Artykuły

Heraldyka kapitalizmu

"W imię Jakuba S." w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Magdalena Zielińska w Teatraliach.

W Polsce około pięciuset osób posiada swój własny herb szlachecki i jest stowarzyszonych w Związku Szlachty Polskiej. Mniej, bo około sześćdziesięciu obywateli to członkowie Związku Szlachty Polskiej Kresów Wschodnich. Istnieje również Stowarzyszenie Szlachty Wielkopolskiej. Postawę podobną do nich, ludzi aspirujących do bycia kimś bardziej "szlachetnym", obnaża spektakl "W imię Jakuba S." Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego.

Takie działanie, mające na celu nobilitację, dotyczy nie tylko osób rekonstruujących swoje drzewa genealogiczne w poszukiwaniu szlacheckiego rodowodu. Teraz główną drogą do polepszenia naszego statusu jest zwiększanie zasobu portfela, wspinanie się po drabinie społecznej jest ograniczone do pościgu za pieniądzem. A grupę skupioną na tym najbardziej stanowi klasa średnia, średnia właściwa. Średnia niższa czy ubodzy z reguły nie wierzą w znaczną poprawę swojej sytuacji i chcą sobie zapewnić jedynie zadowalający byt. Przedstawiciele klasy średniej wyższej czy ludzie bardzo zamożni nie muszą się martwić o swoją pozycję, już ją mają. Jednak to ci, którzy dążą do poprawy poziomu życia, najczęściej buntują się przeciwko zastanemu stanowi rzeczy - z ostatnich wydarzeń warto przywołać głośny ruch Oburzonych, składający się głównie z młodych wykształconych ludzi z rodzin, które jednak dobrze radzą sobie finansowo.

Skupmy się właśnie na diagnozach, które stawiają i pod którymi podpisują się twórcy "W imię Jakuba S.", bo forma ich spektakli jest nam już dobrze znana z wcześniejszych produkcji. Przemieszczanie się pomiędzy zazębiającymi się płaszczynami sygnalizowane przez napisy wyświetlane na scenie (tutaj czasy rabacji - 1846 i Warszawa 2021 - kapitalistyczna przyszłość), wiele krzyku, przerysowanej ekspresji. Powraca także funkcjonalna, ale nieestetyczna w swojej estetyce scenografia. Nie jest to do końca zarzut, bo Monika Strzępka sprawnie wypełnia przestrzeń sceniczną, wykorzystując ją do dynamizowania spektaklu. Prowadzeni przez nią aktorzy są świetni (tutaj w szczególności Paweł Tomaszewski i Krzysztof Dracz). Demirski z kolei znowu wyposaża swoich bohaterów w język bliski potocznemu - z wszystkimi wulgaryzmami, absurdalnymi przejęzyczeniami czy zabawną metaforyką. Często słychać też parodię języka ludowego, który niewątpliwie budzi śmiech. Rozrywkowa strona spektaklu po raz kolejny nie zawodzi, absurdy i przerysowanie świata bawią jak we wcześniejszych spektaklach pary artystów.

Przez przedstawienie przebija się jednak wyraźnie strona poważna. Głównym tematem wydaje się kapitalizm - słowo, które ostatnio ciągle pojawia się w mediach. Przez kapitalizm zmienia się nasza moralność, tak samo jak podejście do życia i historii. Dążenie do pieniądza determinuje też wszystkie inne zachowania. Strzępka i Demirski przyrównują ten stan do pańszczyzny i sytuacji ustrojowej w Polsce XVIII i XIX wieku. Dzisiejsi bogaci to dawna szlachta, która dzierży władzę i nie zważa na problemy reszty obywateli. Dzisiejsza klasa średnia, pracująca ile może, by zapewnić sobie życie na podstawowym poziomie, to dawniejsi chłopi pańszczyźniani. Ową pańszczyzną jest teraz kredyt spłacany latami. To porównanie, bardzo uproszczone, wydaje się aż nadto naciągane. Ciągły bieg za pieniądzem i dążenie do posiadania coraz lepszych przedmiotów, a także konieczność płacenia rachunków i podatków, można przyrównać do pracy chłopa na pańszczyźnie - nieustającej i bez możliwości wyboru. Wydaje się jednak, że postawienie znaku równości pomiędzy słowami pańszczyzna i kredyt są zbyt daleko idące.

Twórcom "W imię Jakuba S." nie można odmówić błyskotliwości. Nie tylko trafne, ale i mocne są spostrzeżenia na temat sztuki performansu niemającej granic; rukoli i mleka sojowego - poniekąd symboli nowoczesnego życia i dbania o siebie, charakterystycznego dla młodych ludzi dzisiejszych czasów; urlopów w Egipcie i "Arabskiej Wiosny Ludów" czy syndromu jerozolimskiego. Demirski świetnie posługuje się również postacią Howarda Wagnera ze sztuki "Śmierć komiwojażera" jako typowego bezlitosnego beneficjenta kapitalizmu, wykorzystuje też słynne zdanie "Myśmy wszystko zapomnieli", które wypowiada Pan Młody w "Weselu". To zdanie zdaje się mówić o naszej pamięci historycznej jako niezmiernie selektywnej, zarówno w wybieraniu ważnych dla narodu wydarzeń, jak i w kształtowaniu naszej tożsamości społecznej - opartej na szlacheckich korzeniach. Po raz kolejny więc pada pytanie o tych, o których się zapomina (wcześniej np. w "Niech żyje wojna!!!", gdzie mówiono o ludności cywilnej biorącej udzial w powstaniu warszawskim), w tym przypadku o chłopów i prostych ludzi, którzy także przecież byli Polakami i naszymi przodkami. Do tego należy jeszcze dołożyć chęć zwrócenia uwagi na największą i najbardziej przecież produktywną - gospodarczo i społecznie - klasę średnią.

Problem ze spektaklem "W imię Jakuba S." polega na tym, że postulaty autorów nie wnoszą nic istotnego do dzisiejszego dyskusji o ekonomii czy polityce. Przedstawienie jest oczywiście świetnie skonstruowane, ale po artystach o jednoznacznych politycznie poglądach, z których uczynili swoją markę, można było spodziewać się tworu nieco bardziej pobudzającego do rozmowy i wskazującego widzom istotne problemy. Unaocznienie mechanizmów rządzących w kapitalizmie, który z kolei rządzi nami, rozmywa się pod uproszczonymi porównaniami i efektowymi zabiegami. Sięgając po dobrze znane rozwiązania zarówno sceniczne, jak i na poziomie tekstu, schlebiają ciągle tej samej publiczności, a ich bunt, bardzo wartościowy, sam przemienia się jedynie w figurę sceniczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji