Artykuły

Zbyt wiele zgryźliwości

Tydzień temu Maciej Deuar po raz kolejny rozprawił się z mizerią serwowaną, jego zdaniem, przez Operę na Zamku. Nasz redakcyjny kolega wyraża przekonanie, że ten teatr (notabene najmniejszy bodaj i najsłabiej dotowany w Polsce) nie kreuje prawdziwych, inspirujących wartości artystycznych. W ten sposób, działając krytycznie i w dobrej wierze, niestety, pomaga utrwalać istniejący, a jakże szkodliwy stereotyp, że oferta szczecińskich instytucji kultury jest bezbarwna, nijaka, małowartościowa - pisze Grzegorz Dowalasz.

Opera to coś - poucza krytycznie autor, co może przemówić językiem współczesności i dotrzeć do współczesnej wrażliwości, nawet jeśli ze sceny płyną dźwięki Mozarta, Bizeta czy opery barokowej. Publiczność w Szczecinie tej szansy jest pozbawiona, a dowodem na to "Carmen", która zdaniem M. Deuara dręczyła banałem i pustką interpretacyjną.

Byłem na dziedzińcu zamkowym i słuchałem owej nieudanej "Carmen", podobnie jak znakomita większość wypełniająca dziedziniec oklaskiwałem wykonawców, a zwłaszcza ognistą Alicję Węgorzewską w roli tytułowej. Dla ponad tysięcznej widowni szczecińska opera dala widowisko poruszające, ale jak wiadomo, de gustibus...

Gdyby zatem chodziło tylko o "Carmen", nie zabierałbym głosu. Niestety, zgryźliwy ton wypowiedzi sprzed tygodnia pod tytułem ,Dziura w całym" dotyczył niejednego przedstawienia, ale całości propozycji szczecińskiej sceny na zamku. Przywołując osiągnięcia teatrów operowych z Wrocławia, Bydgoszczy, Krakowa, Maciej Deuar oceniał rodzime dokonania jako mizerne. To jak sądzę nazbyt surowa, a nawet niesprawiedliwa ocena. Odniesienia do innych miast, tak naprawdę niczego nie tłumaczą. My jesteśmy tu i teraz, a krytyczne oko i ucho mogłoby przynajmniej zauważyć, że to na zamku miały miejsce wartościowe i oryginalne przedstawienia "Czarodziejskiego fletu" i ,Nabucco". Kilka miesięcy temu różnie oceniano niezwykle ambitne a moim zdaniem, udane przedsięwzięcie, jakim były "Opowieści Hoffmanna". Bez względu na odbiór, trudno je potraktować jak przejaw wątłości repertuarowej i ambicjonalnej.

Zestawianie Szczecina z wrocławskimi megaprodukcjami, to mylny trop krytyczny, bo od Opery na Zamku z oczywistych względów nie można oczekiwać cudów.

Wielkie realizacje Wagnerowskie możemy oglądać we Wrocławiu albo jeszcze bliżej, bo w Berlinie. W Szczecinie opera zamyśliła przygotować "Holendra Tułacza", a to warte jest wsparcia nie tyle medialnego, co pomocy ze strony włodarzy miasta i województwa. Czy można na nią liczyć? Gdyby oceniać tego rodzaju zaangażowanie, to właśnie jego poziomem odróżniamy się negatywnie od innych regionów.

Odnoszę wrażenie, że w Szczecinie wiele wartościowych przedsięwzięć na niwie kultury (muzyka, opera, teatr) zawdzięczamy pasji nielicznego grona osób. Dostrzega to publiczność, która na ogól owacyjnie żegna artystów po koncertach lub przedstawieniach. Recenzenci częstokroć tego nie odnotowują, a bywa, że szukają dziury w całym. W ten sposób, działając krytycznie i w dobrej wierze, niestety, pomagają utrwalać istniejący, a jakże szkodliwy stereotyp, że oferta szczecińskich instytucji kultury jest bezbarwna, nijaka, małowartościowa. Dlatego sądzę, że zgryźliwości warto miarkować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji