Artykuły

Biesy kuszą

"Biesy" lubelskiego teatru to niezwykle kusząca propozycja. Na scenie ożywczo ucierają się temperamenty aktorskiej młodzieży i rutyna starszych.

Teatr im. J. Osterwy odważnie strzela raz za razem z grubej rury, poprzeczka idzie coraz wyżej, wysoko, z czego wszyscy powinniśmy być tylko zadowoleni. Przypomnijmy, wszak niedawno na lubelskiej scenie wystawiono dobre "Dziady", teraz "Biesy", a szykuje się nam "Romeo i Julia" oraz "Operetka".

Krzysztof Babicki postawił na uwyraźnienie każdej z postaci, zatem - na indywidualność aktorów. Każda z postaci to na swój sposób model, na przykład - rewolucjonisty, terrorysty, szaleńca, kobiety władczej itp., a one razem tworzą obraz skomplikowanej, niedefiniowalnej natury człowieka. Pulsowanie, nawet paroksyzm tej ludzkiej materii podkreśla trafiona, oryginalna scenografia: zestawy wciąż zmienianych ekranów - ścian domów i pokoi. Słowa i ruch nabierają tempa, rytm spektaklu jest oszalały. W pewnym momencie w teatrze dzieje się coś dziwnego. Jeszcze chwila, a gdzieś w przestrzeni między sceną i widownią ukaże się, przebiegnie, przefrunie - bies i to w postaci, jakiej strach się domyślać. W powietrzu wisi groza, czuje się nadchodzącą tragedię.

Jacek Król zagrał Stawrogina ciałem, wyprostowaniem, wyniesieniem, dominowaniem, pomnikowatością, ciszą. Oszczędne środki wspaniale użyte! Na zasadzie kontrapunktu rolę Piotra Wierchowieńskiego stworzył Szymon Sędrowski - dynamiczny, gestykulujący, rozkazujący, ruchliwy. Ich rozmowy będzie się pamiętać. Bartosz Mazur udanie pokazał wrażliwość i zagubienie Szatowa. Ten trójkąt młodych aktorów iskrzy na scenie i jest nadzieją lubelskiego teatru. Aneta Stasińska w roli Marii Timofiejewnej sprawia, że widzowie dosłownie zastygają; zaskakuje siła ekspresji, umiejętność dania świadectwa dramatowi. To rola, o której trzeba mówić z najwyższym uznaniem. Anna Bodziak interesująco wcieliła się w Lizę. A Anna Kurczyna - w Daszę; to udany debiut tej młodej aktorki, rola znakomita, skupiona, zwarta, wyrazista. Ten damski trójkąt również staje się podporą lubelskiej sceny.

Miło ogląda się Ninę Skołubę-Urygę w roli Barbary Pietrowny, a Annę Torończyk - jako Praskawię Drozdów, oraz Henryka Sobiecharta wcielonego w Stiepana Wierchowieńskiego. A pomniejsze role i epizody, a jakże nie wspomnieć choćby Pawła Sanakiewicza jako Lebiadkina (chodzi na kolanach), Andrzeja Golejewskiego w kostiumie Kriłłowa (pływa na stołku) czy złoczyńcę - Jerzego Rogalskiego. Co ciekawe to spektakl bardzo równy, cały ze na wysokich obrotach. A jednak, gdyby komuś powiedzieć "dziękuję", to raczej młodym niż starszym. Taka kolej losu. Te "Biesy" trzeba zobaczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji