Artykuły

O spektaklach uniwersalnych

Michał Zadara w nowym felietonie dla e-teatru.

a.

Paul Bargetto przypomniał mi w piątek pewien istotny fakt: kiedy się idzie na spektakl w Metropolitan Opera w Nowym Jorku, ogląda się nie tylko scenografię wartą kilka milionów dolarów, ale także widzów wartych wiele miliardów dolarów, którzy z wielkim zadowoleniem i dumą podziwiają coś, za co sami zapłacili.

b.

Angielski reżyser Keith Warner jakiś czas temu nazwał to, co mi przeszkadza w operze najbardziej - istnieje wśród widzów oraz krytyków operowych zgoda, że to, co jest na scenie, nie powinno mieć żadnego związku z doświadczeniami widzów. Na tym polega tak zwany uniwersalizm opery. Nie wolno nazywać rzeczy po imieniu, nie wolno być konkretnym. "skąd to się bierze?" zastanawiałem się.

c.

Stąd wściekłość krytyków operowych, kiedy jakiś reżyser zrobi spektakl, który ma treść.

d. Metropolitan Opera, Salzburg, Wiener Staatsoper - wiele wiodących oper jest w olbrzymim stopniu zależnych od bardzo bogatych ludzi. Więc to, co jest na scenie, nie może nikogo z nich rozdrażnić. A wiadomo, że drażliwych tematów jest wiele: historia, ekonomia, tożsamość, polityka, prawa zwierząt, aborcja, globalne ocieplenie, ludobójstwo. Bogaci ludzie mają bardzo różne poglądy - więc skoro nie wolno obrazić żadnego potencjalnego sponsora, lepiej nie poruszać żadnej drażliwej kwestii.

d.

Ekonomia w niezwykle czytelny sposób wpływa na estetykę. Stąd te wszystkie "czyste", "uniwersalne", "abstrakcyjne" przestrzenie operowe. Umożliwiają opowieści, które pozwolą każdemu widzowi przeżyć własne człowieczeństwo z czystym sumieniem, a nie dotyczą nikogo i niczego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji