Artykuły

"Fantazy" współczesny

Współczesna cywilizacja, zróżnicowana, pełna wewnętrznych sprzeczności, skomplikowana i wciąż rozwijająca się, wymaga od człowieka ciągłej gry. Poddany bezwzględnemu naciskowi historii, której prawa nie zawsze rozumie i nie zawsze uznaje - próbuje wykręcić się frazesem lub maską. Dlatego myślę, że wielką rewelacją artystyczną byłaby sztuka współczesna przedstawiająca i kompromitująca w jakimś wielkim artystycznym, syntetycznym skrócie nasze "gęby" narodowe: od wyznawców "dobrych przedwojennych czasów", przez "konspiratora", różnorodne maski lat ostatnich, aż po "outsiderów", "młodych, gniewnych ludzi" i w końcu - pokolenie noszące farmerki, czerwone pończochy i drukujące we "Współczesności" swoje sentymentalno-jurne nowelki. Można by tu wymienić wprawdzie prozę Gombrowicza i filmy Munka, ale rozprawiają się one z mitami wprawdzie groźnymi jeszcze, ale należącymi już do przeszłości.

Literatura tego rodzaju ma w Polsce wielkiego protoplastę. Taką właśnie sztukę, demaskującą wszelkie pozerstwo, wszelki frazes, kompromitującą ludzi, style życia, i literaturę - napisał sto dwadzieścia lat temu Juliusz Słowacki. To "Fantazy". Dramat napisany w 1841 roku (a więc prawie jednocześnie z pełnymi wielkiej intelektualnej drwiny strofami "Beniowskiego") został wydobyty z rękopisów Słowackiego. Nawet tytuł prawdopodobnie nie pochodzi od poety, przyjął się zwyczajowo. "Fantazy" jest wielką parodią. Oczyszcza przez kompromitację. Atak jest tu równie bezkompromisowy jak wszechstronny. Celuje w pierwszym rzędzie w styl życia polskich pałaców i dworów szlacheckich na Ukrainie. Sprawdzano realia podolskie "Fantazego", zgadzają się na ogół. W każdym razie - jak w realistycznym dramacie obyczajowym - Słowacki wywołał obraz ukraińskich dworów polskich panów czy półpanków, wraz z całym kultem szlacheckich tradycji, narodowymi sentymentami, europejskim snobizmem i kijowskimi kontraktami, ba - nawet ukraińską i prawosławną wsią pańszczyźnianą, o czym w tekście wyraźnie się wspomina. Ale to jest tylko jedna warstwa "Fantazego". Atak się rozszerza na cały zespół stosunków społecznych opartych o władzę pieniądza - od pół miliona złotych, za które Fantazy chciał kupić sobie Diannę, aż do szkatułki z pieniędzmi Majora (zebranymi drogą nielegalnych kontrybucji!), które umożliwiają szczęśliwe rozwiązanie. Podobnie jak ojciec Goriot - Major uszczęśliwia nimi przybranego syna. Na tym nie kończy się jednak "Fantazy". Jest to - obok "Beniowskiego" i późnych dramatów Słowackiego, najsilniejszy chyba atak na tradycję i kulturę szlachecką, tę "gębę" polską, która do dziś - w najbardziej nieoczekiwanych momentach - szczerzy zęby na naszą współczesność. A może jeszcze szerzej - atak na ów mit "polskości" - polskości pojętej nie jako kategoria historyczna, geograficzna, społeczna, ale jako metafizyczne fatum, któremu trzeba być wiernym. To przede wszystkim Jan, polski szlachcic i powstaniec 1830 r., przywódca buntu chłopskiego na Syberii, który w jakiejś części swojej osobowości stał się już rosyjskim żołnierzem, ale:

"Coś w sercu tu polskiego siedzi

Coś w sercu siedzi tutaj i zaprzecza

Takiego czynu - jakieś straszne veto..."

Twórcza negacja w "Fantazym" obejmuje te wszystkie ideały, którym służył sam Słowacki. Kompromituje bezlitośnie sam romantyzm - pojęty najszerzej i najogólniej - jako styl życia i myślenia. To "gęba" Fantazego i Idalii. Poeta koncentruje wszystkie środki literackie, aby obnażyć romantyczną pozę: satyra, parodia, groteska i wreszcie właściwa mu drwina intelektualna, ta sama, którą znamy z "Beniowskiego". Historycy literatury widzieli w postaci hrabiego Fantazego satyryczny wizerunek hrabiego Zygmunta Krasińskiego. Być może. Ale atak jest na pewno szerszy: dotyczy pewnego typu społecznego, pewnej postawy życiowej, ukształtowanej historycznie, ale do dziś aktualnej, cechy polskiego charakteru narodowego - tego, co używając metafory Norwida można by określić: "laurowo i ciemno". Owa ogólna kompromitacja polskich cech narodowych wpisana jest w wielką metaforę odwróconego mitu klasycznego o sukni Dejaniry. Słowacki - wyprzedzając w tym względzie o lat osiemdziesiąt Giraudoux - nasyca stary mit współczesną treścią, aby na tle wzniosłej atmosfery antycznej historii - tym jaskrawiej wystąpiła śmieszność współczesnych... Ośmiesza poeta zarówno mit jak i współczesność, zarówno życie jak i literaturę. Poezję Słowackiego uważa się - i słusznie - za ekstrakt polskiego romantyzmu. Odczytajmy raz jeszcze długie i skomplikowane tyrady Idalii i Fantazego. Poeta parodiując w nich literaturę romantyczną, zaprzecza w końcu swojej poezji, sobie samemu. Jest to przede wszystkim parodia romantycznego grafomaństwa, wykpiony jest tu pseudo-podniosły styl późnej twórczości autora "Przedświtu", ale bądźmy szczerzy - czy nie jest to również zaprzeczenie "W Szwajcarii", "Lili Wenedy" i "Mojego Testamentu"? Literatura może istnieć tylko przez kompromitację i niszczenie konwencji, które stworzyła. Rozumiał to autor "Fantazego".

Ze sposobem myślenia współczesnego człowieka łączy Słowackiego jeszcze to, że potrafił ukazać jako prawdziwe w określonym zakresie różne racje sprzeczne. Postacie są skompromitowane, ale jednocześnie rozumiemy, że ich postawa ma też własne, uzasadnione racje. Jednocześnie "zgrywają się" zgodnie z przyjętą pozą i są naprawdę autentyczne. Problemy są godne wykpienia i kompromitacji, ale jednocześnie poważne i tragiczne. Parodia miesza się z rzeczą serio. I wszędzie wielopiętrowy dystans: w stosunku do ludzi, problemów, postaci, literatury, samego siebie... Nie ma tu ostrych, upraszczających granic, kolorów czarno-białych, jest natomiast cała gama barw i odcieni. Czytelnik-widz może dokonać wyboru dopiero przez rozpatrzenie wszelkich racji. Żadna racja słuszna nie jest bez zastrzeżeń, żadna racja odrzucona nie jest bez cienia słuszności. Tak wygląda w "Fantazym" problem trudnego wyboru wartości. W tym aspekcie jest to jeden z najbardziej współczesnych utworów wielkiego poety. Jest może jeden tylko wyjątek od tej zasady: Jan i Dianna. Oni są pozytywni bez zastrzeżeń. Poeta stawia tu na wartości historycznie postępowe i humanistycznie słuszne: młody rewolucjonista (taki Kordian, który odbył zesłanie) i piękne, szlachetne dziewczę, które rodzice chcą wydać dla ocalenia majątku (zrobi wkrótce karierę literacką w komedii starego Fredry, Blizińskiego itp.). Jan i Dianna wyłączeni są z obowiązującego w tym dramacie prawa o powszechnej kompromitacji i wielokrotnym dystansie. Ich kwestie są na serio - nawet stylistycznie odmienne. Współczesna dociekliwość chciałaby i tej parze przyprawić "gęby". Ale nie żądajmy za wiele od Słowackiego...

Taką subtelną materię literacką otrzymuje do opracowania teatr. Pomieszane są tu różnorodne myśli, konwencje literackie i style. Utwór ma zawiłą budowę wewnętrzną. Dodajmy do tego nieco romantycznej "niejasności" no i brak korekty autorskiej, którą wywołuje zawrze przygotowanie dzieła na scenę lub do druku. Tekst trudny. Tekst, z którym teatr może robić bardzo różne rzeczy. I w historii polskiego teatru korzystano z tej możliwości. Grano "Fantazego" jako wzruszający obrazek "z lat dawnych", jako sztukę obyczajową, komedię psychologiczną, dramat zapowiadający w literaturze okres tzw. realizmu krytycznego, jako sztukę o międzynarodowej solidarności bojowników i wreszcie jako farsę kostiumową. Współczesne opracowanie sceniczne "Fantazego" może dojrzeć dopiero po zniszczeniu tych wszystkich schematów inscenizacyjnych.

"Fantazy" jest tą szczególną sztuką Słowackiego, którą poeta napisał przeciwko sobie, w której sam siebie kompromituje i niszczy. Trzeba odrzucić zatem nie tylko banalne konwencje inscenizacyjne, ale również to całe przekonanie o "poetyczności" Słowackiego, które od czasów Młodej Polski panuje nad umysłami Polaków, zaszczepione przez wychowanie domowe, utrwalone przez egzaltowane Słowackim polonistki. Mit o poecie przysłania w świadomości ludzkiej samego poetę. Tekst "Fantazego" stanowi doskonałą okazję do walki z tym mitem, o pokazanie na scenie wielkiego poety - wbrew powszechnej sztampie o "anielskim piewcy Anhellego". Taki "Fantazy" byłby wielką grą dramatu i parodii dramatu, pokazywał romantyczną pozę i wyśmiewałby ją jednocześnie, przedstawiałby ideały, którym służył poeta, jego styl, a jednocześnie ich zaprzeczenie. To byłby wielki teatr intelektualny. To byłby współczesny "Fantazy" i jednocześnie prawdziwy "Fantazy".

W Teatrze Narodowym próbowano wejść na tę drogę, ale zatrzymano się przed progiem. Szletyński próbował się przeciwstawić "mitowi o Słowackim", ale bardzo anemicznie i uległ temu mitowi. W rezultacie powstało przedstawienie nie odkrywcze i do tego bardzo nierówne: Fantazy grał ze współczesnym dystansem, ale Idalia była realizacją gustów sprzed lat sześćdziesięciu. "Fantazy" w Narodowym jest poza tym jednopłaszczyznowy i bardzo dosłowny. Nic nie pozostało z owych wielopiętrowych dystansów właściwych Słowackiemu: poeta wobec postaci, postacie wobec roli, jaką muszą grać w świecie utworu, aktorzy wobec kreowanych postaci i w końcu - współczesność wobec całej problematyki "Fantazego". "Fantazy" w Teatrze Narodowym jest przede wszystkim komedią pseudo-obyczajową. Podkreślają to dekoracje z wyjątkiem utrzymanej w innym stylu scenografii ostatniego obrazu. I dopiero zrealizowana w Narodowym pod firmą "Fantazego" komedia obyczajowa ma pretensje być intelektualnym dramatem Słowackiego - "Fantazy". Niestety - jest tylko eklektycznym zlepkiem przebrzmiałych konwencji i niedodobrym teatrem. Najbliższy właściwego stylu był Milecki w roli Fantazego. Grał z należnym dystansem, ironizując - jak u Słowackiego. Byłby również dobry i Rzecznicki - Bartosik, gdyby do stylu Słowackiego nie mieszał konwencji farsy obyczajowej. Nie ustrzegł się komediowych chwytów również i Kurnakowicz. Ale tu muszę wstrzymać złośliwe pióro... Scena śmierci Majora w wykonaniu Kurnakowicza, chociaż utrzymana w obcej zasadniczo Słowackiemu konwencji teatru realistycznego - była majstersztykiem aktorskim. Nie było w niej ani jednego fałszywego tonu. Cześć dla wielkiego aktorstwa! - Niestety - Krasnowiecki i Tymowska jako Respektowie grali tylko role z komedii obyczajowej. Dianna - Krasnodębska była heroiną z pseudoromantycznych romansów (chociaż do Słowackiego należał jej wielki monolog w drugim akcie!). Hrabina Idalia Ewy Bonackiej ucieleśniała młodopolski mit o Słowackim i w ogóle o poezji. Była rozpoetyzowana jak Rachela w "Weselu". Niestety, zupełnie na serio, śmiertelnie poważnie i zupełnie w złym stylu, jak z obrazów Siemiradzkiego.

Całość i nie odkrywcza i nie konsekwentna, i nierówna i nie oddająca Słowackiego. Z wielu możliwych interpretacji Teatr Narodowy wybrał najbanalniejszą i niewiele dającą do myślenia. Próba z "Fantazym", kolejna próba ze Słowackim w teatrze - nieudana; "Fantazy" współczesny wciąż jeszcze niezrealizowany!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji