Artykuły

Dramat Jarosławy Pulinowicz

To sztuka, w której niepełnoletnia dziewczyna myśli o stosunkach przedmałżeńskich z dorosłym mężczyzną. A jako taka jest niestosowna i niezgodna z lokalnym prawem o zapewnieniu duchowego bezpieczeństwa" - tak orzekły władze Biełgorodu i zakazały pokazu sztuki "Marzenia Nataszy" Jarosławy Pulinowicz na scenie Centrum Kultury i Sztuki - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej - Wysokich Obcasach.

Urzędnicy ponad 300-tysięcznego miasta, ważnego węzła komunikacyjnego nad Dońcem, to ludzie zapobiegliwi. W obronie obyczajności zakazali też pokazów sztuk kilku tuzów młodej literatury rosyjskiej - m.in. Jewgienija Griszkowca i Iwana Wyrypajewa - oraz laureata Nagrody Nobla Dario Fo. Wybuchł skandal. Twórcy i dziennikarze zasypali władze miejskie listami protestacyjnymi. Media grzmiały o "terrorze religijnego fundamentalizmu" i "tchórzostwie biurokratów". Zaskoczeni atakami urzędnicy pisali do Władimira Putina i Dmitrija Miedwiediewa rzewne listy z prośbą o wsparcie ich decyzji. Jedynie Jarosława Pulinowicz miała się dobrze. Jedna inscenizacja zmarnowana, fakt. Ale pozostaje ich jeszcze 99.

Oficjalnie - zrządzenie losu

Nic takiego nie było, no kurde Że co? Opowiedzieć, tego, jak to było? I co jeszcze? I jeszcze obciągnąć i połknąć?11 sztuk zrealizowanych w 30 teatrach Rosji, Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Polsce i Wielkiej Brytanii. "Marzenie Nataszy" - od premiery w 2009 r. 40 realizacji w teatrach repertuarowych (w Jekaterynburgu, Moskwie, Charlestonie, Baltimore, Nowosybirsku, Czelabińsku, Permie, Saratowie) i ok. 60 w teatrach amatorskich i studenckich (polską prapremierę wyreżyserował debiutujący absolwent warszawskiej Akademii Teatralnej i Państwowej Akademii Sztuki Teatralnej w Sankt Petersburgu Wojciech Urbański w Teatrze Powszechnym w Warszawie - otworzył tym spektaklem "Scenę debiutów").Rok urodzenia Jarosławy Pulinowicz - 1987. Miała 21 lat, gdy pisała sztukę o Nataszy Baninie - 16-letniej wychowance domu dziecka, która za namową koleżanek skoczyła z okna i zrozumiała, że chce miłości.

- Co się wtedy działo w moim życiu? A oficjalnie to nic, mieszkałam w Jekaterynburgu, dorabiałam, by opłacić wynajem, uczyłam się w Wyższej Szkole Teatralnej pod kierunkiem Nikołaja Kolady. A nieoficjalnie - to byłam zakochana. "Marzenie Nataszy" jest dziś wystawiane w każdej świetlicy czy sali gimnastycznej, gdzie tylko znajdzie się krzesło i dziewczyna zdolna zapamiętać 14 stron tekstu. Wszędzie wygląda to niemal tak samo. Aktorka w niechlujnym dresie siada przed widzami jak przed ławą przysięgłych. Zaciska pięści, niespokojnie łypie załzawionymi oczyma. Cedząc zdanie po zdaniu, relacjonuje przebieg wypadków. Zaraz opowie o dziennikarzu Walerym, który odwiedził ją po wypadku w szpitalu i z miejsca stał się "tym jedynym, wymarzonym". Dojdzie do momentu, gdy zobaczyła go na mieście z inną. Potem krzyknie bezradnie: Nie chciałyśmy, żeby wszystko tak!!! I nie było żadnej perme Premedytacji, jak tu mówią! (...) nie chciałyśmy jej, tego no szczególnego okrucieństwa, jak go tam Ale najpierw skok z okna. Natasza podnosi wzrok i mówi: I wypowiedziałam takie życzenie - chcę miłości. Żeby z welonem i cukierkami czekoladowymi. I żeby wszystkie nasze dziewczyny szły za nami i nam zazdrościły. Ale nie to najważniejsze. Najważniejsze, żeby on mnie kochał, żeby podszedł do mnie i powiedział: "Natasza - ty normalnie jesteś najfajniejsza dziewczyna na ziemi, weź wyjdź za mnie za mąż".

I cała sala ma mokre oczy. 21-letnia Jarosława Pulinowicz nie miała okazji, by poznać bliżej marzenia dziewczyn z domu dziecka. W ogóle niewiele jeszcze jej się w życiu przydarzyło. Wychowywała się w Chanty-Mansyjsku, centrum przemysłu naftowego zachodniej Syberii. Chodziła do dziecięcego studia teatralnego, które czasem dawało występy w sierocińcach. Czasami też widywała na przystankach czy w szkole zabiedzone dziewczyny z nizin społecznych.- Ale żadnej z nich nigdy nie poznałam, nie rozmawiałam nigdy z żadnym "pierwowzorem Nataszy" - zastrzega.

Trochę "hipisowała". Nosiła rozciągnięty T-shirt do kolan i namotane na przedramiona bransoletki. Słuchała Wiktora Coja, Janis Joplin, Jegora Letowa, Morrisona, Pink Floydów. Gdy ktoś przywiózł z dużego miasta kasetę czy album, ustawiała się w kolejce do przegrania. Dziś albumy ściąga z internetu, a po muzycznych fascynacjach został tylko mailowy nick "tom jork". - Nie żebym tego Yorke'a w ogóle słuchała. Byłam za to fanką Nocnych Snajperów duetu Swietki Surganowej i Diany Arbieniny. Na jednej z płyt czytały swoje wiersze i był tam taki wers: "Słucham Thoma Yorke'a...". Miałam 15 lat, a ten wiersz nie dawał mi spokoju, drążył czaszkę, mówił o wszystkim, co było wtedy ważne. O czym? A już nie pamiętam. Ale nicka nie zmieniałam. Do klasy Nikołaja Kolady trafiła przypadkiem. - W ostatniej 11. klasie bardzo dużo chorowałam, opuściłam pół roku szkolnego. Rodzice mi współczuli i nie upierali się, bym zaraz po szkole zaczynała studia. "Nabierzesz sił, zastanowisz się, to zobaczymy" - powtarzali. Nie spieszyłam się więc, odpoczywałam. Aż w końcu wszystkie uczelnie zakończyły nabór i zapowiadało się, że faktycznie czeka mnie rok przerwy.

Nagle pod koniec lata odezwała się do mnie kuzynka, która studiowała w Jekaterynburgu aktorstwo: "Kolada przyjmuje, Kolada formuje nowy rocznik!". I tak w jedno mgnienie zapadła decyzja. Zdawać i jechać. To pewnie zrządzenie losu, nie wiem - mówi Pulinowicz. Siadłam, siedzę i nie wiem, co gadać. Nie, wszystko rozumiem, rozumiem, że on jest człowiekiem, jak to się mówi, wysokiej, kurde, kultury, że trzeba tam o muzyce, o filmach, tego. Ale jakie tam u nas w bidulu filmy? Chciałabym o muzyce, a w głowie huczy: "Zabieraj mnie stąd szybko, wywieź mnie za morza i całuj mnie tam całą ".Zaczął się złoty okres.Dorabiała trochę w sposób zwyczajny... - Przez chwilę pracowałam w sklepie, reklamowałam jakieś piwo. Przez trzy lata trzymałam się gazet jako dziennikarka. Dorywczo w wytwórni filmowej zatrudniałam się przy konkursach, selekcjonowałam nadsyłane do jury scenariusze. ...i na inne sposoby:- Jeździliśmy z przyjaciółmi stopem po miastach. Zabieraliśmy jakieś najprostsze instrumenty, zarabialiśmy graniem na jedzenie. Niczego nie potrzebowałam i z niczego nie musiałam rezygnować. Wszystko składało się harmonijnie. Ciągle dokądś pędziłam. Mieszkałam kątem u przyjaciół. Zapisywałam coś w zeszyciku. Wszystko, co miałam, mieściło mi się w plecaku, wszystkie szlaki były otwarte, życie było wolnością, a świat - drogą bez końca. A potem zaczęłam pisać. I nigdy już więcej tak nie było. W szkole Nikołaja Kolady teksty o dramatach rosyjskiej prowincji powstają każdego dnia. Niektóre oparte są na prawdziwych historiach, część ma nawet zacięcie interwencyjne. Większość to metaforyczne, sentymentalne przypowieści o krzywdzie i nadziei. Jarosława Pulinowicz dramatem o Nataszy nie chciała nikogo zbawiać. - Ani teatr, ani literatura nie mogą w niczym człowiekowi pomóc. Najwyżej dadzą impuls, by coś przemyśleć. Pochylić się nad sobą z żalem i czułością. Dadzą powód, by nie włączyć telewizora, tylko zadzwonić do mamy, babci czy ukochanego. Zwłaszcza jeśli za długo bezskutecznie się do tego zbieraliśmy.

Liżli był...

Co, nie mogła sobie innego wziąć? Ona ma wszystko, wszystko, ma rodziców, mieszka w domu, ma kolczyki, kosmetyki, szminkę, komórkę, ubrania różne i pewnie ciastka sobie żre kilogramami Jakie ona miała prawo zabrać go mnie? Co, mało jej swojego? Ja go pierwsza znalazłam, ja się pierwsza zakochałam! Jarosława nie miała poczucia misji. Nie zbierała materiałów dokumentalnych do tekstu. Nie angażowała się w działalność społeczną czy polityczną. Chodziła na mityngi i demonstracje na rzecz uczciwych wyborów, ale nie włączała się w debaty nad sprawami wagi państwowej.Wiedzę o Rosji zbierała podczas podróży stopem. Utrwalił jej się obraz kraju rozbitego na trzy nisze. Z jednej strony obleśny świat "glamouru", czyli telewizyjnych celebrytów i nowobogackich narzucających z ekranów swój agresywny styl życia. Świat prymitywów pozbawionych gustu, krzykliwych, obwieszonych złotem. Z drugiej - urzędnicy o tępych, nalanych twarzach, żerujący na mentalności Rosjan i na ich przyzwyczajeniu do sytuacji, gdy nad wszystkim panował dobry ojczulek car. I wreszcie trzeci świat - prowincja. A tam oprócz niewyobrażalnej biedy, braku mieszkań i perspektyw na zmianę - prawda, dobro i piękno.

Jarosława Pulinowicz opowiada z przejęciem o tym, jak wśród pijaków i bezdomnych spotykała myślicieli i poetów. Wzruszona przekonuje, że to są właśnie prawdziwi ludzie. Udręczeni, ale niezniszczalni. - Przetrwali wojny i rewolucje, przetrwają i nasze czasy - dodaje dumnie. "Marzenie Nataszy" nie robi jednak furory jako rzetelne studium na temat rosyjskiego społeczeństwa. Jarosława Pulinowicz trafiła chyba w coś spoza spraw geopolitycznych. W kwestię, która w Rosji coraz częściej powraca w dyskusjach. Zwłaszcza wśród kobiet. - Największy problem Rosjanek to Rosjanie. A właściwie ich brak. Młodych mężczyzn jest o wiele mniej niż młodych kobiet. Garstka. Z czego większość i tak się nie nadaje do życia. Jedna trzecia to alkoholicy. Jedna trzecia to infantylni "wieczni chłopcy", którzy nigdy nie wezmą za nic odpowiedzialności i nie będą gotowi do założenia rodziny. Ilu zostaje? Z czego wybierać? Dziewczyny w takiej sytuacji czują się niepewnie. Nie myślą o tym, że zasługują na "najlepszego", tylko boją się, że zostaną z niczym. Boją się dojrzewania, starzenia, samotności. Łapią więc wszystko, co się w miarę nadaje, idą za pierwszym, który wyciągnie rękę. Byleby był. Posłuchaj Rosjanek, przekonasz się, jak często to powtarzają: "Liżli był, liżli był". I tam jeszcze było takie zdanie: "W ciągu swojego krótkiego życia ta dziewczynka przeszła bardzo, bardzo wiele. I strach ogarnia na myśl, ile ją jeszcze zła czeka. Czy ona to przeżyje?". I tak mi się dobrze zrobiło od tego, że on się o mnie boi. Pierwszy raz ktoś się o mnie boi.

Po sukcesie "Marzenia Nataszy" życie Jarosławy z pozoru nie zmieniło się radykalnie. Nadal mieszka w Jekaterynburgu. Tam przenieśli się też jej rodzice i siostra. Dużo jeździ. - Lubię to, podróż to takie życie w pigułce. W drodze trzeźwiej myślisz, mocniej czujesz, świat wiruje jak obrazki w kalejdoskopie, składa się na chwilę w jakiś niezwykły wzór, który znika, zanim zdążysz się zachwycić... Dzięki tantiemom nie musi zarabiać, ale w razie czego w każdej chwili gotowa jest wrócić do pracy dziennikarki. Zamierza też zrobić kurs pielęgniarstwa. Pisze kolejne sztuki, zapełnia kajet propozycjami współpracy od znanych reżyserów. - Czuję, że coś w moim życiu biegnie inaczej, ale nie potrafię tego nazwać. Nie jestem jeszcze nawet zmęczona ani rozczarowana. Może stałam się spokojniejsza. Mniej entuzjastyczna. Trochę bardziej zamknięta w sobie. Ale cóż, lata lecą, może to po prostu z wiekiem przychodzi. Ja niczego nie zapominam i zapominać nie zamierzam, ja ich tu wszystkich z gównem zjem na podwieczorek, niech no tylko kto spróbuje Pulinowicz napisała w sumie trzy sztuki o Nataszach. W drugiej - "Ja zwyciężyłam" - zamiast dziewczyny z bidula oskarżonej o brutalne pobicie swój monolog toczy 16-letnia Natasza Wiernikowa, idealna córeczka idealnych rodziców. To sterroryzowana miłością perfekcjonistka, która ma w grafiku miejsce na wszystko (śpiew, balet, pływalnia, prowadzenie programu telewizyjnego dla młodzieży) poza własnym życiem.W ostatniej części nastoletnia Natasza pisze list miłosny do piosenkarza Dimy Biłana. - Wymyślałam takie listy do gwiazd, jak byłam mała. Ale nigdy żadnego nie wysłałam, skąd. Najbardziej chciałam napisać do tych, którzy niedługo potem tragicznie zginęli - do Wiktora Coja, do Kurta Cobaina. Głównie o tym, że nie na darmo żyli. Bo o czym jest sens pisać więcej?

W tekście wykorzystałam fragmenty sztuki "Marzenie Nataszy" w tłumaczeniu Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej; sztuka grana jest w Teatrze Powszechnym w Warszawie [na zdjęciu].

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji