Od rewii do tanga
DAJĄC premierę "Zapraszamy na rewię" w reżyserii i choreografii Stanisławy Stanisławskiej i opracowaniu muzycznym Leszka Bogdanowicza, Operetka Warszawska zamierzała uraczyć swą wierną publiczność zupełnie nową formą spektaklu: błyskotliwym widowiskiem, opartym wprawdzie na rzeczach już znanych i raczej starych, ale przyprawionych ostrym sosem świeżych tekstów, sporą porcją specjalnie napisanej muzyki (m. in. Zygmunta Apostoła - solisty tego teatru), elegancką scenografią, mnóstwem szałowych kostiumów i bogatą choreografią oraz udziałem wszystkich swych czołowych solistów, których genre temu stylowi odpowiada. Jednym słowem - fajerwerkiem różnorodnych numerów o wyraźnej dominancie elementów rewiowych.
Ale zapewne jakiś pech, który od dawna nie pozwala nam dorobić się prawdziwej rewii, dotknął także i Operetkę, bowiem mimo dobrych i wcale oryginalnych założeń, w praktyce nie wszystko wyszło najlepiej. Przy wyjątkowo rozczłonkowanym a obfitym programie tego typu, (całość trwa niemal tyle, co niektóre wagnerowskie dramaty muzyczne) wiele znaczy szczególna lekkość, smak i dowcip. Cech tych jednak właśnie trochę zabrakło.
Pierwsza część, zainscenizowana quasi-fabularnie, z geograficznym pomysłem, motywującym przegląd starych melodii i fragmentów operetkowych, m. in. Offenbacha, Lehara, Abrahama, dość szybko - z powodu złej dykcji, braku tempa i niezbyt wyrazistych, a właśnie bardzo tu oczekiwanych akcentów parodii - zaczęła być niestety monotonna. Dowcip libretta ginął przed dotarciem do słuchacza w natarczywym i hałaśliwym playbacku, który realizowano niezbyt precyzyjnie.
W drugiej części, współczesnej - jednak nie pod względem stylu - niezbyt dobre miejsce znajdowały m. in. skądinąd udane piosenki liryczne, a nawet kabaretowe (za to świetne miejsce dla siebie znalazł wreszcie w kowbojskiej balladzie charakterystyczny solista T. Walczak), odczuwało się też niedostatek inwencji muzycznej.
Dopiero część trzecia - rodzaj wokalno-tanecznej suity starych dobrych tang - zrealizowana z lekkim sentymentem i mocnym przymrużeniem oka, sympatycznie bawiła publiczność. W tej sekwencji, najbardziej zresztą zwartej, jednolitej i bezpretensjonalnej, skupiło się też najwięcej elementów rewiowych.