Artykuły

Dokąd pojechała panna Golightly?

PISAŁ o tym już Wiktor Janowski, a ja chcę jeszcze coś dorzucić. Owszem, można powiedzieć, że błąd zaczął się od scenariusza i że ten błąd jak rak przerzucał się na pozostałe elementy programu (reżyseria, aktor, nawet scenograf - o mój Boże, choćby ten most bez proporcji!) i bezlitośnie toczył to widowisko, aż zamordował telewizyjne "Śniadanie u Tiffany'ego". Owszem, można powiedzieć, że nie znaleziono ekwiwalentu dla poetyckiej tkanki opowiadania, adaptacji dokonano zbyt twardym narzędziem i w efekcie sprzedano nam banalny weryzm, taką amerykańską story rodzajową o jednej zwariowanej dziewczynie and her boys. Szkoda tylko, że np. pana Opani nie pomalowano pastą "Kiwi" i nie kazano mu grać Murzyna, co dałoby przecież duże spiętrzenie autentyzmu: warsiawski aktor, grający, zaś pierona, w katowickiej telewizji nowojorskiego Murzyna, o key. Owszem, można powiedzieć, że błąd zaczął się od scenariusza, ale... czy na pewno?

Bo niby jak pokazać pisanie Trumana Capote'a? Jest w jego opowiadaniu mowa o tym, że skrzynka na listy, należąca do mieszkania Holly, zaopatrzona była w kartonik z napisem: "Panna Holiday Golightly", a pod spodem: "w podróży". Nic prostszego, jak pokazać w kamerze kartonik, prawda? Ba, ale co zrobić z takim pisaniem Capote'a: "Zaczęło mnie to prześladować jak melodia: "Panna Holiday Golightly w podróży"! To nie jest przecież tylko oklepana metafora! Bo równocześnie w samym tym napisie jest melodia! Ale nikt z nas czytających opowiadanie, a tym bardziej nikt z nas oglądających w TV "Śniadanie u Tiffany'ego" nie posłyszałby tej melodii, gdyby nie informacja Capote'a.

A jak pokazać w telewizji, o, o takie coś: "Siadła na łóżku polowym; jej twarz, jej nagie piersi były zimnobłękitne w świetle kwarcówki", i wtedy Holly powiedziała: "Przejście stąd do drzwi powinno ci zabrać około czterech sekund. Dają ci dwie". Cudownie napisane, ale nawet film kolorowy nie dałby tej literaturze zadośćuczynienia. Owszem, mielibyśmy wspaniałe piersi pani Kaliny Jędrusik: owszem byłyby one zimnobłękitne w świetle kwarcówki; owszem, pani Kalina powiedziałaby to, co powiedziała Holly, ale nasza wyobraźnia nie miałaby nic do powiedzenia. A przecież to zimnobłękitne światło kwarcówki na twarzy i piersiach Holly zastępuje opis tego, co działo się z dziewczyną, i każe nam samym odnaleźć to, co wtedy było w Holly.

Światło kwarcówki w opowiadaniu jest tropem, po którym ma iść nasza wyobraźnia. Światło kwarcówki w kolorowym filmie, byłoby nachalnym, jak się to mówi, grepsem. Światła kwarcówki nie da się pokazać w czarno-białej telewizji. Wreszcie jak pokazać w telewizji (w widowisku teatralnym!) kradzież maski na święto Halloween przy Trzeciej Avenue? Holly kradnie tam maskę dla draki - i bez tej kradzieży, bez tej draki nie ma Holly. Tak jak nie ma jej bez tej sceny: "W drodze do domu zauważyłem tłum taksówkarzy zgromadzonych przed barem P. J. Clarka, najwidoczniej zwabiony tam przez rozbawioną grupę australijskich oficerów o mętnych od whisky oczach, którzy śpiewali barytonem, "Matylda tańczy walca". Śpiewając obracali kolejno w tańcu jakąś dziewczyną na bruku pod wiaduktem kolejki naziemnej, a owa dziewczyna, panna Golightly, unosiła się w ich ramionach lekko jak woal". Nasza telewizja nie pokaże nam Trzeciej Avenue i tłumu w maskach w przededniu święta Halloween, nie pokaże nam także grupy australijskich oficerów, choćby dlatego, że jeden statysta w dokrętce kosztuje 150 zł, jeśli zaś wśród umundurowanych moczymordów nie zobaczymy panny Golightly, która "unosiła się w ich ramionach lekko jak woal", o wiele za mało będziemy wiedzieć, kim była Holly, owa dziewczyna ciągle w podróży, w podróży dokądś, czy raczej w podróży do czegoś.

Owszem, można powiedzieć, że pani Kalina Jędrusik nie potrafiła pokazać nam dziewczyny, która często śpiewała: "Ja nie chcę spać, nie chcę umierać, tylko wędrować po pastwiskach nieba". Ale czy można pokazać Holly Golightly taką, jaką była rzeczywiście? Można ją grać powiedziałbym - odcinkami: 1) Holly smutna, 2) Holly wesoła, 3) Holly tęskniąca, 4) Holly brutalna, 5) Holly sentymentalna, i tak dalej, do dziesięciu, a nawet może do stu.

Tak, ale to nie będzie panna Holiday Golightly! Bo Holly najczęściej miała w sobie wszystko naraz. Jak to zagrać? Jak kreować człowieka, który tak bardzo żył w urojonym świecie, że musiał całym sobą dać się wciągnąć w świat rzeczywisty? Jedno pewne: ogromnie trudno zagrać człowieka będącego w ciągłej podróży.

Owszem, można powiedzieć, że kilka znakomitości z dziedziny literatury, reżyserii i sztuki aktorskiej nie musi zrobić dobrego teatru tv, ale błąd nie zaczął się ani od scenariusza, ani od reżyserii, ani aktora. Błąd zaczął się od Trumana Capote'a, który nie przewidział, że jego opowiadanie musi był wtłoczone w okienko telewizora i nie ułatwił swym pisaniem tej operacji.

Ale czy telewizja naprawdę musi zagrać wszystko, co kiedykolwiek zostało napisane? Pewnie musi. I od owego przymusu zaczął się błąd - taki oto:

Pan Opania gada, gada, a pan Witkiewicz słucha, słucha, a panna Holiday Golightly podróżowała, podróżowała, aż się to dla niej głupio skończyło, bo zajechała do Telewizji Polskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji