Artykuły

Rasisto, zrób to sam

"Hańba" w reż. Kornéla Mundruczó na XXII Malta Festival Poznań. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Czy naprawdę wszyscy jesteśmy rasistami, gwałcicielami i zwierzętami?

- A może teraz ty podasz psu śmiertelny zastrzyk, dlaczego cała odpowiedzialność ma zawsze spadać na mnie? - aktorka w medycznym fartuchu zbliża się do widzów w poznańskiej auli wykładowej ze strzykawką w ręku.

Za nią na zabłoconej scenie - gotowe do uśpienia "psy" - aktorzy. Starszy mężczyzna w slipkach. Brunet, którego twarz lewo widać zza kołnierza ochronnego dla psów. Chłopak, który kilkadziesiąt minut wcześniej w peruce afro na głowie ślinił się i bełkotał, gwałcąc mieszkającą samotnie na pustkowiu Lucy. Dziewczyna, którą jako Lucy gromada wyrostków w perukach gwałciła świecą, butelka, obrzucała ekskrementami, zamykała w klatce dla zwierząt, by wycisnąć na nią krew z oderżniętej głowy jej ulubionego psa. Teraz wszyscy ustawieni w jednym rzędzie grzebią w ziemi, poszczekują, ujadają. Grupa psów, które biali mieszkańcy RPA wyszkolili kiedyś do szczucia czarnych. Po ucieczce białych nie przydadzą się już nikomu. Każdemu trzeba podać śmiertelny zastrzyk, a zwiotczałe zwłoki wrzucić do ustawionego na lewym brzegu sceny pieca krematoryjnego. - Ktoś z państwa chętny?

Węgierski reżyser Kornél Mundruczó w swojej adaptacji "Hańby" J.M. Coetzeego co chwila znajdował pretekst, by wezwać publiczność do odpowiedzi. Bohaterowie przypominali przy byle okazji - to wszystko mogło się też zdarzyć w Poznaniu. Gwałciciele proponowali powtórzenie swej sceny popisowej - jakoby na życzenie widzów. Zgwałcona Lucy próbowała oddać się widzom pod opiekę. Pytania i wezwania wygłaszała jednak z kpiarskim uśmiechem, z góry przekonana, że nikt się nie ruszy. Nie ruszy się także jej ojciec profesor David Lurie. Na prowincję uciekł z Kapsztadu przed oskarżeniami o utrzymywanie stosunków seksualnych ze studentką. Nie obronił córki, nie pozbył się niesmaku po publicznych przesłuchaniach na uczelni. Zdziadziały i rozmemłany próbuje sprzedać widzom skazanego na uśpienie teriera.

Filmowiec Mundruczó w teatrze sięga po środki, które w europejskim teatrze dawno już spowszedniały. W jego spektaklach (np. prezentowany na poprzedniej edycji Malta Festiwal Poznań "It Is Hard to Be a God") kamery pokazują w niepokojących zbliżeniach niekończące się sceny gwałtów, tortur, poniżania. Po scenach przemocy, której świadkami są najczęściej wszyscy stale zgromadzeni na scenie aktorzy, następuje rozprężająca muzyczka, filmik (np. fragment kreskówki "Wilk i zając") czy inna zabawna "pocieszka". Mundruczó operuje prostymi kontrastami, komponuje spektakle ze spazmów, z chichotów i osobistych wycieczek w stronę widzów. Ściga go naiwna obsesja zbiorowej odpowiedzialności.

Rok temu w wywiadzie dla "Gazety" reżyser wyjaśniał, skąd się wzięła: - Nowe technologie odbierają nam wszelkie wymówki. Wiemy. Widzimy. Jesteśmy odpowiedzialni. Nigdy wcześniej w historii ludzkość nie była w sytuacji, gdy faktycznie miała wszystkie dane, aby reagować i przeciwstawiać się zwyrodnieniom.

Pomysł, by treść do wezwań o przyzwoitość czerpać akurat z nagrodzonej Bookerem "Hańby", jest równie trafiony jak rozpalanie w piecu książkami. Pożytku z tego niewiele, a cała treść ginie w krótkich błyskach. Powieść Coetzeego to medytacyjna, zimna opowieść o ciągu bezsensownych aktów zadawania bólu dokonywanych na równi przez białych i czarnych, słabych i silnych. Narracja noblisty toczy się bez spazmów i zmian nastroju. Nie czuć w niej gwałtownych skurczów przerażenia. Ani na chwilę nie odzywa się rekompensujący codzienne tragedie śmiech. Jest tak płasko i jasno, że każdy szczegół widać już z daleka, żadne wydarzenie nie zaskakuje.

Mundruczó zadedykował swój spektakl prymitywnej sile i pogardzie, która nie ma ani płci, ani rasy. Aktorzy, którzy jako banda bełkocących "czarnych" w perukach afro maltretowała Lucy, przebrani w koszule i krawaty sądzą profesora Lury'ego. Studentka, którą wykorzystał w innej scenie i przebraniu, szczuje go psami. To nie świat podzielony na racje czy porządki etyczne, ale na silnych agresorów i słabeuszy niezdolnych do obrony. Problem z węgierską realizacją "Hańby" nie polega na tym, że odbiega ona nastrojem czy stylem od książki. Trudniej pogodzić się z tym, że Mundruczó proponuje jedynie proste uogólnienia - "wszyscy jesteśmy rasistami/gwałcicielami/zwierzętami". Uparcie stosuje emocjonalny szantaż, pozoruje dialog z publicznością. Co jednak, gdy ta komunikacja nie ma szans zaistnieć, bo teatralna konwencja wiąże i ogranicza, a na tablicy nad sceną widać już tłumaczenie listy dialogowej z następnej sceny? Pozostaje mdlące wrażenie uzurpacji, próby nie tyle zaktywizowania widza, ile poniżenia go, spoliczkowania za bezradność.

"Hańba" wg J.M. Coetzeego reż. Kornél Mundruczó Proton Cinema & Theatre, koprodukcja: Wiener Festwochen, Festival d'Avignon, KunstenFestivaldesArts, Trafó House of Contemporary Arts, Malta Festival Poznań, Hebbel am Ufer, Romaeuropa Festival premiera 17 maja, pokazy w Poznaniu 3 i 4 lipca

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji