Artykuły

Zgoda na milczenie

"T.E.O.R.E.M.A.T." w reż. Grzegorza Jarzyny TR Warszawa. Pisze Dagmara Olewińska w serwisie Teatr dla Was.

Odbiorców tego przedstawienia można z góry podzielić na tych, którzy wcześniej widzieli film Paolo Pasoliniego zrealizowany w 1968 roku, oraz na tych, którym tytuł "Teoremat" w pierwszej kolejności będzie kojarzył się ze spektaklem Grzegorza Jarzyny. Pierwsza grupa, do której należę, może zarzucać teatralnej realizacji wiele: niemal identyczność w konstrukcji fabuły, scen, bohaterowie też tacy sami. A jednak do déj vu daleka droga. Bo to, co pozornie wydaje się być podobne, u Jarzyny nabiera zupełnie nowej siły.

Takiej formy mogli się spodziewać znawcy filmu Pasoliniego, ale pozostałych mogła ona zaskoczyć. Spektakl rozpoczyna się od konferencji prasowej z Paolo (Jan Englert), podczas której odpowiada on na pytania dziennikarzy. Próbuje się on zdefiniować jako konserwatywny z ducha krytyk kultury współczesnej. Ten wywiad rozpoczyna i kończy spektakl, nadając jej konstrukcję klamry. Następnie, do willi włoskiego fabrykanta przybywa nieznajomy (Sebastian Pawlak). Nie wiemy o nim nic, ani w jakim celu zjawia się u tej rodziny, ani jak się nazywa, ani skąd jest. I tego się nie dowiemy. Nikt z domowników nie dąży do uzyskania takich informacji. Gość wywołuje w domu Paola niemałe zamieszanie. Z każdym z członków rodziny wchodzi w silne, erotyczne relacje, zarówno z synem (Jan Dravnel), córką (Katarzyna Warnke), żoną (Danuta Stenka), jak i z samym Paolo. Kiedy pożądanie zostaje rozbudzone, Gość znika. Rodzina nie potrafi sobie z tym poradzić. Pozostaje pustka i niespełnienie.

Scenografia jest sterylna, jasna, minimalistyczna. Przestrzeń tego spektaklu jest kluczowa, inna niż u Pasoliniego. Nie jest to natura, ogród i stare budynki jak w filmie. Jarzyna umieszcza swoich bohaterów w mieszkaniu - zmiennie w sypialni, jadalni, etc. Wydają się być w tej przestrzeni uwięzieni. To, co ich ogranicza zmusza jednocześnie do jakichś zachowań, podkreśla dramatyczność ich wewnętrznego strumienia emocjonalnego.

Gra aktorska, którą możemy podziwiać w tym spektaklu zasługiwałaby na osobną i obszerną analizę. Szczególnie role Jana Englerta i Danuty Stenki. Niezwykle dojrzałe, charakterystyczne, precyzyjne. Stenka tworzy niezapomniane studium kobiecości. Scena przed lustrem jest mistrzowska. Kobiecość, którą konstruuje jest pełna zagadkowości, erotyzmu, zmysłowości i jednocześnie subtelności.

Jestem przeciwnikiem używania przez aktorów mikrofonów i w tym przypadku wydawało mi się to jeszcze bardziej absurdalne i drażniące, bo spektakl zawiera zaledwie pojedyncze dialogi, więc wystarczyłby niewielki wysiłek aktorów, aby wszystko brzmiało wyraźnie i odpowiednio głośno. Jednak tym razem, w tym szaleństwie była jakaś metoda. Jarzyna nie zdecydował się na ten krok, żeby nagłośnić aktorów. Na początku spektaklu ma to uwypuklić sytuację wywiadu przeprowadzanego z bohaterem. Później, dla każdego oddechu, dla zarejestrowania każdego słowa, które pada z ich ust, a przecież jest ich tak niewiele. Poprzez nagłośnienie sprawia, że w tej konwencji odbiera się je zupełnie inaczej. Brzmią wyjątkowo.

"T.E.O.R.E.M.A.T." to mistrzowskie studium gestu. Ciało, jego ruch, cielesność są głównym bohaterem i to z nich widz powinien czerpać najważniejszą historię. Każdy cień, dym, ruch wypowiada więcej niż sekwencja dialogu. Spojrzenia bohaterów, dotyk są idealnie dopracowane przez bohaterów. W tych ruchach musi zawierać się wszystko, co ich postać nosi w sobie. Na scenie erotyzm i pożądanie miesza się z tęsknota i niepewnością.

Jarzyna udowadnia kolejny raz, że posiada niezwykłą wyobraźnię. Tworzy niezapomniane obrazy. W subtelny sposób tworzy tajemnicę sytuacji. Po obejrzeniu tego zestawu nie mam wątpliwości, że to spektakl wybitny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji