Artykuły

Terapia się udała. Teatr nie przeżył

"Hans, Dora i Wilk" w reż. Michała Borczucha w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Czego poszukuje teatr poszukujący? Niekiedy - nowych diagnoz społecznych. Najczęściej - tego, co odróżniałoby go od wszystkich dziedzin sztuki. W ostatnich latach stawiał więc na możliwość prowokowania publiczności do natychmiastowego działania tu i teraz. Konfrontował widzów z sytuacjami, na które nie mieli wyuczonych sposobów reakcji. Artyści usiłujący odsiać "prawdę" z gmatwaniny konwencji i nawyków testowali odbiorców, wprawiali w konsternację. Stawiali ich twarzą w twarz z maltretowaniem zwierząt, fizycznością osób niepełnosprawnych, przemocą bądź trudnymi wyborami ideologicznymi. Używali teatru, by znaleźć to, co realne i nieprzewidywalne. Kapituła Europejskiej Nagrody Teatralnej (Premio Europa per il Teatro, najbardziej prestiżowego wyróżnienia w tej dziedzinie) nie przypadkiem stworzyła oddzielne wyróżnienie dla reżyserów eksperymentatorów, nazywając je Nowymi Rzeczywistościami Teatralnymi.

Problem zaczął się, gdy publiczność przywykła do podtapiania chomików, szlachtowania homarów czy swobodnych zabaw nagością. Reżyserzy musieli znaleźć nową odpowiedź na pytanie, "co jest najbardziej ryzykowne, wywołujące gwałtowne, nieprzewidywalne efekty, zakorzenione w bezpośrednim sprzężeniu człowiek - człowiek". I znaleźli - terapię.

Grzegorz Jarzyna w "Nosferatu" (Teatr Narodowy) testował sytuację hipnozy. Maja Kleczewska i Łukasz Chotkowski już w kolejnym spektaklu wykorzystują technikę ustawień rodzinnych Berta Hellingera (stosowali ją przy "Burzy" w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, zaczęli też od niej próby do "Orestei" w warszawskim Teatrze Narodowym).

Michał Borczuch i Aśka Grochulska wybrali Gestalt. Ustawienia w niezwykle widowiskowy sposób pozwalają odkryć źródła cierpienia, a do ich przeprowadzenia niezbędny jest udział osób trzecich. Gestalt to dość intymna, rozciągnięta w czasie metoda analityczna pomagająca pacjentowi odkryć mechanizmy, którymi kontrolował swoją świadomość. Borczuch i Grochulska w Teatrze Polskim we Wrocławiu zaadaptowali za pomocą Gestalt opisy wzorcowych przypadków, które Zygmunt Freud napotkał jako psychoterapeuta i na których zbudował wiele swoich teorii. Korzystali z improwizacji, szperali w materiałach źródłowych. Scenę zastawili kozetkami, kanapami i figurkami, które Freud otrzymywał od swoich pacjentów.

"Mam cztery lata" - mówi Siergiej Pankiejew (Adam Szczyszczaj), który do kanonu psychoanalizy przeszedł jako Człowiek Wilk. Dręczony lękowymi snami arystokrata z Odessy zmarł w 1979 r., przeżywszy niemal wiek. Do końca życia pozostał jednak czterolatkiem, któremu przyśniło się pięć białych wilków na drzewie za oknem. Adam Szczyszczaj momentami wydaje się bohaterem scen ze "Wstydu" Steve'a McQueena. Wchodzi w niebezpieczne gry erotyczne i emocjonalne z siostrą Anną (Marta Ziemba), staje się okrutny i zimny. Ale nawet wtedy jest nadal chłopcem, który dąsami i szarpaniną maskuje strach.

Reszta postaci także nigdy nie opuściła mentalnie momentu, gdy zaczęły się ich własne psychozy lub problemy najbliższych.

Hanna, siostra "Hansa, który bał się koni", może mieć ciało seniorki zespołu Krzesisławy Dubielówny. Gdy opowiada o braciszku, jej palce wykonują jednak ruchy zawstydzonej dziewczynki, a głos cichnie, mięknie, nabiera nieporadnej śpiewności. Ida Bauer vel "Dora" (Anna Ilczuk) cały czas buzuje złością. Gniew obudził się w niej, gdy jako nastolatka została wciągnięta w podejrzane relacje seksualne rodziców i ich znajomych. Wpinając sobie we włosy kolorowe kwiaty - podarki od kochanki ojca - patrzy martwym, oskarżycielskim wzrokiem, jakby dokonywała samookaleczenia.

Twórcy dają jej szansę, by po latach wyrzuciła całą wściekłość podczas terapii. Jednak dorosła Dora (Ewa Skibińska) cały czas gra. Usiłuje swojego terapeutę (Michał Czarnik) zadziwić narzuconym na nagie ciało futrem. Niszczy sprzęty. Grozi. To znów staje się samoświadoma, trzeźwa i skłonna do wszelkiej współpracy.

Reżyserzy traktują terapię jako wzorzec najczystszych relacji międzyludzkich. Tylko w gabinecie wydarzają się rzeczy istotne. Tylko tam ludzie są ze sobą naprawdę. Terapia odegrana czy pokazana od kulis okazuje się jednak nie tyle oczyszczającym doświadczeniem, ile najbardziej konwencjonalną teatralną sztampą. Odwaga artystyczna twórców "Hansa, Dory i Wilka" nie wydaje się radykalnie większa od odwagi twórców serialu "In Treatment" (w polskim wydaniu: "Bez tajemnic") HBO. Aktorzy mogą starać się zachować dystans bądź walczyć o prawdę chwili, pokazywać histerię tak, jak przebiega ona faktycznie, a nie tak, jak "zwykło się ją odgrywać". To, co autentyczne, ciągle im się jednak wymyka. Pozostaje obraz zagubionej grupy neurotyków odtwarzających automatycznie opowieść o tym, jak to ich mamusia i tatuś skrzywdzili.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji