Artykuły

Trzy teatry

KAŻDEJ jesieni powtarza się historia, która - przy wydatnej pomocy telewizji - wyprowadza nas z równowagi: mam na myśli relacje z krajowych targów w Poznaniu. Kiedy kamera zagląda do pawilonów przemysłu lekkiego, zaczyna nam się gwałtownie podnosić ciśnienie. W ostatnim magazynie "Nie tylko dla pań" red. Rewieńska z sadyzmem, o któryśmy jej nie podejrzewali, demonstrowała elegancką odzież, miękkie, śliczne butki oraz różne przemyślne drobiazgi produkowane chyba wyłącznie po to, by budzić nasze daremne apetyty. Szkoda, że żadnemu sprawozdaniu nie towarzyszyła najkrótsza chociaż informacja, czy wolno nam marzyć o znalezieniu takiej produkcji w sklepach.

Czwartkowy program wiejski Cezarego Papiernika zatytułowany "Poszukiwanie następcy" dotknął sprawy niezwykle skomplikowanej - przejmowania przez państwo ziemi, której nie są w stanie uprawić rolnicy podeszli wiekiem, schorowani, opuszczeni przez dzieci opętane ideą ucieczki do miasta. Program starał się przedstawić różne metody "emerytowania" właścicieli podupadających gospodarstw, przyznając, że prostej, jedynej i generalnej nie ma, i być nie może. Nie sposób było przy tej okazji nie przywołać na pamięć genialnej kreacji Kazimierza Opalińskiego w "Dekrecie" Zdzisława Skowrońskiego, jednym z najlepszych spektakli Teatru TV w ub. roku.

Treścią dziesięciominutowego alarmującego reportażu Ludomira Motylskiego "Zabytek" był konflikt niezaprzeczalnego prawa do ludzkich warunków życia mieszkańców zabytkowych domów w Lanckoronie i stanowiska konserwatorów. To, co zarejestrowała kamera i mikrofon, było ciężkim oskarżeniem władz administracyjnych, naglącym do natychmiastowego działania zanim niewątpliwie cenne, ale szalenie dziurawe dachy nie spadną ludziom na głowy, w sensie jak najbardziej dosłownym.

Kontynuując cykl "Gdy myślę młodość" wrocławska TV przedstawiła nam pana Wojciecha Tabakę, powstańca śląskiego, jeleniogórskiego pioniera, społecznika i entuzjastę. Jednego z tych nielicznych, o których pisał Ostrowski, że przez całe życie "palą się, nie kopcą". Barbara Folta prowadziła program taktownie i kulturalnie czego nie da się powiedzieć o Jerzym Żukowskim w ostatnim "Klubie opowieści z myszką". Przeszkadzał ile sił prof. Estreicherowi wspominającemu obyczaje sprzed pół wieku, kiedy np. wpadanie komuś w pół słowa nie należało do kanonów dobrego wychowania.

Wśród obfitej, jak na TV, porcji programów muzycznych w ub. tygodniu znalazły się dwie transmisje (więcej przyniesie pewno najbliższy "Przegląd muzyczny") z "Warszawskiej Jesieni", tak na prawdę dostępne tylko małej grupce melomanów, interesujący muzycznie balet Augustyna Blocha "Voci", skomponowany specjalnie dla telewizji, z bardzo dobrą choreografią Witolda Grucy, czytelny, poprzedzony zresztą sensownym słowem wstępnym oraz idący na ogólnopolskiej antenie wrocławski wieczór operowy. Przygotowany wg pomysłu Zygmunta Bilińskiego przez Wojciecha Dzieduszyckiego i Andrzeja Waligórskiego "na wesoło", miejscami przeholowany (np. "ziółkowymi" konceptami od siedmiu boleści) był dobrą reklamą naszej opery i miał znakomity tytuł "Nie bądź okrutny, Otello...". Na zakończenie Eliasz Kuziemski zgłosił gotowość uduszenia miast Desdemony Lucjana Kydryńskiego (?), ale były to czcze pogróżki, skoro w niedzielny wieczór niedoszła ofiara zdrowa i cała powadziła przyjemny program z piosenkami Domenico Modugno "Selene i inne". Mieliśmy okazję po raz któryś przekonać się, jak umie śpiewać Lidia Korsakówna, jak ładnie może wyglądać Halina Kunicka i jaką indywidualnością interpretatorską jest Wojciech Młynarski.

Szczerze zabawny "Teatrzyk Janusza Osęki" wg scenariusza Stefanii Grodzieńskiej stanowił przykład relaksowego niedzielnego programu, od którego mamy prawo oczekiwać właśnie pozycji pogodnych i łatwych.

Przedstawienia teatralne, poza poniedziałkowym, nie były ozdobą ub. tygodnia. Monodram Sławomira Kryski "Ta śmieszna pamięć", przygotowany przez wrocławską Piwnicę Świdnicką nadto trącił amatorszczyzną, byśmy mogli potraktować perypetie bohaterki tak serio, jak to uczyniła jej odtwórczyni Joanna Keller.

Krakowski Teatr TV wystąpił z adaptacją "Podróży" Jana Potockiego zrobioną bez większego wysiłku i polotu przez Bohdana Husakowskiego. Spektakl był tak monotonny, że główny bohater usnął przed zakończeniem. Poza tym należało nam się chyba krótkie słowo wstępne, informacja o autorze (widownia to nie tylko poloniści i orientaliści).

Te straty moralne powetował nam hojnie poniedziałkowy spektakl Teatru TV: reżyser Ludwik Rene przysposobił do wymogów małej sceny uroczą, gorzką, mądrą i ironiczną sztukę "Klub kłamców" nie żyjącego od paru lat belgijskiego pisarza, Michała de Ghelderode. Przedstawienie było znakomicie grane (szczególnie rola Gustawa Lutkiewicza godna jest zapamiętania) i zwróciło uwagę na literaturę belgijską, mało u nas znaną, a w Teatrze TV reprezentowaną chyba po raz pierwszy. Ufajmy, że nie ostatni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji