Artykuły

"Pięć polskich mów". Co ma Obama do Piłsudskiego?

W wersji Michała Zadary mowa Marszałka brzmi jak skarga trzech wiedźm, którym nie wyszło uwiedzenie Makbeta - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Barack Obama kiepsko wypada w kilkunastosekundowych telewizyjnych klipach. Na zdjęciach, na plakatach, na Twitterze - nowoczesny, charyzmatyczny lider. Ale gdy w serwisach informacyjnych próbuje się przemycić fragment jego wystąpienia, coś nie gra. Dlaczego? Medioznawcy mają odpowiedź - erudycja Obamy nie jest z tego świata. Pochodzi z czasów sprzed YouTube'a, krzykliwych nagłówków i rozproszonej uwagi odbiorców.

Amerykański prezydent mówi do "słuchaczy", a nie do widzów. Jego klasycznie skonstruowanych przemówień należy "wysłuchać", i to od początku do końca, najlepiej w pakiecie z kilkoma innymi. Nie podaje swojego projektu politycznego w zgrabnym ostatnim zdaniu, który można od razu wrzucić na pasek informacyjny. Jest jednym z nielicznych mówców wybitnych, świadomych, a jednocześnie kompletnie niedostosowanych do współczesnych technik odbioru.

Marek Aureliusz vs. Mark Zuckerberg

Może dlatego twórcy projektu "Pięć polskich mów" (Teatr Polski w Warszawie) wzorowali swoje logo na słynnym plakacie Sheparda Faireya "HOPE" z kampanii prezydenckiej 2008 r. Na afiszu, w rozpoznawalnych tonach beżu, czerwieni i granatu zamiast zatroskanej twarzy Obamy widać wąsate oblicze Marszałka. Jak rozumieć to podobieństwo? Dwaj liderzy, którzy zawiedli nadzieję? Czy po prostu dwaj sprawni retorzy "w starym stylu", bliżsi mentalnie Markowi Aureliuszowi niż Markowi Zuckerbergowi?

Reżyser Michał Zadara i politolog Daniel Przastek postawili właśnie na sposób przemawiania, a nie na rezultaty polityczne. Uznali, że współczesna polska sztuka retorska jest w opłakanym stanie. Politycy równają w dół, dostosowują swoje wypowiedzi nie tyle do "nowych mediów", co do "mediów śmieciowych". Inwektywy, błędy stylistyczne, frazeologiczne, logiczne. Pomysłodawcy "Pięciu mów..." chcą sprawdzić, czy mamy jakiekolwiek wzory, do których możemy się odwołać? Jak powinna być skonstruowana skuteczna mowa? Jak rozpoznawać jej konstrukcję, by nie dać się uwieść i zmanipulować? Do projektu wybrali pięć autentycznych tekstów: Piłsudskiego, ministra Józefa Becka, Chaima Rumkowskiego (przewodniczący Judenratu w getcie łódzkim), Jana Pawła II i generała Wojciecha Jaruzelskiego.

Wariatka, wiedźma, biurwa

Badając przemówienie, które Piłsudski wygłosił w Sali Malinowej warszawskiego hotelu Bristol, sprawdzili jeszcze coś więcej niż zasadę "jak mówić efektownie". Słowa, którymi Naczelnik 3 lipca 1923 roku rezygnował z większości funkcji wojskowych, rozdzielili między trzy aktorki. Gdyby nie wyraźny kontekst historyczny i przywoływane w przemowie nazwiska, można by pomyśleć, że to zbiorowa skarga szekspirowskich trzech wiedźm, których proroctwo się nie sprawdziło, bo Makbet się opamiętał. Przemyślał sytuację i oddał stanowisko; nie popełnił zbrodni, nie uległ pokusie władzy absolutnej. Trzy aktorki nie tylko wypowiadają ze sceny słowa człowieka, który wyjaśnia, dlaczego nie chciał być dyktatorem. Pokazują też, z jakimi sytuacjami kojarzone są publiczne wystąpienia kobiet. Kiedy są dopuszczalne? W jakim kontekście? Według twórców jest to najczęściej kontekst skandalu lub reprezentacji czegoś, co i tak dotyczy świata mężczyzn.

W długich, prostych sukniach, z upiętymi włosami, raczej dostojne i bezcielesne niż kobiece przypominają alegorie z klasycznych obrazów. Tak się nie portretuje konkretnych żywych kobiet, ale przedstawia rozmaite cnoty obywatelskie: mądrość, zwycięstwo czy wolność. Pojawiają się w przestrzeni publicznej nie we własnej sprawie, z własnym głosem, ale jako ładny przekaźnik cudzych idei.

Dzielą się tekstem po równo, niemal "bez klucza", nie można powiedzieć: "Ta jest Piłsudskim emocjonalnym, ta - oficjalnym, ta - filozofującym". A jednak każda z nich ma charakterystyczną rolę. Anna Cieślak to pijana gwiazda, która przyszła na galę oscarową zrobić skandal. Na prawach wariatki może bełkotać, oskarżać, szlochać, ciskać butami. Zabawi publiczność, nikt nie potraktuje jej poważnie. Ukryta za ciemnymi okularami Barbara Wysocka wyraźnie odpowiada na niesprawiedliwe zarzuty. Zaszczuta kobieta sukcesu, niesłusznie pomówiona, skompromitowana, otoczona przez natrętnych paparazzich? Niech mówi, każde słowo zostanie wykorzystane przeciwko niej. Za Magdaleną Smalarą stoi powaga instytucji. Nieważne, czy jest prezenterką telewizyjną, czy tępą urzędniczką wygłaszającą oświadczenie w imieniu swojej partii. Mówi najspokojniej, bo wie, że to i tak nie jej słowa. Szalona pensjonarka, wiedźma i biurwa. Z takich ról panie mogą wybierać sobie swój styl obecności medialnej.

Powtarzane przez nie chóralnie zdanie "Moi panowie" brzmi ironicznie i oskarżycielsko. Nawet jeśli 3 lipca 1923 roku w Sali Malinowej były jakieś przytomne, eleganckie kobiety, nikt się do nich nie zwracał.

Eksperyment Michała Zadary i Daniela Przastka to niemal szkolna zabawa z lekcji polskiego. Póki jednak znajdujemy się na retotskiej ziemi jałowej - nic mocniejszego i bardziej potrzebnego nie sposób sobie wyobrazić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji