Artykuły

Fałszywka

Tadeusz Bradecki po raz drugi zmierzył się z "Rękopisem znalezionym w Saragossie" Jana Potockiego. Przedstawienie Starego Teatru sprzed paru lat miało zafrapować, sobotnia premiera "Saragossy" na scenie Teatru Narodowego miała, jak się zdaje, rozbawić.

Widzowie podzielą się po tej premierze na dwa obozy. Stronnictwo czytelników "Rękopisu...", znających także biografię Jana Potockiego, będzie rozczarowane. Partia skupiająca tych, którym nie dane było zaznajomić się z tą wspaniałą książką i jej niezwykłym autorem klaszcze ubawiona po pachy. Wyniesiony przez nich obraz romansu Potockiego jest niestety z gruntu fałszywy. Przypomina to trochę sytuację znaną w kręgach antykwariuszy. Oto co jakiś czas na aukcjach pojawia się nieznany list, obraz czy partytura któregoś z geniuszy rzucająca nowe światło na ich twórczość czy postać. Najczęściej okazuje się, że był to falsyfikat, a po małym skandalu wszyscy zapominają o całej sprawie.

Pod wieloma względami "Saragossa" Tadeusza Bradeckiego, poświęcona ostatnim chwilom życia Jana Potockiego, przypomina taki właśnie falsyfikat. W przedstawieniu znalazły się motywy z opowieści postaci "Rękopisu..." rozbójnika Zota, Naczelnika Cyganów oraz Kabalisty. Bradecki dokonał zabiegu, który musiał zakończyć się porażką. Historie Zota i Cygana to literackie nawiązanie do modnej w czasach Potockiego gotyckiej powieści grozy, pełnej tajemniczych wydarzeń.

W "Rękopisie..." te niezwykłe przygody opowiedziane są z lekkim przymrużeniem oka. Mamy do czynienia z literackim pastiszem, materią niezwykle delikatną. Szkatułkowe opowiadania w "Rękopisie" otwierają się delikatnie za pomocą srebrzystego kluczyka. A Bradecki posłużył się łapką do wyważania drzwi. Na scenie oglądamy adaptację tych literackich motywów, którym bliżej do komedii dell'arte i to w nie najlepszym guście. Humor narracji Potockiego zastąpiło "komikowanie". Hiszpańscy szlachcice i szlachcianki nader często przypominają nauczyciela wymowy z "Mieszczanina szlachcicem". Na scenie byio bardzo śmiesznie. W ten sposób można jednak wystawiać wszystko, nawet z "Medei" czyniąc pyszną farsę. Zdezorientowanym widzom warto przypomnieć, że znaleźliśmy się w teatrze, w którym za ścianą grywa się od czasu do czasu "Straszny dwór" Moniuszki w przeróbce Żuławskego.

Po premierze można było ułyszeć głosy, że "Saragossa" jest nawiązaniem do "Kartoteki", w której Bohatera odwiedzają kolejne postaci. Jan Potocki w przedstawieniu Bradeckiego również nawiedzany jest przez osoby z kart swojej książki. Problem polega jednak na tym, że autor i twory jego wyobraźni zdają się nie mieć sobie nic do powiedzenia.

Powierzenie roli Jana Potockiego Jerzemu Łapińskiemu było krzywdą uczynioną temu wybitnemu aktorowi charakterystycznemu. Trudno było uwierzyć, że mamy przed sobą człowieka, który obserwował intelektualne bankructwo swojej epoki, przerażonego perspektywą zapomnienia przez potomnych, pogrążającego się w rozpaczy i obłędzie, które doprowadziły go do samobójstwa słynną piłowaną całymi miesiącami kulką z cukiernicy. Zamiast studium człowieka o samowiedzy niemal go unicestwiającej obejrzeliśmy dziwaka, którego po prostu boli głowa. "Saragossa" Bradeckiego to komedia. Trzecia adaptacja może okazać się farsą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji