Artykuły

Próbki azjatyckiego gruntu

Na zakończonym w sobotę festiwalu Malta to nie Azjaci byli obcymi, ale my sami. Z chińskiej perspektywy jesteśmy zaginioną cywilizacją uchwyconą tuż przed katastrofą - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Mimo że jesteśmy uzależnieni gospodarczo od Azji jak od narkotyku, o życiu ludzi wytwarzających większość otaczających nas przedmiotów wiemy mniej, niż Europejczycy w czasach Kolumba wiedzieli o mieszkańcach Ameryki. Jest to po części skutek blokady informacyjnej, ale też naszego lenistwa intelektualnego i typowego dla społeczeństw Zachodu poczucia wyższości, które sprawia, że traktujemy Europę jak pępek świata. Dlatego idea, aby jeden z nurtów Malty poświęcić tematyce azjatyckiej, była strzałem w dziesiątkę.

Dobrym pomysłem było również zaproszenie w charakterze kuratora Stefana Kaegiego. Ten urodzony w Szwajcarii twórca teatru dokumentalnego ma rzadką wśród współczesnych artystów teatru umiejętność przyjmowania perspektywy Innego. Do swych przedstawień zaprasza zwyczajnych ludzi, zwanych ekspertami codzienności, którzy na scenie odgrywają swoje życie prywatne i zawodowe. Z równą łatwością przyswaja widowni problemy argentyńskich portierów, bułgarskich kierowców tirów i hinduskich pracowników cali center. Przez pryzmat jednostkowych historii patrzy na globalne zjawiska: migracje, procesy modernizacyjne, standaryzację usług czy rozwój sieci informacyjnych. Skraca w ten sposób globalne dystanse i doprowadza do spotkania kultur.

Polscy Huangowie

Do Poznania Kaegi zaprosił całą grupę podobnych sobie artystów, którzy eks-perymentują na pograniczu teatru, dziennikarstwa oraz aktywizmu społecznego, i dał im do analizy temat Azji. Część przyjechała z gotowymi przedstawieniami, część przygotowała akcje specjalnie dla Malty. Efekt przerósł oczekiwania - powstał konsekwentny, przemyślany, spójny program bliski aktualnym problemom. Jego siłą jest zmiana stereotypowego myślenia o Azji na Zachodzie. Zamiast egzotyki - opery pekińskiej, kabuki czy wschodnich sztuk walki - Kaegi zaproponował europejsko-azjatycki dialog skoncentrowany na wspólnych problemach z globalnym kapitalizmem, kryzysem systemu finansowego, przeludnieniem, eksploatacją taniej siły roboczej.

Program nazwany, "Akcje azjatyckie" zmieniał optykę widzenia Azji, wypełniając przestrzeń niewiedzy i zbliżając do zrozumienia tamtejszych problemów społecznych. W wideoinstalacji Anta Hamptona z Wielkiej Brytanii siadaliśmy twarzą w twarz z pracownikiem chińskiej montowni Apple, który za pomocą wideoczatu opowiadał o chorobie, jakiej nabawił się od odczynników chemicznych służących do czyszczenia ekranów. I o tym, że nie może się zdradzić, że jest chory, bo straciłby pracę. Dzięki systemowi luster twarz robotnika nakładała się na twarz siedzącego naprzeciw widza, co budowało iluzję realnej obecności Innego.

Holenderski artysta Dries Verhoeven w swoim spektaklu "Big Movement" ("Wielki ruch") odwrócił relacje: to nie Azjaci byli tu obcymi, ale my sami, przedstawiciele zachodniej cywilizacji. Publiczność zamknięta w ustawionym na ulicy kontenerze śledziła transmitowane przez kamerę życie Poznania. Transmisji towarzyszył komentarz młodej Chinki, która miejską rzeczywistość opisywała tak, jakby była to zaginiona cywilizacja uchwycona tuż przed katastrofą spowodowaną wyczerpaniem zasobów naturalnych.

Przedstawienie "Memory" Living Dance Studio, chińskiego eksperymentalnego zespołu tańca, przypominało wypierany na co dzień ze świadomości Chińczyków okres rewolucji kulturalnej. Minimalistycznemu ruchowi tancerek towarzyszyły zdjęcia z epoki Długiego Marszu oraz pytania o samokrytykę, burżuazyjne odchylenie i inne zapomniane terminy. W efekcie powstawała antyteza dzisiejszych Chin nastawionych na pragmatyzm i skierowanych ku przyszłości.

Polski reżyser Wojciech Ziemilski szukał pokrewieństw między społeczeństwami Azji i Polski na bazie klanowości. W jego dowcipnym przedstawieniu-instalacji wideo "Pokrewni" - śledzimy przygotowania do hipotetycznego zjazdu rodziny Huangów, chińskich Kowalskich, którychjest na świecie mniej więcej tylu, ilu jest Polaków: 40 milionów. Ziemilski całkiem serio zastanawia się, j ak zorganizować logistycznie przejazd i pobyt takiej masy ludzi w Roznaniu: okazuje się, żejest to technicznie wykonalne, trzeba by tylko zbudować lotnisko w każdej gminie Wielkopolski oraz wypompować jedną trzecią wody z Jeziora Maltańskiego do ugotowania ryżu dla wszystkich.

Pod pretekstem żartu Ziemilski stawia poważne pytanie o to, co właściwie konstruuje wspólnotę narodową: rozrzuceni po całym świecie Huangowie zapisująswoje nazwisko nakilkanaście sposobów, mówią językami krajów, w których się urodzili, wyznają różne wiary i światopoglądy. Co łączy ludzi w dobie globalizacji? Język? Kształt oprawy oczu? Charakterystyczny gest powitania? Wspólnie śpiewana pieśń? Czy przynależność do narodu, klanu, plemienia determinuje nasz los? To pytanie Ziemilski odnosi także do polskiej rzeczywistości.

W jednej ze scen na ekranie wyświetlany jest tekst przemówienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 2009 roku, wygłoszonego do Związku Podhalan. Chińska lektorka czyta go po polsku z akcentem, zamieniając słowo Polacy na Huang, a Polska na klan. Idea polskiej wspólnoty narodowej łączącej Mazurów, Kaszubów i górali (czyli Huangów z Chin, Singapuru, Tajwanu) okazuje się konstruktem równie sztucznym jak globalna unia Huangów.

Wiedza za 135 euro

Najwięcej dyskusji wywołała akcja Dirka Fleischmanna, który w swojej twórczości zajmuje się problemem odpowiedzialnego handlu. Niemiecki artysta zamawia w Azji różne produkty: koszule, słodycze, herbaty, a następnie sprzedaje je w Europie wraz z dokumentacją procesu ich produkcji i wywiadami z pracownikami specjalnych stref ekonomicznych.

Dla Malty Fleischmann wyprodukował serię koszulek w północno-koreańskiej specjalnej strefie ekonomicznej, w której inwestują firmy z Korei Południowej. Ideą "mysaleshow" jest przywracanie tożsamości anonimowym produktom, które docierają do nas z Azji. W ten sposób artysta chce szerzyć świadomość i odpowiedzialność wśród konsumentów. Ale samej idei eksploatacji taniej siły roboczej nie kwestionuje. Zamiast tego wpisuje się ze swoją sztuką w globalny system wyzysku, co czyni jego akcje dwuznacznymi. Jego performance w Poznaniu przypominał targi zdrowej żywności, na których sprzedawcy zachwalali rozłożony na kocach towar.

Aby dowiedzieć się więcej o wyzysku północnokoreańskich pracowników w strefie Kaesong, trzeba było kupić zestaw z koszulą i materiałami prasowymi. Cena - bagatela - 135 euro.

Najlepszą realizacją "Akcji azjatyckich" było nowe przedstawienie kolektywu Rimini Protokoll z Berlina, którego współtwórcą jest Kaegi. "Boden-probe: Kasachstan" ("Próbki gruntu: Kazachstan") [na zdjęciu] to wielowątkowa opowieść o nadwołżańskich Niemcach, których Stalin po wojnie wysiedlił do Kazachstanu. Aktorami są ludzie, którzy w latach 90. ubiegłego wieku wyemigrowali z Kazachstanu do Niemiec na zaproszenie kanclerza Helmuta Kohla. Na historie ich prześladowań nakłada się współczesna historia Kazachstanu rządzonego w autokratyczny sposób prrez Nursultana Nazarbąjewa, który po odkryciu wielkich złóż ropy w latach 90. ubiegłego wieku buduje w tej azjatyckiej republice drugi Kuwejt.

Jak zwykle u Kaegiego o globalnych problemach mówią pojedynczy ludzie i ich historie: kierowca cysterny z Semipałatyńska, gdzie znajdował się radziecki poligon atomowy, pracownica linii lotniczych z Hanoweru, która wychowała się niedaleko kosmodromu Bajkonur, nafciarz z dawnej NRD, który przeprowadzał pierwsze odwierty w Kazachstanie 20 lat temu, i młody Kazach wykształcony w Niemczech, który handluje ropą i energią.

Kaegi w inteligentny sposób konfrontuje historie swoich bohaterów, pokazując paradoksy historii: gdyby nie caryca Katarzyna Wielka i jej akcja osiedlania na Ukrainie niemieckich chłopów, dziadek kierowcy z Semipałatyńska woziłby ropę oddziałom Wehrmachtu w 1941 roku, zamiast siedzieć w łagrze na Syberii. Może spotkałby na postoju pradziadka wschodnioniemieckiego nafciarza, który dowodził wtedy na froncie wschodnim. A tak obaj walczyli po przeciwnych stronach.

Losy bohaterów wysyłanych przez historię i polityków z kraju do kraju splatają się z historią ropy płynącej rurociągami po kontynenciejak krew w żyłach. Kaegi zagłębia się w historię dawnej republiki radziecki ej, jakby przeprowadzał próbny odwiert. Wydobywa z niego próbki doświadczenia, cierpienia, bólu, rozpaczy. Ludzie w jego opowieści są paliwem dziejów spalanym nieustannie w maszynerii historii. Wspaniałe, poetyckie, poruszające przedstawienie, jedno z najlepszych w dorobku Rimini Protokoll,

Wartość eksportu z Chin do Polski jest 12-krotnie większa niż z Polski do Chin. "Akcje azjatyckie" na chwilę zmieniły tę relację. Przynajmniej w kulturze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji