Artykuły

Farsa pełna intryg

"Mayday 2" w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Ewelina Karpowiak w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Sceniczną kontynuację najpopularniejszej farsy Raya Cooneya można oglądać w Teatrze Powszechnym. "Mayday 2" ("Caught in the Net") to kontynuacja perypetii Johna Smitha, taksówkarza bigamisty, który przez kilkanaście lat skutecznie ukrywał podwójne życie.

Vicky, córka Smitha z jednego małżeństwa, oraz Gavin, syn z drugiego, przypadkiem poznają się w internecie. Ku ich zdziwieniu poza wspólnym nazwiskiem łączy ich coś jeszcze. Ich ojcowie mają identyczne imiona, wiek i profesję. Młodzi, zafascynowani sobą oraz zafrapowani splotem okoliczności, postanawiają spotkać się w rzeczywistości niewirtualnej. Akcja nabiera tempa, gdy dotąd misternie skrywana tajemnica taksówkarza może wyjść na jaw.

Każdy, kto uważa, że jego życie jest skomplikowane, powinien wybrać się na spektakl Marcina Sławińskiego. Spektakl pełen wpadek, wyśmienitego humoru i estetycznie dopieszczonych quasi-anonimowych telefonów pełnych rozpustnego sapania tajemniczych dewiantów.

"Jak pani widzi, jesteśmy wyjątkowo dysfunkcyjną rodziną"

"Mayday" ("Run for you wife"), napisana w 1983 roku farsa Raya Cooneya, nieprzerwanie pojawia się na afiszach zagranicznych i polskich teatrów. Zainspirowany jej powodzeniem autor napisał w 2001 roku dalsze losy rodziny Smithów. Po sukcesie pierwszej części, o niepowodzeniu nie mogło być mowy. Monopolu na powodzenie nie mają wyłącznie błyskotliwe dialogi czy wyraziści bohaterowie. Sławiński - reżyser doświadczony w farsie - realizował tę komedię w krakowskiej Bagateli oraz wrocławskim teatrze Komedia. Wyjął całość z londyńskiego kontekstu, obsadzając ją w realiach zwyczajnej rodziny. W przypadku komedii trudno uniknąć przerysowania, a dramatopisarze często popadają w skrajności. Tu stało się inaczej. Każda z postaci jest naturalna, choć farsa to gatunek karykaturalny, którego zadaniem jest obnażanie - niekiedy okrutne - ludzkich słabości.

W tej odmianie komedii naiwni bohaterowie zostają zaangażowani w serię absurdalnych wydarzeń. Wysiłki podejmowane przez nich, by wybrnąć z kompromitujących sytuacji, pogrążają ich jeszcze bardziej. Stąd można zaryzykować tezę, iż farsa jest bagnem teatru. Pomimo nasuwających się tu z pozorną łatwością negatywnych konotacji, ten gatunek może zaskakiwać. I zaskakuje, gdy dobra jest reżyseria, gra aktorska frapująca, a i fundament dramaturgiczny w postaci niebanalnego scenariusza zachwyca bardziej niż drybling Cristiano Ronaldo.

"Wujek Stanley nie żyje; prosi, żebyś przyszła"

Atmosfera sztuki jest dwuznaczna, paradoksalna, cyniczna i momentami przykra. Wydaje się egzotyczna i niepasująca do polskiego społeczeństwa. Sprawa Madzi z Sosnowca pokazała, że społeczeństwo polskie kocha rodzinne tragedie. Cooney dostarcza nam innej tragedii. Nie jest to "Klan" czy "Moda na sukces", choć mnogość wątków, sieć relacji i ich wzajemnie przenikanie mogłyby takie skojarzenia nasuwać.

Akcja od początku rozwija się błyskawicznie, a napięcie budowane jest precyzyjnie. Całość mieści w sobie kopalnię wątków humorystycznych dopieszczonych ciekawą grą aktorską. Pierwszy akt ma zdecydowanie lepsze dialogi, drugi jest bardziej ekspresyjny. Napięcie jest inteligentnie stopniowane - rośnie wprost proporcjonalnie do liczby niewymuszonych żartów.

Cooney nieraz udowadniał, że ma wyczucie sceny i zdolność stwarzania postaci. W 2001 roku farsa "Mayday 2" była nominowana do nagrody Evening Standard Award dla najlepszej komedii.

Niefrasobliwy humor udzielił się aktorom i publiczności, która przyjęła spektakl entuzjastycznie. Jaskrawa ekspresja gestu, efektowne modelowanie banalnych motywów oraz prostota akcji w jej pozornym skomplikowaniu robią wrażenie.

Cooneya farsa nad farsami

Wśród kreacji aktorskich uwagę przykuwa przyjaciel Smitha, Stanley (Grzegorz Pawlak). To postać bytująca nieco poza światem, mężczyzna nie do końca dojrzały, uroczo nieporadny. Choć inni bohaterowie są równie barwni, a ich kwestie nie mniej zabawne, to właśnie Stanley zyskuje największą sympatię widza. Pawlak jest w tej roli absolutnie genialny.

Z kobiecych kreacji przejmująco wypada Mary Smith (Barbara Lauks), kochająca żona i matka. Niestroniąca od ironicznych komentarzy kobieta, wręcz oślepiająca testosteronem w relacji między nią a niezaradnym współlokatorem. Do najlepszych punktów spektaklu należą dialogi między Stanleyem a temperującą go Mary. Z pewnością nie wybitnie zagrali gościnnie Mateusz Olszewski i Katarzyna Kowalczuk (dzieci z obu małżeństw), infantylizujący grane postaci.

Widz autentycznie współczuje gubiącemu się w wymówkach Stanleyowi, czuje zmęczenie próbującego wyprzedzić przeznaczenie Johna. Wszelkie spowalniające akcję motywy mogą irytować, bo w chwili, w której akcja ma się cudownie zapętlić, pojawia się uciążliwy Gavin, którego nie sposób się pozbyć.

Scenografię stanowi oszczędny wystrój pokoju, w którego centrum znajduje się kanapa pełniąca w całym spektaklu istotną rolę - na niej rozgrywają się najważniejsze rzeczy. Na niej są wygłaszane kwestie popychające akcję do przodu. Kontrastowy podział pokoju na dwa oddzielne mieszkania jest umowny. Widz orientuje się, w którym mieszkaniu rzecz się dzieje, jedynie dzięki pojawiającym się na scenie żonom Smitha.

Spektakl gwarantuje uczucie błogiej lekkości. Widz czuje się częścią zawirowania na scenie i paradoksalnie im bardziej chce jego rozwiązania, tym mniej pragnie końca całości w ogóle. Kulminacja akcji kusi i przeraża. Dla spragnionych różnorakich ekscesów spektakl jest dobrą rozrywką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji