Artykuły

Była melina, znów jest teatr

Kiedy wydawało się, że po lubelskim Teatrze Starym zostanie tylko obraz na ścianie muzeum w Niżnym Nowogrodzie, jedna z najstarszych polskich scen podniosła się z ruiny - pisze Danuta Majka w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Gęby na obrazie zastygły rozrechotane albo rozdziawione, jedni mrużą oczy ze śmiechu, inni wybałuszają ze zdumienia. Co ich tak poruszyło? Wyjaśnia to uwieczniony na płótnie kawałek afisza, z którego da się odczytać, że 2 grudnia 1835 r. przed publicznością wystąpili "artyści dramatyczni pod dyrekcyją T. A...". Chodzi o Tomasza Augusta Chełchowskiego, którego trupa akurat w grudniu 1835 roku bawiła lublinian w Teatrze Starym. Niepiękne oblicza widzów i atmosferę tego spektaklu odmalował Feliks Pęczarski - polski William Hogarth, specjalista od scen groteskowych i karykaturalnych. Obraz zatytułował "Efekt melodramy". Jak płótno trafiło do muzeum w Niżnym Nowogrodzie - nie bardzo wiadomo.

XIX wiek: teatr bez zespołu, ale z żywymi obrazami

Teatr Stary w centrum lubelskiej starówki stanął w 1822 roku i jest drugą najstarszą - po krakowskim Starym Teatrze - zachowaną sceną w Polsce. Wybudował go dla swojej żony Marianny Łukasz Rodakiewicz, były oficer księcia Józefa Poniatowskiego, z zawodu geometra.

W teatrze pomalowanym na modny kolor kości słoniowej mieściło się ponad 300 widzów. Rodakiewicz zadbał też o dekoracje - malowane lasy, ogrody i kolumny kupił gotowe od francuskiego teatru, który występował na warszawskiej Saskiej Kępie. Od początku scena nie miała własnej grupy dramatycznej, właściciel wynajmował ją aktorom wędrującym po prowincji. Rodakiewicz szukał ich poprzez ogłoszenia w prasie.

- Teatr był wtedy inny niż dziś. Aktorzy szukali miejsc, gdzie mogliby zagrać, sami walczyli też o publiczność, na przykład chodzili po domach i zapraszali na przedstawienia. Ale gdy spektakle wydawały się widzom nudne, ci zaczynali rozmawiać albo jeść. Palili też na widowni papierosy - opowiada Urszula Kasprzak-Wąsowska, która o lubelskim Teatrze Starym napisała pracę magisterską.

Raz do Lublina zjechała trupa, o której dyrektorze plotkowano, że kiedyś dźgnął nożem żonę. Nie wiadomo, czy to była prawda, ale widzowie zbojkotowali spektakl i aktorzy musieli się wynieść z miasta.

Innym razem przyjechały dwie trupy konkurencyjne. Jedni mieli pozwolenie władz na występ, drudzy nie, ale wykradli klucz, wdarli się do teatru i próbowali grać swoje. Zostali siłą wyrzuceni.

Poziom sztuk był różny, wystawiano farsy czy melodramaty w rodzaju "Dwóch małp, czyli spalenia osady brazylijskiej" Kajetana Nowińskiego. Repertuar szekspirowski grano od wielkiego święta.

Czasem zamiast spektaklu publiczność bawiła się, oglądając "żywe obrazy", były to głównie inscenizacja obrazów mitologicznych, a koło 1830 r. także patriotycznych, w których przedstawiano uosobienie Ojczyzny albo Wolności.

XX wiek: kino zamiast zapaśników i zwierząt

Dobre czasy Teatru Starego skończyły się pod koniec XIX wieku, gdy w Lublinie wybudowano drugą scenę - dzisiejszy Teatr Osterwy, i tam przeniosło się życie teatralne. Stara scena próbowała się ratować, jak mogła - do występów zapraszano magików i zapaśników. Na zachowanym afiszu można się doczytać, że w piątek 29 stycznia 1909 r. występował "zasłużony artysta, ulubieniec publiczności Anatoljusz Durow ze swoją trupą antropozoologiczną: pelikanem, szczurem, psem, kotem i świnią". Teatr Stary próbował też kusić nowinką, jaką było kino. Na przełomie wieku XIX i XX zaprezentowano widzom najnowszy wynalazek - sinematograf. A kilka lat później teatr zamienił się w jedno z pierwszych w Polsce stałych kin - Theatre Optique Parisien. Nowa sztuka była przyjmowana dosyć sceptycznie i większość myślała, że film to chwilowa moda, która szybko przeminie. Widzowie zaglądali tu jednak, żeby obejrzeć "Kurę z włosami" czy "Romans szansonistki".

W latach 20. ubiegłego wieku coraz częściej do podupadającego teatru na lubelskim Starym Mieście zaczęły zaglądać grupy żydowskich artystów. Grali w jidysz dla widzów z nieistniejącej już dziś dzielnicy żydowskiej, która rozciągała się między Starym Miastem a zamkiem. Wśród aktorów występujących wtedy w Lublinie była m.in. Ida Kamińska.

Scenę wykorzystywali też często lublinianie do amatorskich spektakli dobroczynnych, mieszkańcy miasta przygotowywali przedstawienia, z których dochód szedł na ochronki i pomoc sierotom. Jednak Teatr Stary coraz bardziej stawał się tylko kinem, już przed wojną przemianowano go na Rialto, a po wojnie na Staromiejskie, i oddano Wojewódzkiemu Zarządowi Kin. Zarząd dokonał tego, co nie udało się Niemcom - zniszczył gromadzoną przez rodzinę założyciela Teatru Starego kolekcję afiszy, ulotek, programów, rekwizytów. Wszystko wylądowało na śmietniku. Nikt ponadstuletniego budynku nie traktował wtedy jak zabytku, więc beztrosko zburzono też ścianę, na której autografy składali wszyscy występujący w Teatrze Starym aktorzy. Z czasem Staromiejskie zaczęło tracić publiczność - w Lublinie działały już inne, nowsze kina. Zarząd Kin z ulgą zamknął je w 1981 r. Na ostatnim seansie widzowie obejrzeli "Wierną żonę" Rogera Vadima.

Pod podłogą czekolada Bałtyk i afisze sprzed stu lat

Później budynek ekspresowo zaczął popadać w ruinę, a jedynymi jego mieszkańcami stali się menele popijający tanie wina w opuszczonych murach. Być może to oni zaprószyli ogień, który osmalił walące się loże teatralne.

W latach 90. ruderę za sto złotych dostała od miasta fundacja Galeria na Prowincji, miała teatr wyremontować, ale nie zrobiła nic. Po kilku latach jeszcze bardziej zdewastowany budynek wrócił do Lublina. Był rok 2007, z Teatru Starego została właściwie skorupa. - Jego konstrukcja jest w stanie przedzawałowym - mówił Marek Barański z Polskiej Pracowni Konserwacji Zabytków. Ale akurat wtedy miasto zdobyło 20 milionów złotych z unijnych funduszy na wyremontowanie Teatru Starego.

Kiedy robotnicy zerwali prawie 200-letnią podłogę, znaleźli masę cennych śmieci, które wpadły w szczeliny między deskami. Były tam niedopałki, afisze sprzed stu lat, papierki po cukierkach. Dzięki temu wiemy, że widzowie palili w teatrze papierosy z Radomia, jedli czekoladę Bałtyk, ciastka z cukierni Chmielewskiego i owocowe cukierki o smaku pomarańczowym albo cytrynowym.

Sala teatralna taka jak w XIX wieku. Tylko warunki lepsze

Przy okazji tak wielkiego remontu wyżłobiono metodą górniczą dwie kondygnacje pod ziemią na pomieszczenia techniczne i magazyny. Powstały też trzy zapadnie pod sceną. Przy tej okazji archeolog Rafał Niedźwiadek odkrył, że za czasów Władysława Łokietka stały tu drewniane domy.

Salę teatralną wiernie zrekonstruowano, ale pomieści teraz 165 widzów, czyli mniej niż kiedyś. Za to będą mogli oglądać koncerty i spektakle w o wiele bardziej komfortowych warunkach, bo w XIX wieku prasa lubelska często narzekała na ciasnotę widowni Teatru Starego.

Tak jak 200 lat temu będzie to scena impresaryjna i nie tylko teatralna. - Chciałam, żeby to było miejsce żywe i przyciągało różną publiczność. Ale też chodziło mi o to, żeby w przyszłości jakoś się finansowało. Gdybym postawiła tylko na teatr, trzeba byłoby cały czas dokładać, bo przy 165 miejscach na widowni nigdy nie wyszlibyśmy nawet na zero - mówi Karolina Rozwód, dyrektor Teatru Starego w Lublinie.

Pomysł był więc taki, żeby wpuścić różne dziedziny sztuki. W poniedziałki będzie film, we wtorki cykl debat wokół literatury, w środy koncerty, w piątki i soboty - spektakle, a w niedziele program dla dzieci.

Na początek flamenco i Marianne Faithfull

Nowa artystyczna historia Teatru Starego zacznie się w niedzielę, 11 marca, występem wirtuozów flamenco z Tomatito Sextet. Lider grupy José Fernandez Torres jest także autorem muzyki do filmów Carlosa Saury i Tony'ego Gatlifa. W Lublinie pokaże premierowy w Polsce spektakl "Luz de Guia".

Natomiast 2 kwietnia na deskach historycznej sceny publiczność zobaczy legendarną muzę Andy'ego Warhola i niegdysiejszą towarzyszkę życia Micka Jaggera, brytyjską wokalistkę rockową oraz aktorkę Marianne Faithfull. Do Lublina Faithfull przyjeżdża z sonetami Szekspira.

Specjalnie dla lubelskiego Teatru Starego pomyślany został cykl wtorkowych dyskusji. Karolina Rozwód podkreśla, że nie chodzi o spotkanie z ciekawym człowiekiem, albo spotkania autorskie promujące nowe książki. Nie mają to być wykłady ani "towarzystwo wzajemnej adoracji". Mają padać pytania, które zadaje sobie każdy zainteresowany choć trochę literaturą, sztuką i światem naokoło. Będą więc rozmowy o tym, co reżyserzy teatralni robią z tekstem, czy wolno go szatkować, dopisywać do niego i skreślać. Irek Grin, Mariusz Czubaj i Marcin Wroński pochylą się nad fenomenem kryminału. A Dubravka Ugresić i Jurij Andruchowycz zastanowią się, czy Europa Środkowa to mit, fantom, czy realny byt. Wszystkie debaty będą otwarte i transmitowane online na stronie Teatru Starego www.teatrstary.lublin.pl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji