Artykuły

Kastracja lustracji

Machina propagandowa zapowiadała wydarzenie. Zmasowane informacje o nadchodzącej premierze "Śmierci i dziewczyny" przypominały dawne czasy, kiedy to w ramach tzw. polityki kulturalnej prowadzonej przez dobrze znaną "niewidzialną rękę", "zaklinano" przyszły sukces. Nie wspominano tylko kon­sekwentnie o cenach biletów. Najtańsze 150 tys. zł.

Recenzenta "TRYBUNY" oczywiście na pokaz przedpremierowy nie zaproszono, zapewne w ramach oddolnej lustracji czy­nionej przez gospodarzy spektaklu. Za własne pieniądze posze­dłem na trzecie przedstawienie, bo do teatru chce mi się na­dal chodzić. Przedstawienie okazało się, delikatnie mówiąc, marne, ale nie to przecież jest "wydarzeniem". To jest raczej pe­wien standard. Natomiast wrzawa, która wokół toczyła się i toczy może budzić zainteresowanie jako przykład robienia lu­dziom "wody z mózgu" w dodatku za ich własne pieniądze. Aby przestrzec niewinnych i naiwnych, a także tych, którzy jak ja lubią chodzić do teatru, trzeba przytoczyć kilka faktów i argumentów.

Sztuka Ariela Dorfmana dotyczy tzw. rozliczenia się z prze­szłością. Być może dla świata demokracji jest to pewnego rodzaju nowość czy "odkrycie". Dla nas mających za sobą wielo­miesięczne dyskusje o lustracji, teczkach, rozliczeniach, czują­cych tak jak np. krytyk "TRYBUNY" lustrację prowadzoną na nim przez teatry od kilku sezonów, wiadomości autora spra­wiają wrażenie słabo zorientowanego "w temacie". Niby sta­wia problem, ale go jednocześnie kastruje. Nieprzypadkowo "czarnemu charakterowi" w sztuce grozi się "wyrwaniem jaj", choć rzecz kończy się w praktyce na założeniu mu knebla sporządzonego naprędce z majtek bohaterki.

Producenci i twórcy spektaklu wmawiają nam, że sztuka jest świetna, powołując się na zdanie z prasy światowej. Może jest to sposób na publiczność. Ale nie ma to nic wspólnego z wartością tej sztuki, która jest zaledwie sprytnie napisanym utworem, w którym autor uruchamiając pewne "rekwizyty" charakterystyczne dla sztuki sensacyjnej inteligentnie maskuje pustkę swego dzieła. Rzecz bowiem przypomina sztukę realis­tyczną z dość mętną tezą ze wszystkimi klasycznymi wadami dla tego gatunku. Dla wielu "odkryciem" jest sam temat na scenie. Porażonych tym "odkryciem" chcę uspokoić. Literatura teatralna zna lepsze sztuki opowiadające o tym jak przeszłość dramatycznie wpływu na współczesność i ma wielkie znacze­nie dla przyszłości. Jedną z takich sztuk próbuje sąsiedni teatr w Pałacu Kultury. Nazywa się "Hamlet". Napisał ją Szekspir. Też po angielsku.

U innych uznanie wywołują dobrze napisane role. To już ewidentna bzdura. W sztuce, w której z postaciami nic się od początku do końca nie dzieje, trudno mówić w ogóle o rolach albo zachwycać się (jak to już słyszałem) kreacjami. Jest ja­kieś monstrualne kłamstwo w tym, że z jednej strony pokazuje się sensacyjne, dramatyczne wydarzenie, które spada na bohaterów, a z drugiej powiada, że właściwie bohaterowie po­zostali nietknięci jak papierowe kukiełki. Wojciech Pszoniak na dobrą sprawę walczy z tekstem, jak się nauczy to może coś zagra. Jerzy Skolimowski jak na debiutanta wymyślił sobie ciekawą fryzurę, która w tej roli jest najważniejsza. A Krysty­na Janda jest - z przyjemnością o tym piszę - najbliższa za­grania w ogóle postaci. Gra trochę po swojemu, jakby piętna­ście lat po "Przesłuchaniu". Skrępowana własną psychiką ma w sztuce moment, aby coś w sobie przełamać, załatwić. Gdyby miała reżysera, być może wiedziałaby co i jak ma zrobić.

Jerzy Skolimowski jako debiutujący reżyser, zrobił to co de­biutanci często robią. Mianowicie zrealizował swój "pomysł" na przedstawienie. Sprowadził się on - generalnie rzecz biorąc - do tego, by pokazać cały dom "pułapkę" na obrotowej sce­nie, by podzielić sztukę na coś w rodzaju sekwencji, by zdy­namizować, zainteresować, pokazać bohaterów w ruchu i w różnych - wobec siebie planach. Entuzjastom tego "pomysłu" chcę przypomnieć, że teatr od wieków zna scenę symultanicz­ną i posługuje się w dobry, sprawdzony sposób "polifonicznością" akcji. Skolimowskiemu i przedstawieniu ta obrotówka wyszła tak sobie. Raczej gorzej niż lepiej. Ale rozumiem go o tyle, że chciał coś zrobić, by zbudować spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji