Artykuły

Rycerze trójkątnego stołu?

To mogło być niezłe przedsta­wienie - pierwsza od czasów Emi­la Młynarskiego realizacja ostat­niego dzieła Wagnera (1882). Wbrew utartym opiniom, że Pol­ska nie ma śpiewaków wagnerow­skich, można było się przekonać, iż owszem, ma - trzeba było ich tylko sprowadzić ze scen zagranicznych, gdzie stale występują, a i niektórzy miejscowi się sprawdzają (acz nie wszyscy). Mogło to być niezłe przedstawienie... gdybyśmy zam­knęli oczy i nie oglądali tego, co działo się na scenie.

Istnieje moda na tzw. unowo­cześnianie klasyki scenicznej. Zdarza się, że operacja taka przebiega bez strat dla dzieła, bowiem ma swoje logiczne uza­sadnienie i zawiera czytelne odniesienia. Tutaj ten wypadek nie zachodzi.

Dekoracje we wszystkich ak­tach - czy chodzi o leśną polanę, czy o zamek Graala, czy też o za­klęty zamek Klingsora - stano­wią dwupiętrowe rusztowania po obu bokach sceny, przykry­wane lub odsłaniane, i wielki trójkąt wiszący w górze lub opuszczany na scenę (podczas misterium Graala). Łabędź, któ­rego Parsifal zabija w I akcie - to biała płachta, która w pew­nym momencie opada z owego trójkąta. Święta czara, Graal - to ogromny, przezroczysty ostro­słup o podstawie trójkąta, wew­nątrz którego kłębi się biały dym (ceremonia w założeniu chrześcijańska staje się dziwnie pogańska). Rycerze Graala, w szarych topornych kostiumach i z fryzurami punków, w I akcie krę­cą się w jakimś dziwnym tańcu chochołów. "Dziewczęta-kwiaty" z II aktu - to rozczochrane pa­nienki w czerwonych burdelo­wych (excusez le mot) kostiumikach, kłębiące się na rusztowa­niach (wyrazy podziwu dla Zdzi­sławy Donat, która nie dość, że poddała się temu z profesjonal­nym spokojem, to jeszcze pięknie zaśpiewała swoją partię!)...

To więcej niż udziwnienia. To także niestety przekłamania ak­cji, i to raczej bezsensowne. Dra­mat zaczyna się wejściem Gurnemanza, który budzi dwóch gier­mków uśpionych pod drzewem. Tu - Gurnemanz wchodzi razem z giermkami, którym po chwili wydaje gestem coś w rodzaju rozkazu "padnij", po czym... śpiewa "dzielna z was straż, czuwa wciąż uśpiona, niech was przebudzi ju­trzenka!". Szczytem wszystkiego zaś jest kulminacja dzieła, w któ­rej zły czarodziej Klingsor ciska włócznią w Parsifala, ten zaś chwyta ją w powietrzu i czyni znak krzyża. W tym spektaklu... włócznia zjeżdża z góry pod nos Parsifalowi, który spokojnie od­pina ją od sznurka.

Dobrze jest więc zamknąć oczy i słuchać - pod względem muzycz­nym przedstawienie jest dobre. - Prawdziwą kreację, zwłaszcza w II akcie, daje Hanna Lisowska (Kundry). Grzegorz Caban, solista Opery Wiedeńskiej (pierwszy występ na scenie polskiej!), w roli tytułowej, ma ładną barwę, dobrą prezencję, ale głos raczej w typie tenora li­rycznego, chwilami trochę zbyt cichy. Dzielnie, choć może z prze­sadną wibracją, radzi sobie z par­tią Amfortasa Zenon Kosnowski, przybyły z Dusseldorfu po 20 la­tach, a Gurnemanzem o ładnie brzmiącej średnicy i górze jest Włodzimierz Zalewski (również przybyły prosto z zagranicznych scen). Z miejscowych sprawdza się Mieczysław Milun (Titurel) i Ry­szard Morka (Klingsor); o innych lepiej zmilczeć. Całość nie dłuży się - upływu pięciu godzin nawet się nie zauważa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji