Artykuły

Srebrny sen księdza Marka

Przed najnowszą premierą w Teatrze Polskim zastanawiano się, ile osób wytrwa do końca około 6-godzinnego spektaklu. Faktycznie, większa część widowni wyszła przed czasem.

Stało się tak mimo dobrej gry aktorskiej, dobrych poszczególnych części spektaklu, dobrej strawy - kawy, herbaty, kiszonych ogórków podczas długiej przerwy i przerw samych w sobie. Ale co za dużo, to niezdrowo.

Najnowszy projekt bydgoskiego Teatru Polskiego to "Słowacki. 5 dramatów. Rekonstrukcja historyczna" w reżyserii Pawła Wodzińskiego. Reżyser na warsztat wziął pięć dramatów Juliusza Słowackiego: "Mazepa", "Sen srebrny Salomei", "Ksiądz Marek", "Horsztyński" i "Kordian". Oprócz reżyserii i adaptacji tekstu, zajął się scenografią, na czym zna się świetnie, co pokazał chociażby w "Sprawie Dantona", gdzie aktorzy znikali pod podłogą, a wracali przez sufit.

Czysty dramat

Tu podobnie. Scena podzielona jest na trzy części, wszystkie widoczne dla widzów, którzy początkowo zastanawiali się, dlaczego scena została wydłużona kosztem widowni. W "Mazepie" wszystko było jasne - jedna ze ścian się otworzyła, by pokazać kolejny wymiar sceniczny. Nastrój we wszystkich prezentowanych jeden po drugim minispektaklach doskonale budowała muzyka Michała Dobrzyńskiego, którą na żywo grali Ewa Gruszka (skrzypce) i Stanisław Miłek (akordeon). Niektórzy po bydgoskim wykonaniu "Nie-Boskiej komedii" w reżyserii Pawła Wodzińskiego obawiali się, że tutaj reżyser również "przekombinuje". I to właśnie oni chyba najbardziej zaskoczeni byli, gdy z minuty na minutę stawało się jasne, że tym razem realizatorzy zdecydowali się na czysty dramat, odwzorowujący dzieła wieszcza.

Błyszczały panie

Kroku Wodzińskiemu i Słowackiemu musieli dotrzymać też aktorzy, którzy pokazali swoje aktorskie umiejętności. Na brawa zasługuje cały występujący w "Słowackim" zespół, szczególnie mocno błyszczały panie, które pokazały swój dramatyczny pazur. Marta Ścisłowicz w "Księdzu Marku" sprawiała wrażenie naprawdę obłąkanej; Magdalena Łaska, którą w "Trzech siostrach wg Czechowa" widzieliśmy jako delikatną istotkę, w "Śnie srebrnym Salomei" jest już kobietą przez duże "K", której głos hipnotyzuje i porusza jednocześnie; Katarzyna Kołeczek z kolei w "Mazepie" w ogromnej sukni "na kole" sprawia wrażenie, jakby unosiła się nad sceną, by po chwili w "Śnie srebrnym Salomei" wrócić w dynamicznej i żywiołowej odsłonie. Reżyser zdecydował się na spięcie tych pięciu dramatów w jedną całość, co w efekcie dało blisko sześciogodzinny teatralny maraton, co nie wszystkim widzom się spodobało. Mam nadzieję, że jednym z elementów reżyserskiej wizji nie był czasowy rekord trwania spektaklu. Te pięć kawałków doskonale bronią się same.

Będą dwie części

Na szczęście, poza premierowymi pokazami, zdecydowano się na wystawianie "Słowackiego" w dwóch częściach, dzięki czemu ci, którzy nie wytrwali, będą mogli nadrobić stracone fragmenty. Mam nadzieję, że warto, wkrótce się przekonam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji