Rzecz o roku 1905
"Róża" - wielki fresk Żeromskiego o rewolucji 1905 roku - jest wspaniałym tworzywem dla teatru, a nawet dla filmu. Dziwić się można, że po "Weselu" nikt nie pomyślał o nowej ekranizacji "Róży" (próbę podjęto w 1936 r.). Przecież to jakby ideowy dalszy ciąg "Wesela", paradoksalny zresztą: krwawa róża wydobyta z chocholej słomy. Na razie "Róża" stanowi trudny egzamin dla teatrów. Trudny, z racji swego bogactwa: wielki tekst, wielość postaci i wątków, wielość różnorakich elementów, wielość możliwości inscenizacyjnych
Tadeusz Pliszkiewicz, dokonując kolejnej adaptacji i inscenizacji, musiał, oczywiście, zdecydować się na potężne skróty, na surową selekcję. Z całości wybrał przede wszystkim wątek Czarowica: rewolucjonisty - romantyka. Ale "Róża" w jego opracowaniu nie stała się "dramatem na jeden głos". Czarowic - w przeciwieństwie do Konrada z "Dziadów" czy Kordiana - został właściwie prawie że pozbawiony cech osobistych i indywidualnej biografii. Stał się uosobieniem postawy moralnej i politycznej, właściwej dla pewnej formacji inteligenckich rewolucjonistów z roku 1905. Jego samotności w akcji dramatu nie należy traktować dosłownie: jest ona osamotnieniem nie tyle jednostki, ile postawy owych "samozwańców", biorących na siebie ciężar walki o niepodległość i sprawiedliwość. Uosobieniami, bądź symbolami postaw i koncepcji są też inne postaci "Róży": jednostki, albo "chóry rozszczepione na głosy".
Ujęcie Pliszkiewicza idzie w kierunku ostrych przeciwstawień, tez i antytez. Więc - Duch Ciemności i Duch Światła, prezentujący różne oceny społeczeństwa i zrywu podjętego przez jego część (nie tylko oceny myślowe, również emocjonalne).
Więc - Czarowic, akcentujący szczególnie narodowo-wyzwoleńczy aspekt rewolucji 1905 r. Zagozda - akcentujący aspekt społeczny walki. Więc - skontrastowanie postawy buntu z konformizmem, dążeniem do świętego spokoju, do "urządzenia się" w warunkach niewoli. Poszczególne racje i postawy nie zawsze zresztą przeciwstawione są na zasadzie: ciemne - jasne. Określają je często ograniczenia ludzkiej świadomości, dopiero szukającej jakiejś prawdy, nieraz po omacku albo i wręcz niezdolnej do szukania. Niepodważalna zostaje natomiast wartość - nie tyle myślowa, ile moralna: róża z krwi zmasakrowanego przez policję robotnika Osta.
Adaptacja i inscenizacja wydobyły zawarty w dramacie tragizm, gorzką ironię i sarkazm, wypunktowały zawarte w nim znaki zapytania. Całość da się określić jako dramat świadomości. Chodzi nam tu o świadomość społeczeństwa. Chwilami jednak jakby się z sobą ścierały dwie koncepcje: podana wyżej, uogólniona, z koncepcją dramatu dziejącego się w świadomości bohatera Czarowica, wędrowca po dantejskim polskim piekle, dramatu - na pograniczu snu i jawy, skojarzeń, wizji, retrospekcji. Każde z tych ujęć byłoby samo w sobie dobre, jednak ich łączenie budzi niekiedy wątpliwości.
Zastanawiać się też można, czy wielkie zagęszczenie problemów, i motywów nie zagraża niekiedy inscenizacji pewną statycznością, przeabstrakcyjnieniem, przerezonowaniem. Przykładem - scena z robotnikami, którzy zresztą prezentują poglądy polityczne szerszych ówczesnych grup, nie tylko działaczy robotniczych. Są zresztą i momenty znakomite: np. pomysł włożenia wypowiedzi zdrajcy Anzelma, nieobecnego w adaptacji w usta innych postaci. Albo - oszczędnymi, prostymi środkami wydobyta dramatyczność sceny przesłuchania. Albo - rozerwany przez wtargnięcie żywych postaci ekran na odczycie. Dalej - ostre, symboliczne puenty w finałach części I i części II: postać wisielca na balu maskowym, salwa karabinów.
Interesująca jest scenografia Jerzego Moskala: motywy plastyczne, podkreślające poszczególne punkty akcji, swego rodzaju "rozwijanie się" obrazów, jednych z drugich, jak gdyby z pewnymi "refrenami wizualnymi", wyzyskanie symboliki chmur, drzew, świateł i cieni. Pochwalić warto również opracowanie muzyczne Józefa Świdra (dobre wkomponowanie muzyki w scenach z Babami Cmentarnymi). W sumie - chyba jednak trochę za mało wyzyskano możliwości, jakie daje operowanie barwą i muzyką, choć przecież "Róża" jest m.in. dramatem z modernistycznego postulatu: sztuka teatralna - syntezą różnych rodzajów sztuk, no i jest dramatem poetyckim.
Nie sposób, niestety, szczegółowo omówić wszystkich ról. Niejaki "przechył" w stronę traktatu scenicznego, abstrakcji czy retoryczności, dostrzegalny w niektórych fragmentach, zaciążył może i na niektórych rolach. Stąd - czasem niebezpieczeństwo patetyczności czy zbyt małego zróżnicowania tonacji wypowiedzi postaci. Szczególnie tych - będących w założeniu raczej postaciami - znakami, niż rzeczywistymi osobami. Pewne sformułowania (choćby z uwagi na specyfikę językową tekstu) wręcz się prosiły o prosty, ściszony, po prostu refleksyjny ton. Ale to sprawa zaledwie momentów. Aktorzy - w sumie - umieli sprostać bardzo przecież trudnemu zadaniu i przybliżyć odbiorcom ideowe i artystyczne walory "Róży".