Biesy są wśród nas...
WALDEMAR SULISZ: "Biesy" strach czytać, a co dopiero oglądać na scenie - napisał Jan Błoński po spektaklu Wajdy w Starym Teatrze w Krakowie. Jutro lubelska premiera. O czym tak naprawdę są "Biesy"?
KRZYSZTOF BABICKI: O niedogodnościach życia w świecie pozbawionym zasad, kiedy nie widać jasno, co dobre, a co złe. O tym, że tak naprawdę niebo i piekło rodzi się w nas. Wreszcie o tym, że kiedy zaczniemy hodować w sobie biesy, to prędzej czy później zaczną z nas wychodzić.
WS: Czy biesy są wśród nas?
KB: Biesy są wszędzie. Czuję ich obecność wieczorem, kiedy spaceruję po ulicach Lublina i w którejś z bram może czyhać na mnie niebezpieczeństwo. Czuję ich obecność w dzień, kiedy natrętnie spoglądają na mnie z wyborczych plakatów niektóre twarze. Widzę je w oczach malutkich dzieci, które okradają dorosłych.
WS: Rosja w "Biesach" przypomina szklankę z robactwem, które pożera się nawzajem. Przeszłość to czy dzisiejszy czas?
KB: Opowiadamy o biesach w eleganckich dekoracjach, które rozpadają się na oczach widzów. Rozkład scenografii jest jedną z metafor spektaklu. Coś ten świat musi drążyć...
WS: Panie dyrektorze, chyba nie spodziewał się pan, że "Dziady" zrobią w Lublinie furorę i kasę. Czy "Biesy" także mają szansę na sukces?
KB: Co do "Dziadów", to wszystko się zgadza. Frekwencja na poziomie 90 proc., na grudniowe spektakle bilety wyprzedane i pretensje, czemu w tej chwili "Dziadów" nie gramy. Co do "Biesów", to zaczekajmy do jutrzejszej premiery.