Artykuły

Wielki językoznawca

Trzygodzinny występ Stanisława Tyma jest na przemian: kabaretem, monodramem, kazaniem, wiecem i rozprawą naukową. A sam Tym to jeden z ostatnich kabareciarzy, którzy wciąż "trzymają poziom".

"Kawałek szczęścia V", czyli uaktualnioną mutację jednego programu, można było obejrzeć w piątek w Teatrze Buffo. Zaczęło się wdzięcznie dwukrotnym wejściem wykonawcy: - Bo na koniec, proszę państwa, rzadko takie brawa dostaję.

Potem artysta wytłumaczył scenografię: czerwony ręcznik posłuży do ocierania czoła, a woda do przepłukiwania zaschniętego gardła, oraz obiecał, że tytuł programu rozszyfruje na końcu - w nagrodę dla najwytrwalszych.

Dowcipy Tyma są zgrabne, np.: "w teatrach budowanych za czasów PRL-u można się udusić, bo wówczas liczył się człowiek, a nie klimatyzacja". Niepotrzebnie więc artysta kokietował publiczność, mówiąc, jaka jest wspaniała.

Przedni był jednak pomysł z zaprzysiężeniem widowni na polski kodeks honorowy z 1919 r. Widzowie przysięgali, że nie powtórzą nikomu żartu-testu, którym Tym sprawdzi ich poziom intelektualny. Niestety też przysięgałam.

Brawa należą się artyście za kondycję, bo mówi bez mikrofonu. Niestety, przy szybkich monologach chwilami trudno go zrozumieć.

"Kawałek szczęścia" był poświęcony błędom językowym (choćby uroczemu "ubierz ubranko i obuj butki"), z krótkimi przerwami na krytykę komunistów i postkomunistów ("premier Oleksy jest przystojny inaczej, a były premier Pawlak przypomina własny portret pamięciowy"). Po serii politycznych kawałów Tym przezornie poprosił, żeby się na niego nie obrażać i nie brać tych żartów poważnie.

Z przyjemnością słuchało się nawet dowcipów z brodą - o języku komentatorów sportowych: "piłka to skórzany przedmiot pożądania 22 mężczyzn". Ale i wielkiemu językoznawcy przytrafił się błąd - powiedział ilość, a nie liczba przykładów.

W części sportowej dostało się polskim piłkarzom, których "interesują tylko mecze ostatniej szansy", i działaczom - jedynej grupie facetów, mającej pełną korelację cech zewnętrznych i wewnętrznych" (tu Tym zrobił małpę).

Stanisław Tym jest mistrzem rozbudowanych dygresji. Prawie jednocześnie snuje trzy wątki opowieści i umie wyjść zwycięsko, nawet z, wydawałoby się, ostatecznego zaplątania.

Pod koniec program zmienił się w kazanie, gdy usłyszeliśmy, że: zwykły szary człowiek ma prawo żyć godnie, bo za to KOR-owcy siedzieli w więzieniach, a nawet w wiec, gdy artysta krytykował podejście władz wojewódzkich do afery korupcyjnej w poznańskiej policji.

A "Kawałek szczęścia" to piosenka śpiewana w teatrze STS, którą Stanisław Tym wykonał na koniec w hołdzie swoim kolegom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji