Artykuły

Żeromski czeka na reżysera

Być może zgorszę niektórych PT Czytelników, nie mówiąc już o fachowcach, gdy przyznam się, że z dużą obawą wybrałem się na przedstawienie "Turonia" w warszawskim Teatrze Ludowym. Siedziałem jak zafascynowany.

W tej sztuce dopiero w pełni widać, jaki to skomplikowany i niejednorodny pisarz ten Żeromski. Z jednej strony uleganie spłaszczonym ideom pracy organicznej polskich pozytywistów, którzy zarzucili całą głębię intelektualną pozytywistów Zachodu, a z drugiej wpływ dekadentów młodopolskich mimo przeciwstawiania się im exprassis verbis w artykułach publicystycznych. I tak przez lata. Wreszcie narodziny trzeciej jakości, już typowo XX-wiecznej. Wpłynęły na to na pewno i wybuch Rewolucji Październikowej i narodziny II Rzeczypospolitej. Krąg tej trzeciej jakości to właśnie "Turoń" i "Przedwiośnie".

"Turoń" zajmuje w twórczości Żeromskiego miejsce szczególne. Jest jakby epilogiem "Popiołów". Pojawiają się ci sami bohaterowie. Lecz to już nie dziarscy wojacy napoleońscy, niespokojne duchy. W "Popiołach" o ich życiu decydowało indywidualne męstwo. W "Turoniu" czują swoją bezsilność wobec tłumu. Na nic ich odwaga; szabla - ten symbol szlacheckiej godności i przewagi - wobec toporów i kos zbuntowanych chłopów Jakuba Szeli staje się żałosnym, bezużytecznym rekwizytem. Oni bohaterowie a więc indywidualności giną zaciukani w bruździe przez chłopskie mrowie.

Czyż to nie gorzki obrachunek pisarza nie tylko z bohaterami, ale i z samym sobą? Jakże bolesna operacja została dokonana tu przez Żeromskiego, jakie szydercze zanegowanie po to, żeby pójść dalej.

Gdy się ogląda "Turonia" nie sposób oprzeć się skojarzeniom ze współczesnym "teatrem okrucieństwa". Lecz współczesność w tym porównaniu wypada blado, grzeszy małym wymiarem rozpaczy znudzonego intelektualisty. W "Turoniu" właściwie wszyscy przegrywają, nawet Szela. Dlatego "Turoń" jest sztuką absolutnie bezlitosną, jak tragedia, a nad bohaterami ciąży fatum - historia. Tu już nie ma póz judymowskich, mniej lub bardziej wdzięcznych symboli w rodzaju rozdartych sosen. Tu jest sama prawda. I jej tragicznego tonu nie zatrze nawet końcowa ucieczka bohaterów.

"Turoń" jest również Żeromskiego zwycięstwem artystycznym. Ten rozbuchany stylista potrafił skonstruować żywy, oszczędny w słowa dialog, stwarzający nastrój - zwłaszcza w I akcie, kiedy właściwie nic się nie dzieje, a tylko narasta nastrój grozy, zaznacza się w psychice bohaterów paraliżujący wpływ świata zewnętrznego, chwilowo jeszcze niewidocznego. Na to trzeba dużego wyczucia praw rządzących teatrem i to nie mieszczańskim "teatrem pudełkowym", lecz raczej schillerowskim "teatrem ogromnym" zrodzonym z wizjonerstwa romantyków i Wyspiańskiego.

Teatr zatem Żeromskiego reprezentowany w "Turoniu" stwarza nie lada jakie trudności dla zespołu, pragnącego go pokazać. Wymaga od reżysera jak i od scenografa wielkiej wyobraźni, rzadkiej umiejętności zerwania z konwencjonalnością teatralnego myślenia. Do jakiego stopnia obecne wystawienie "Turonia" sprostało tym wymogom? Przez cały czas trwania przedstawienia nie opuszcza człowieka przekonanie, że to, co się widzi jest jedynie mniej lub bardziej poprawne, lecz zarazem to nie jest "to". Roman Kłosowski nie błysnął wyobraźnią teatralną. Na scenie mamy przecież klęskę indywidualności w starciu z masą, mamy też obrzęd ludowy - chodzenie z turoniem, a tego operowania masami nie widać, masa ludzka jest tu tłem, podczas gdy powinna być głównym bohaterem. Coś z "teatru ogromnego" jest w scenografii Andrzeja Sadowskiego. Muzyka natomiast Jerzego Maksymiuka, próbująca stwarzać nastrój grozy w I akcie, niepotrzebnie ucieka w elektroniczną aranżację - zabrakło jej motywów najbardziej związanych z ludowością i miejscem akcji.

Tragiczne starcie światów szlacheckiego z chłopskim wymagało bardzo wyważonej obsady aktorskiej - równorzędnej, o podobnej sile ekspresji. Wówczas dopiero to starcie nabrałoby pełnego dynamizmu i tragizmu. Tymczasem w przedstawieniu najlepsze role są po stronie świata chłopów. Właściwie jest jedna wspaniała rola Szeli w interpretacji Emila Karewicza. Karewicz jest przejmujący, potrafi się wyzbyć naleciałości, które nabył grając przez wiele czasu "czarne charaktery". Godnymi partnerami są Tomas Zaliwski - Chudy oraz Jacek Zbrożek w roli syna Szeli Staszka. Niestety, ten świetny tercet nie ma dostatecznego przeciwstawienia wśród aktorów grających role szlacheckie, przy całej sprawności ich warsztatu.

Dobrze, że Teatr Ludowy wystawił "Turonia" nawet biorąc pod uwagę wszystkie mankamenty tego przedstawienia. Dzięki temu możemy się znowu zetknąć z Żeromskim jako dramatopisarzem - a okazji po temu nie ma zbyt wiele. Bez Żeromskiego zaś repertuaru narodowego wyobrazić sobie nie sposób. Wiedza o tym pisarzu i jego związkach z teatrem stale się też wzbogaca. Na Kiermaszu Książki można było w stoisku Wyd. Literackiego znaleźć interesującą książkę Wojciecha Natansona "Żeromskiego droga do teatru". Polecam jako lekturę trudno bowiem o coś bardziej dramatycznego jak mozolne, trwające latami przebijanie się tego pisarza do teatru, walczenie o miejsce na scenie dla swej specyficznej wyobraźni teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji