Artykuły

Wierność to grzech

"Medytacje o sakramencie małżeństwa przechodzące chwilami w dramat" w reż. Marka Kasprzyka w Teatrze Logos w Łodzi. Pisze Igor Rakowski-Kłos w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Spektakl w reżyserii Marka Kasprzyka to obraz problemów małżeńskich w latach 50. O współczesnych problemach polskich małżeństw nie ma tu ani słowa. W Teatrze Logos można oglądać "Medytację o sakramencie małżeństwa, przechodzącą chwilami w dramat" na podstawie tekstu Karola Wojtyły.

"Medytacja o sakramencie małżeństwa, przechodząca chwilami w dramat" opowiada historię trzech par. Spektakl Teatru Logos zaczyna się od ślubu Moniki (Monika Tomczyk) i Krzysztofa (Mateusz Olszewski). Zanim na koniec zamknie się klamra i widzowie powrócą do ich ceremonii, na scenie pokazane zostaną losy ich rodziców. Oba małżeństwa okazały się nieszczęśliwe. Andrzej (Bartłomiej Nowosielski), ojciec Krzysztofa, zginął podczas wojny, gdy jego syn miał dwa lata. Teresa (Jolanta Kowalska) nie stanęła powtórnie na ślubnym kobiercu, zajęta opieką nad synem i czczeniem pamięci o mężu. Związek Anny (najlepsza ze wszystkich Luiza Łuszcz-Kujawiak) i Stefana (Marek Targowski) rozpadł się z powodu poobozowej traumy, która wiele lat później zawiodła żonę na skraj zdrady. Ślub nowego pokolenia - nieobarczonego wojną i Holocaustem - niesie nadzieję, że młodym ludziom uda się w końcu znaleźć szczęście w noszeniu otrzymanych od Boga-jubilera (Włodzimierz Adamski) ślubnych obrączek.

Sztuka "Przed sklepem jubilera" Karola Wojtyły ukazała się drukiem w roku 1960. Późniejszy papież określił ją jako "medytację o sakramencie małżeństwa - chwilami przechodzącą w dramat". Już to określenie wskazuje na tradycję i estetykę Teatru Rapsodycznego, z którym związany był za młodu Karol Wojtyła: sztuka opiera się na słowie wyrażającym problemy wprost, bez pośrednictwa intrygi, która pełni funkcję pomocniczą. Dlatego największym zadaniem, przed jakim stanął reżyser Marek Kasprzyk, było przekucie tekstu, przypominającego zbiór monologów skierowanych do spowiednika, w spektakl z pełnoprawną akcją. Udało się to przez: wycięcie niektórych wypowiedzi postaci, rytmizowanie scen poprzez projekcję materiału wideo i dodanie epizodów nieobecnych w tekście Wojtyły. Chociaż "Medytacja..." wciąż nie bucha akcją, to widz utracił poczucie izolacji bohaterów, których w tekście wydaje się nic nie łączyć - oprócz tego, że czasem wymówią swoje imiona.

Największą szansą dla sztuki Wojtyły była inwencja reżysera. Kasprzyk stanął jednak w połowie drogi. Dodał wprawdzie kilka elementów, ale nie mogąc wyrwać się spod władzy autorytetu Jana Pawła II, pozostał wiernym (a czasem nawet nadgorliwym) wykonawcą tekstu. A zdrada w teatrze - w odróżnieniu od małżeństwa - najczęściej okazuje się cnotą.

Jeśli tekst napisany ponad pół wieku temu miał powiedzieć widzowi coś ważnego, to należało oderwać go nieco od klimatu, w którym powstał. Kasprzyk poprzez dodane elementy jeszcze bardziej zakopał spektakl w realiach lat 50., oddalając go od problemów współczesnych małżeństw. Scena, w której Stefan jest bity przez SS-mana, została utkana ze wszystkich możliwych artystycznych klisz, używanych do przedstawienia Holocaustu: stosy czaszek, pasiaki i Chopin w tle. Nie ma ani nowej formy, ani mrugnięcia okiem do widza, że korzysta się ze stereotypów. Podobnie dzieje się w wojennym epizodzie Andrzeja.

Największą porażką "Medytacji..." nie są jednak braki formalne, od których zdarzają się odstępstwa (np. taneczna pantomima Olszewskiego przed lustrem i nalot samolotowy pokazany za pomocą podświetlanych modeli), ale myślowa jałowość. Ten spektakl nie mówi nic o dzisiejszych problemach. Że wojna może przerwać małżeństwo? To prawda, ale przecież nie taka, w której siedzi się w starym hełmie w okopie jak pod Verdun, ale ta w Iraku czy w Afganistanie, gdzie strzela się z moździerzy do bezbronnych wiosek, a z żołdu opłaca się remont mieszkania. Że pożycie może rozbić pobyt w obozie? Dziś problemy są bardziej "trywialne": alkoholizm, przemoc domowa czy wyjazd w poszukiwaniu pracy do Wielkiej Brytanii. O tych sprawach jednak z "Medytacji..." się nie dowiemy. Aktorzy odegrają swoje role, a my dalej zostaniemy ze swoimi problemami. Życie sobie i sztuka sobie. I to jest dopiero zdrada.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji