Artykuły

Białystok. Premiera "Czarnych ptaków Białegostoku"

Parę lat temu Eric Bass, wybitny amerykański lalkarz, szedł parkiem przy ul. Kalinowskiego. Nagle z drzew zerwały się setki ptaków, a Bass w ich trzepocie usłyszał historię białostockich Żydów. Minęło kilka lat, Bass znów przyjechał do Białegostoku, a na tym wspomnieniu oparł swój scenariusz. Spektakl właśnie przygotowuje Białostocki Teatr Lalek.

Premiera "Czarnych ptaków Białegostoku" odbędzie się 14 kwietnia. W jego realizację zaangażowana jest cała rodzina Bassów: Eric, jego żona Ines Zeller Bass oraz córka Shosanna Bass. Rodzice "Ptaki..." przygotowują wraz zespołem teatralnym BTL, a córka zagra w kilku pierwszych spektaklach, jest też autorką choreografii.

- Przedstawienie opowiada o czterech fragmentach białostockiej historii: 1906 roku, kiedy doszło do pogromu, 1941 roku - to czasy getta, 1968 - to z kolei rok, w którym wygnano Żydów. I wreszcie współczesność, Jutro - opowiadał na otwartym spotkaniu dla publiczności Eric Bass. - Pamiętam moment początkowy tego przedstawienia, kiedy zrodził mi się w głowie. Po zajęciach w Akademii Teatralnej szedłem sobie koło teatru lalek. Nagle wszystkie czarne liście z drzew odleciały. Zdałem sobie sprawę, że to nie były liście. Tego dnia rozmawiałem z kimś o historii żydowskich mieszkańców Białegostoku. Dowiedziałem się, jak wielu ich tu mieszkało przed Hitlerem i jak wielu zginęło w czasie holocaustu. W momencie gdy ptaki odleciały stało się dla mnie jasne, że to były to dusze tych własnie Żydów. Zostały tu, czekając na coś.

Bass własne wspomnienie przekuł w scenariusz. Istotną częścią akcji spektaklu, mówiącego o trudnych polsko-żydowskich stosunkach, jest przyjazd młodej Amerykanki żydowskiego pochodzenia Henny (zagra ją Shosanna Bass, a potem zastąpi Łucja Grzeszczyk). Henny przyjeżdża do Białegostoku na spotkanie z polskim kolegą Jankiem. Początkowo jej pobyt ma charakter rozrywkowy, ale gdy Henny wchodzi do parku, wszystko się zmienia. Ptaki chcą, by ich wysłuchała...

W jednej ze scen (jej fragment pokazały dwie aktorki BTL) w tunelu biegnącym pod gettem spotykają sie dwie kobiety: Polka i Żydówka. Pierwsza, oschła starsza kobieta, przynosi chleb, druga, milcząca i przerażona, w zamian za chleb oddaje dwie pary butów. Przez chwilę rozmawiają. Scena zagrana jest ascetycznie i przejmująco, praktycznie bez scenografii.

Odpowiedzialność za przodków

- Czy jest szansa, że po tym spektaklu my, Polacy, widzowie, poczujemy się lepiej? - pytał z widowni Ryszard Doliński, aktor

BTL, jakby niechcący nawiązując do ostatnich antysemickich incydentów w regionie, czy traumy Jedwabnego.

Ines Zeller - Bass odpowiedziała: - W tej części spektaklu, która opowiada o dniu jutrzejszym, Shosanna, nasza córka, spotyka polskiego chłopaka. Myślę, że właśnie w jutrze jest nadzieja. Ja na przykład jestem Niemką. Mogę się czuć winna za swój kraj, za to, co jego przedstawiciele zrobili innym narodom. Robię wszystko co tylko mogę, by nie oceniać ludzi. Staram się żyć kosmpolitycznie.

- To nie jest przedstawienie o winie, raczej o dialogu - mówił Eric Bass. - Nie ma jednak dialogu, zmiany, naprawiania, jeśli są rzeczy, o których nie możemy rozmawiać. Jeśli nie weźmiemy w posiadanie naszej historii, nie będziemy mogli rozmawiać nigdy. Ludzkie zachowanie jest złożone, wszyscy jestesmy zmanipulowani politycznie jako jednostki, grupy. Żyjemy w przedziałach czasowych. Ja na przykład mogę powiedzieć, że pochodzę z kraju, który uśmiercił tysiące rdzennych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, jak też podejmuje działania wojenne w innych krajach. Ines pochodzi z kraju, który produkuje samochody, którymi ja bym jeździł, i tak dalej i dalej. Nie można mówić: to nie moja wina, ja urodziłem się później, nie mam z tym nic wspólnego. Bo to oznacza koniec rozmowy, można już sobie iść.

Takie pytania - czy jesteśmy odpowiedzialni za czyny naszych przodków, czy przeszłość naszego kraju jest również naszą przeszłością ma właśnie stawiać najnowszy spektakl BTL. Oczywiście z wykorzystaniem lalek, dla rodziny Bassów najbardziej istotnego środka wyrazu.

Robienie niczego

Bassowie opowiadali o swoim warsztacie, drodze teatralnej, filozofii teatru. Ines: - Staramy się przede wszystkim zostawiać lalkę samej sobie i zniknąć za nią.

Eric: - Choć tak naprawdę aktor schowany za lalką jest tak samo widoczny, jak aktor nie schowany. Trzeba pozwolić lalce odgrywac scenę, niech lalka pokazuje swoje emocje. My, jako aktorzy, pilnujemy się, by nie zajmować sceny sobą, swoim ciałem. Najważniejsza jest lalka Jak to robimy? Mamy rozmaite treningi, staramy się, aby nasze ciało było w ciszy, trenujemy oddech, nie ruszamy lalki intencjami, chcemy poruszyć ją oddechem . Lalkę ręką przede wszystkim wspieramy, nie kontrolujemy.

Bass opowiedział też o trzech zasadach, którymi się kieruje w pracy lalkarza, zastrzegając jednocześnie, że to jest jego filozofia lalkarstwa, niekoniecznie muusi byc akceptowana przez innych.

- Na temat teatru lalek mógłbym powiedzieć trzy rzeczy. Po pierwsze: pracą lalkarza tak naprawdę jest robienie niczego. Lalkarz czasem tak bardzo stara się, by coś zrobić, coś przedstawić, że może zniszczyć naturalną moc lalek, dlatego powinien się pilnować. Po drugie: przedstawienie, które tworzy lalkarz, musi być spójne z tym jak widzi świat, nie może robić niczego wbrew sobie. Ja widzę świat jako coś złamanego. W takim przypadku rolą teatru jest robienie czegoś, by to naprawić. I po trzecie wreszcie: trzeba pamiętać, że wszystko, co widzimy na scenie, ma znaczenie metaforyczne. Metafory same wychodzą z lalek, z ich zetknięcia się ze światem.

Zagrać na bębnie

By jeszcze precyzyjniej dookreślić filozofię swojego teatru - Bass opowiedział anegdotę:

- W latach 70.-tych pracowałem w nowojorskim Teatrze Otwarte Oko. Graliśmy w bardzo dziwnych miejscach, raz nawet w światyni zen. Wchodzimy do świątyni i pierwsze co się od razu rzuca w oczy to olbrzymie bębny, wyglądające jak ogromne beczki do piwa. Mnich bierze dwa patyki i gra. Strasznie się tym podeksytowałem. Zapytałem: "Czy mogę?". Mogłem. Zacząłem więc uderzać. I słyszę: "Stój, wszystko robisz źle. Uderzasz w skórę bebna, a powinieneś grać przez skórę bębna, dalej przez drugą stronę bębna, i na świat". To była dla mnie najważniejsza lekcja lakarstwa w życiu. Tak właśnie robimy: Nie gramy lalką. Gramy przez lalkę, i dalej, na świat.

Eric i Ines spotkali się na początku lat 80-tych w Niemczech i od tej pory są nierozłączni. W 1982 roku założyli Sandglass Theater, który od 1986 roku ma siedzibę w Putney - Vermont w USA. Eric - dziś jeden z najwybitnieszych twórców teatrów lalek ostatniego 30-lecia, zaczynał w amerykańskich teatrach wędrownych w latach 70-tych. Ines jako lalkarka zaczynała w niemieckim teatrze marionetkowym. W 1980 Bass stworzył "Jesienne portrety" - jeden z najpiękniejszych solowych spektakli lalkarskich końca XX wieku, nagradzany na całym świecie i do dziś pokazywany na wszystkich kontynentach (jego fragment nagrany na taśmie filmowej przez Marka Waszkiela, szefa BTL można było zobaczyć też na spotkaniu). Inne znane spektakle Bassa to m.in. "Zaproszenia do nieba" (1986), "Wiejskie dziecko" (1993), "Kaukaskie kredowe koło Brechta" (1996), "Między piaskiem i gwiazdami" (2003). W 2005 roku razem ze studentami białostockiej Akademii Teatralnej zrealizował premierę spektaklu "Rudzielec".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji