Artykuły

Czego życzę teatrowi

Dobry początek to jeszcze za mało.

NA początek sezonu teatralnego, który w teatrach warszawskich rozpoczął się dość efektownie - polską prapremierą "Ławeczki" Aleksandra Gelmana z Joanną Żółkowską i Januszem Gajosem, w reżyserii Macieja Wojtyszki w Teatrze Powszechnym, "Edwardem II" Christophera Marlowe'a w reżyserii Macieja Prusa z Romanem Wilhelmim w roli głównej w Teatrze Nowym, "Śmiercią komandora" Tomasza Łubieńskiego w reżyserii Marka Okopińskiego - w Teatrze Dramatycznym - warto złożyć naszemu teatrowi kilka życzeń.

Po pierwsze - by uporał się z finansami. Sytuacja wydaje się paradoksalna. Dotacje dla teatrów wzrastają, ceny biletów również, a pieniędzy jest coraz mniej. Teatry z największym trudem radzą sobie z tą sytuacją. Najczęściej zmniejszają liczbę premier albo realizują spektakle małoobsadowe. O ile zmniejszenie liczby premier w wieloteatralnych ośrodkach nie jest tak dokuczliwe dla widza, o tyle dla widowni w mniejszych miastach staje się szybko odczuwalne. Przy obecnych możliwościach finansowych ideałem byłoby granie małoobsadowych przedstawień (mały koszt eksploatacji) przy jak największej frekwencji. Wykorzystują to teatry pozainstytucjonalne, tworzone jako swoisty rodzaj mecenatu dla mogących mieć powodzenie inicjatyw artystycznych, głównie aktorskich. "Scena na Piętrze" w Poznaniu czy "Scena Prezentacje" w Warszawie zdobyły swymi spektaklami sporą sławę. Następne teatry tego typu - małe sceny opiekuńcze - pojawią się z pewnością dość szybko. Rodzą się też spektakle niemal prywatne. Aktorzy znajdują dla swych pomysłów sponsorów gotowych do sfinansowania kosztów powstających przedstawień. Potem spektakl jest już własnością aktorów. Sprzedają go różnym instytucjom. Widziałem ostatnio takie przedstawienie: "Narkomani" (scenariusz napisany przez Kzysztofa Rościszewskiego na podstawie dokumentów) z bardzo utalentowaną aktorką najmłodszego pokolenia Ewą Wenzel i Janem Pęczkiem, który przypomiał się na scenie po dość długiej przerwie. Taki spektakl musi mieć kontakt z rzeczywistością, musi nawiązywać dialog z widownią, inaczej straciłby rację bytu. Istnieją natomiast bez zmian teatry-instytucje, teatry-molochy, duże przedsiębiorstwa państwowe z planami, wskaźnikami, tworzące sprawozdania i statystyki z najwyższym trudem mieszczące się w budżecie, który w większości pochodzi z dotacji. Żadna z dotychczasowych reform nie zlikwidowała finansowych kłopotów teatrów. Zawsze, jak pamiętam, teatry miały za mało pieniędzy, a teraz mają ich relatywnie jeszcze mniej. Prędzej czy później odbije się to na artystycznej działalności naszych scen. Grozi teatr obniżonych ambicji, teatr szarego środka, który nie będzie ani prezentacją wartościowego repertuaru, ani dobrą rozrywką, ani spełnieniem artystycznych ambicji.

Każdy teatr kosztuje coraz więcej. Ale jak dotychczas, mecenas nie zdobył się na zamknięcie ani jednego. Żaden teatr, nawet najgorszy, nie zbankrutował. Żadna dyrekcja nie odważyła się nie zapłacić za ewidentną chałturę. Nie odwołano z powodów finansowych żadnego festiwalu. Wygląda na to, że tak w ogóle, to pieniądze zawsze się znajdą, a tak w szczegółach, to ich nie ma. Myślę, że nie jest to szczęśliwa sytuacja i warto doprowadzić do takiej, w której teatry miałyby możliwość swobodniejszego decydowania w sprawach finansowych.

Życzę teatrowi ideowości. Doświadczenie podpowiada, że z ideowości, z żarliwego doznani i poznania rodziła się często doskonała, fascynująca forma artystyczna. W ostatnich latach, za sprawą grupy młodych reżyserów, obserwujemy proces odwrotny. Zaczęli od warsztatu, od języka, od formy. Od starannego doboru tekstu, jego analizy, rzetelnej współpracy z aktorem, przemyślanej koegzystencji ze scenografem, kompozytorem, wreszcie z szacunkiem do widowni. Pisałem kiedyś o "teatrze równowagi" Kazimierza Dejmka. Postawa taka jest bliska czołowym twórcom młodego pokolenia. Z dużym uznaniem myślę o tych młodych rzemieślnikach teatralnych, którzy jak Krzysztof Zaleski, Rudolf Zioło, Tadeusz Bradecki, z rzetelnego wykonywania swego reżyserskiego zawodu uczynili coś więcej niż umiejętność. Wydaje się, że owo dążenie do mistrzostwa zawodowego jest efektem wytyczonej drogi i celu, że wyraża tworzącą się hierarchią wartości, a zwłaszcza dążenia do wewnętrznej równowagi i zewnętrznej harmonii. Dojrzewanie w zawodzie jest najwyższym nakazem moralnym. Młodzi są może mało poetyczni. Trzymają się twardo realiów. Wszystko się u nich zgadza. Jasno z siebie wynika. Ktoś to może nazwie mniejszym talentem. Najważniejsze w spektaklach młodych wydaje się jednak to, że dzieło przez nich już teraz dojrzale skonstruowane, ma szanse na systematyczny rozwój. Tworzone jest bowiem na bardzo solidnej podstawie. nie tylko warsztatowej, ale i światopoglądowej. Wszystko w tych przedstawieniach powstało z solidnej i rzetelnej pracy. Wierzę, że przyniesie dojrzały owoc. Ideowość jest w samym procesie tworzenia, a pracy i musi objawiać się w jej skutkach. I objawia się.

Życzę teatrowi aspiracji wpływania na rzeczywistość. Ambicji bycia teatrem politycznym, obywatelskim, co w przeszłości często było jego siłą. Oczywiście chodzi o takie rozumienie polityki, które jest społecznym dialogiem wokół najważniejszych racji, wyborem najtrafniejszych rozstrzygnięć. Teatr miałby szansę być taką trybuną, gdyby został wsparty dramaturgią prawdziwie współczesną. Właściwie od czasu "Kartoteki" Tadeusza Różewicza, która jest obrachunkiem z latami pięćdziesiątymi, a przy tym fascynującym artystycznie utworem, nie mamy utworów równie dojrzałych zajmujących się latami późniejszymi.

Życzę teatrowi, by był prawdziwie powszechny. By mógł podnosić się jego poziom i aspiracje artystyczne, przede wszystkim w małych ośrodkach. Obserwujemy od lat niepokojący proces pogłębiania sie różnicy poziomów między teatrami z dużych ośrodków i z małych. O ile kilka czy kilkanaście lat temu można było bez trudu wskazać na interesujący teatr w małym mieście, ostatnio można mówić zaledwie o pojedynczych przedstawieniach. Zmiana takiego stanu rzeczy zależy nie tylko od rotacji na stanowiskach dyrektorskich. Najzdolniejsi dyrektorzy nie zwiększą przecież liczby zdolnych reżyserów, utalentowanych aktorów, twórczych scenografów, a tylko najbardziej przedsiębiorczym z nich uda się namówić kilku prawdziwych twórców do współpracy. Teatr na prowincji staje się w wielu wypadkach parawanem dla chałtury, złego gustu, nieudolnego naśladownictwa, czy w pocie czoła tworzonej miernoty. Relatywność ocen biorąca się na ogół z przekonania, że spektakl jest na miarę własnego miasta a nie musi być na miarę ogólnopolską powoduje, że teatry niejako z założeń pozbawiają się poważniejszych ambicji. Nie wiem doprawdy, dlaczego różnice aspiracji i ambicji miałyby być zależne od miejsca powstania spektakli. Nie ma to nic wspólnego z sensowną odpowiedzialną oceną własnych możliwości. Teatry, które same skazują się na drugorzędność, z pewnością swój cel osiągną. Potrzebne jest stanowcze przeciwdziałanie. Konsekwentniejsza i odważniejsza polityka pokoleniowej zmiany dyrektorów. Już teraz widać, że kilku z nich prowadzi interesujące teatry, jak choćby Bohdan Cybulski czy Jacek Bunsch.

Do rzadkości należy w naszej tradycji teatralnej, by dyrektor przygotowywał swego następcę. Tak było stosunkowo niedawno w Teatrze Współczesnym w Warszawie, kiedy Erwin Axer przekazywał ster Maciejowi Englertowi. Teatr, choć nieco się zmienił, nadal należy do lepszych i nadal jest chętnie przez publiczność odwiedzany. Od lat próbuje się tworzyć coś w rodzaju stanowiska asystenta dyrektora, by młodzi mogli uczyć się zarządzania teatrem. Edukacja nie wyszła poza eksperymenty. I w dalszym ciągu nowe nominacje mogą być loterią. Ale trzeba je podejmować, bo inaczej nie będzie można się przekonać, czy ktoś będzie dobrym dyrektorem.

Życzę teatrowi, by docierał do każdego. Za sprawą Teatru Telewizji i Teatru Rzeczypospolitej. Teatr Telewizji, po kolejnych reformach, przekształceniach wewnętrznych, wystartował premierą najogólniej mówiąc dość mierną. Na razie jego szefowie odznaczając się bardzo dobrym samopoczuciem. Życzę im, aby publiczność pod koniec sezonu była równie zadowolona jak szefowie przed sezonem. Także pod adresem Teatru Rzeczypospolitej warto wyrazić życzenie, by pełnił swą "redutową" misję zgodnie z dającymi się zrozumieć kryteriami i metodami. By nie był biurem pośrednictwa i podróży. Tu warto życzyć jeszcze wszystkim festiwalom, aby znalazły się na nich naprawdę najlepsze spektakle.

Życzę teatrowi rzetelności ocen. Warto zwrócić uwagę, że wraz z pokoleniem młodych reżyserów rośnie nowe, młode pokolenie krytyków teatralnych. Opisują teatr fachowo, rzetelnie, profesjonalnie. To najmłodsze pokolenie, które często ukrywa poglądy za językiem sztuki, ciekawie myśli o teatrze, posługując się sporą erudycją w zastępstwie własnych sądów.

A wszystkim i sobie życzę, aby niektóre życzenia straciły już za rok swoją aktualność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji