Artykuły

Msza za świat sprzed ery YouTube'a

"Jerry Springer. The Opera" w reż. Jana Klaty w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Widowisko Jana Klaty jest zrealizowane lepiej niż brytyjskie i amerykańskie pierwowzory. Nie obrazoburcze, ale pełne naiwnej tęsknoty za jasnym podziałem na dobrych i złych. "Jerry Springer - The Opera" we Wrocławiu.

Jan Klata to taki rewolucjonista, który nie marzy o nowościach i postępie, ale żeby wszystko było po staremu. Za każdym razem, gdy rozetrze świat na drzazgi (jak w "Sprawie Dantona" z Teatru Polskiego we Wrocławiu czy w zrealizowanych ostatnio w Bochum "Zbójcach" Schillera), szuka szansy na powrót do dawnego porządku. Świata, w którym bohaterowie są męscy, kobiety piękne, "dobrzy" zwyciężają, a kanalie się wygwizduje, nie znalazł dotąd z żadnych wystawianych tekstów: ani w "Trylogii" (Stary Teatr, Kraków), ani u Mariana Pankowskiego czy Josepha Conrada. Moralny ład odkrył dopiero w "Jerry Springer - The Opera" - najeżonym przekleństwami musicalu o gwieździe kanału NBC.

W nadawanym od 1991 r. programie Jerry'ego Springera dziwacy pragnący wyrwać telewizji swoje pięć minut sławy zwierzają się z brudnych tajemnic. Na fotelach w studiu starszawego, niemrawego gospodarza zasiadali ludzie pragnący przyznać się do zdrad, zmiany płci, niekonwencjonalnych fantazji seksualnych i uzależnień czy członkostwa w Ku-Klux-Klanie. Obecna zawsze na scenie ochrona niemal w każdym odcinku musi przerywać bójki między gośćmi: zdradzającymi i zdradzanymi, gejami i homofobami itd. Jerry Springer krąży między pokrzykującą żywiołowo publicznością cichy i nieobecny ("Nie rozwiązuję problemów, ja je tylko pokazuję" - mówi). Gdy padnie już wystarczająco dużo wyzwisk i gróźb, zadaje w końcu pytania w rodzaju: "Co ty chcesz nam właściwie powiedzieć? Dlaczego to zrobiłeś? Czy jesteś w tym sporze niewinny?".

Choć w programie pojawiali się najbardziej cudaczni i pokręceni ludzie, bluzgi padały co kilka sekund, a prowokowana przez moderatorów widownia zachowywała się jak żądny krwi motłoch - opluwany przez konserwatystów "The Jerry Springer Show" był właśnie zaskakująco konserwatywny. Podstawą akcji było zawsze "zrobić drakę i napuścić na siebie popaprańców", ale Springer - bóg telewizji - prowadził każdą dyskusję jak dochodzenie, w wyniku którego dobro zwycięży, a szuje i pozerzy zostaną wybuczani.

Ten zachowawczy, tradycjonalistyczny charakter show stał się jeszcze bardziej widoczny, gdy w 2003 r. brytyjski muzyk i komik Richard Thomas napisał poświęconą mu pop-operę. Stowarzyszenia chrześcijańskie protestowały przeciwko widowisku (Matka Boska przedstawiona jest tu jako "nieletnia zgwałcona przez archanioła") w każdym z kilkunastu miast, w jakich zostało ono wystawione - od Londynu przez Las Vegas, Chicago po Oksford, Sidney czy Dublin. W Polsce wystawił je w końcu Jan Klata na zamówienie 33. Przeglądu Piosenki Aktorskiej.

Klata niecały miesiąc temu w Bochum kazał swoim "Zbójcom" wszystko bezrefleksyjnie niszczyć, dławić i tratować. Mówił, że miłość jest fikcją, życie nie ma sensu, a rodzina to pułapka. W "Jerrym..." zostawia widzów z przesłaniem: dbajcie o siebie nawzajem. I zaproście czasem sąsiada na pulpety, nawet jeśli jest przedstawicielem trzeciej płci albo kolekcjonerem mysich odchodów.

Spektakl działa dzięki imponująco przygotowanemu zespołowi i muzyce łączącej Bacha, popowe hity, soulowe rytmy Curtisa Mayfielda i cukierkowe melodyjki z bajek Disneya. Na surowej scenie, na tle olbrzymich organów Studia Radia Wrocław stoi tłum w dresach, stringach i pulowerkach. Rozgrzewający ich moderator (Konrad Imiela) uczy to pospolite ruszenie żądnych łatwej sławy zasad: nie pluć na gości, dobrze się bawić, na "fajnych" (w oryginalnym libretto "good guys") krzyczeć: "aaa!", a na "niefajnych": "buuu!". Szybko okaże się, że ten minimalny zestaw reguł to być może jeden z sensowniejszych kodeksów etycznych, jaki wymyślono...

Klata nie pokazał programu Springera (Wiesław Cichy) jako pożywki dla spragnionych bójek imbecyli, z których każdy ma poczucie, że bez publiczności nie istnieje. W show pojawiają się wprawdzie postacie żałosne i wulgarne. Montel (Tomasz Jedz) marzy, by narzeczona bawiła się z nim w klapsy i zmienianie pieluch. Sprzątaczka Shantel (obdarzona fenomenalnym głosem Emose Uhunmwangho) wykłóca się z mężem (Cezary Studniak) o zgodę na rozpoczęcie kariery striptizerki. Publiczność-chór wrzeszczy i wyzywa gości, ale ostatecznie zawsze kieruje się zdrowym rozsądkiem: potępia tych, co przesadzili, ujmuje się za oszukanymi. Każdy z uczestników śpiewa na własną nutę, słowa "kwas i koks" świetnie wybrzmiewają w wysokich tonach, taniec na rurze pasuje do disnejowskiej poetyki. W przerwach na reklamy witraże-projekcje zachwalają leki na wszelkie problemy życiowe: czyli operacje plastyczne, broń, viagrę i prozac.

Gdy w drugim akcie zraniony w strzelaninie Springer trafia do piekieł, by poprowadzić debatę między Szatanem (Konrad Imiela), Chrystusem (Tomasz Jedz), Adamem (Cezary Studniak) i Ewą (Emose Uhunmwangho), spektakl staje się już jednoznacznie moralizatorski. Nie ma co chować w sobie dawnych uraz: choćby nawet były tak zasadnicze jak ukrzyżowanie, strącenie z nieba czy wygnanie z raju. Kochajmy się. Fantastycznie zrealizowany show okazuje się więc dość poczciwą rozrywką, w której parę sztucznych penisów i żartów z Pana Boga nie zaciera wyczuwalnego wołania o świat bez niepotrzebnych konfliktów.

Co więcej, Klata wydaje się mieć ogromną wyrozumiałość dla postaci takich jak Springer, Ewa Drzyzga czy Jan Pospieszalski. Póki dziwacy pojawiali się w ich programach, następowała przynajmniej konfrontacja. Można było wypluć z siebie niewygodne pytania, doprowadzić do przesilenia. Odkąd przenieśli się na YouTube'a - zniknął "Jerry - czynnik ludzki", znikła wszelka kontrola i nadzieja na wyjaśnienie, kto w tym chaosie jest "dobry", a kto "zły".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji