rodziców?

- Myślę, że Zosia będzie robiła to, na co będzie miała ochotę, ale z drugiej strony jestem daleka od tego, żeby pchać ją w ten zawód, bo jest trudny i bywa niewdzięczny. Nie ma określonego kierunku, który chciałabym wyznaczyć dziecku, ani w sprawach zawodowych, ani nawet wychowawczych. Czasem rodzice sugerują coś dzieciom ze szlachetnych pobudek i okazuje się potem, że popełnili błąd.

Zaczęła Pani od aktorstwa dramatycznego, potem było śpiewanie, a teraz sąsiaduje ono z aktorstwem komediowym.

- Pewnie niedługo zatęsknię za poważnymi rolami. Mam już konkretne plany, ale to jeszcze tajemnica.

Tymczasem wkrótce na scenie zobaczą Panią widzowie warszawscy.

- I to w duecie ze Zbyszkiem Wodeckim! W Teatrze na Woli przygotowujemy dwuosobową sztukę pod tytułem "Grają naszą piosenkę". Reżyseruje dyrektor teatru, Bogdan Augustyniak. Serdecznie zapraszam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji