Artykuły

Czasem wystarczy sól i pieprz

Rozmowa z Dariuszem Kamińskim, reżyserem spektaklu "Trzy bajki o smoku". To przedstawienie w weekend zostanie wystawione już po raz 200.! w szczecińskim teatrze "Pleciuga".

- CZY obecnie częstym wydarzeniem są spektakle, które pokazywane są od kilkunastu lat? Tak jak pana "Trzy bajki o smoku"?

- Raczej nie. Choć kiedy zaczynałem pracę, a było to w latach osiemdziesiątych, częściej się tak zdarzało. "Szopka krakowska" była wystawiana ponad trzysta razy. Ale w ostatnim czasie to właśnie "Trzy bajki o smoku" są najczęściej granym spektaklem w "Pleciudze". Zresztą, w naszym teatrze jest tak, że o częstotliwości pojawiania się danego przedstawienia w repertuarze decydują widzowie. U nas liczy się głównie opinia tych, którzy opiekują się dziećmi i którzy u nas bywają. Mówię tu choćby o nauczycielkach przedszkolnych i szkolnych. To one polecają sobie dany spektakl. Albo i nie. Ta poczta pantoflowa w dużej mierze "napędza widza" i decyduje, co często jest grane. Podobnie działa to w drugą stronę, bo ten marketing szeptany ma wpływ na to, co schodzi z afisza po jakimś czasie. Oczywiście sama poczta pantoflowa to trochę za mało. To dzięki pracy pań z Biura Organizacji Widowni w dzisiejszych (trudnych) czasach możemy liczyć na granie.

- Dwieście spektakli to jednak ogromny sukces.

- Nie potrafię się chwalić, ale chyba jest to sukces. Zresztą, tak naprawdę spektakli było więcej niż dwieście. Przy tym naszym skromnym świętowaniu nie braliśmy pod uwagę przedstawień pokazanych za granicą. A było ich pewnie z kilkadziesiąt. Sporo podróżowaliśmy ze "Smokami". Byliśmy w Belgii, Danii, w Niemczech i na Białorusi.

- Za granicą graliście po polsku?

- W Belgii graliśmy po niderlandzku. Znajomy opowiadał dzieciom treść, a my nauczyliśmy się w tamtejszym języku krótkich piosenek. Zresztą, tam było nam o tyle prościej występować, bo nasza aktorka Edyta Niewińska van Der Moeren ma męża Belga. I to on tłumaczył trudniejsze fragmenty. Poza tym treść spektaklu jest bardzo prosta. Nawet gdybyśmy grali po chińsku, to dzieci nie miałyby problemu ze zrozumieniem sensu całości. Akurat w tym spektaklu nie ma bariery językowej.

- Czy w przypadku spektakli można mówić o ich starzeniu się?

-Jak najbardziej. W przypadku niektórych moich inscenizacji też mogę powiedzieć, że teraz już trącą myszką. Na szczęście starzenie się ominęło "Trzy bajki o smoku". To chyba zasługa genialnego tekstu czeskiej autorki Milady Masatovej. Myślę, że też forma nawiązująca do obrazów Tadeusza Nowakowskiego jest na tyle aktualna, iż za pięć czy dziesięć lat spektakl nadal będzie się dzieciom podobał. W naszej inscenizacji użyliśmy bowiem klocków jako elementów scenografii. A klocki zawsze się sprawdzają, niezależnie od tego, jakie jeszcze ktoś stworzy najbardziej wymyślne zabawki. A co do starzenia się spektakli, to przy choćby moskiewskim Teatrze na Tagance, gdzie przedstawienia gra się nawet pięćdziesiąt lat, nasze "Smoki" są młodzieniaszkiem.

- Powiedział pan, że pana spektakl nie zestarzał się między innymi dlatego, że powstał na podstawie genialnego tekstu...

- To prawda. W Czechach to bardzo znana bajka. Napisała ją pani, która nie była zawodowym literatem, ale znakomitym pedagogiem i reżyserem. Pracowała z dziećmi, robiła z nimi teatr. Była zatem praktykiem, wiedziała, co podoba się dzieciom, co do nich trafia i co je śmieszy. Ciągle szukam takich genialnych tekstów jak ten Masatovej. Niestety, nie mogę znaleźć. To nie jest bowiem takie proste, by jakaś bajka latami podobała się dzieciom. Nie dorosłym, ale właśnie dzieciom. Zdarzają się przecież spektakle, również u nas, w "Pleciudze", kiedy widz dorosły bawi się znakomicie, a dziecko nieco mniej. Mnie nie o to chodzi. Czasami wpadają mi w ręce teksty, które są znakomite w czytaniu, ale jest mała szansa na to, by dobrze wypadły jako realizacja teatralna. Po tylu latach pracy w teatrze mam już "czuja", co może się podobać dzieciom, a co nie. Przedstawienie jest jak potrawa - niczego w niej nie może być za dużo i niczego zbyt mało. Czasem wystarczy sól i pieprz, a tymianek czy jakiś bardziej wymyślny dodatek, który być może pasuje do innego dania, tu jest całkiem zbędny. Taki chyba jest przepis na dobry spektakl. I nie trzeba wcale mieć technologii 3D. Cieszy mnie zatem, że na "Trzech bajkach o smoku" dzieci śmiały się trzynaście, dwanaście, pięć lat temu i teraz też. To jest dla mnie kwiatek i ta feta z okazji dwusetnego przedstawienia.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Monika GAPIŃSKA

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji