Artykuły

Znów sam przez godzinę

Jak w każdą rocznicę śmierci Tadeusza Łomnickiego, czyli już dwudziesty raz oglądam go jako Krappa w wyreżyserowanej przez Antoniego Liberę "Ostatniej taśmie" Samuela Becketta - i frenetyczne wykrzykniki dwudziesty raz schną wokół telewizora - pisze paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Od dwudziestu lat przymiotniki więdną w połowie lutego. Wielki był! Największy między aktorami świata całego i nie tylko w XX wieku! Niepowtarzalny! Zachwycający! Hipnotyczny! Przepotężny w boskiej sztuce swojej! Genialny w każdym geście, słowie i milczeniu! Najgenialniejszy z genialnych! Obezwładniający! Nieogarniony! Jak w każdą rocznicę śmierci Tadeusza Łomnickiego, czyli już dwudziesty raz oglądam go jako Krappa w wyreżyserowanej przez Antoniego Liberę "Ostatniej taśmie" Samuela Becketta - i frenetyczne wykrzykniki dwudziesty raz schną wokół telewizora. Więdną, lecz nie dlatego, że są dla Łomnickiego zbyt nieśmiałe bądź też, odwrotnie, nachalnie koturnowe. Nie. Są nagle niepotrzebne jak śrubokręt dla pączka - dlatego zaczynają marnieć w prologu, gdy Krapp podnosi głowę nad biurkiem. Albo gdy celebruje pożeranie bananów.

Tyle mu zostało - bananowa rozpusta raz dziennie. I słowa. Jego na taśmach zostawione słowa z całej jego przeszłości i te, co je ma w głowie - zdania, które za chwilę nagra, by mocje kiedyś odsłuchać i wściekać się, szydzić z siebie. Banany i zdania. Od zawsze wie, że tyle mu wystarczy, by dowlec się do śmierci. Więc na blat - pudełka ze szpulami, ebonitowy magnetofon i księga, kronika jego czasu dokonanego. Dalej - włączy "start", rękami w czarnych mitenkach obejmie magnetofon, jakby to była ebonitowa trumienka słów, przysunie ucho blisko szpuli i usłyszy - siebie z przeszłości.

Z tą całą ciemnością wokół nie czuję się aż tak sam. (...) Ziarna od plew... Co właściwie miałem na myśli, mówiąc "ziarna"? Chodziło mi chyba... tak mi się wydaje... o to wszystko, co zachowa jakąś wartość, gdy cały ten popiół - cały mój popiół już osiądzie. Zamykam oczy i próbuję sobie wyobrazić, co to będzie. I jeszcze: "Niezwykła cisza dziś wieczór, natężam słuch i niczego nie słyszę".

Twarz Łomnickiego, pochylonego nad Łomnickiego głosem, co się układa w te i całą resztę zdań na taśmach.

I jego twarz, i głos za chwilę, gdy wyciągnie archaiczny mikrofon, by na kanwie usłyszanych zdań nagrać sobie ku pamięci swą wobec siebie pogardę: "Wysłuchałem właśnie tego żałosnego kretyna, którego trzydzieści lat temu uważałem za siebie, trudno uwierzyć, że mogło być ze mną aż tak źle. Ten głos! Boże! Dzięki Bogu wszystko to już skończone". To są obrazy jak najboleśniejsze kadry filmów Chaplina, z których ktoś by wyssał całe ich ciepło i całe ciche pocieszenie.

Co tu komu mogą dać wszystkie przymiotniki świata? Krapp Łomnickiego jest jak kamień. O czym tu jeszcze gadać? Co analizować? O czym dywagować? Kamień o siwych włosach i twarzy znużonego klauna, w mitenkach na starych rękach, w sypiących się łachmanach, ze strzępem niegdyś białej chustki wokół szyi i w filcowych kapciach na znużonych nogach, kamień za biurkiem, w kręgu jasnego światła na dnie ciemności bez końca słuchający przeszłości i krzyczący na nią - to jest sedno samotności. Zagrać samotność... Da się w aktorstwie pójść dalej? Tu nie ma o czym gadać. Więdną przymiotniki.

Więdną przymiotniki i znikają też z powietrza upierdliwe muchy, by tak rzec, muszki moralności, etyki, jedynie słusznej przyzwoitości, muchy, co przed śmiercią Łomnickiego, jak i po niej, dzielnie sobie fruwały, fajdając jego sztukę planktonem pięcio-rzędnym. Bo przecież takich, nie innych wyborów politycznych dokonał! Bo nieznośny był w pracy! Bo furiat! Bo wył! Bo nie miał litości! Bo krzywdził! Bo gnębił! Bo... Szkoda to ciągnąć.

Znów luty. Krapp znów sam przez godzinę. I sam jest Łomnicki. Jak zawsze, w każdym razie - jak w końcówce życia. On, banany... Dajmy spokój bananom. On i słowa - to wszystko. Krapp Łomnickiego i słowa Becketta. Ten zestaw przywraca na chwilę zgubioną gdzieś hierarchię teatralnych wartości. I język jest lżejszy o puste przymiotniki. I lżej oddychać, gdy pierzchły muchy moralności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji