Artykuły

Przejście

"D.O.M." w reż. Ryszarda Peryta na XXII Festiwalu Mozartowskim w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Mimo że tegoroczna edycja Festiwalu Mozartowskiego w Warszawskiej Operze Kameralnej toczy się w atmosferze "nękania" (bo jak inaczej nazwać nasyłanie przez marszałka Adama Strózika kontroli za kontrolą i straszenie prokuratorem Stefana Sutkowskiego, co dyrektor WOK przypłaca zdrowiem), na scenie oglądamy spektakle o najwyższym kunszcie wykonawczym.

A wspaniała, cudowna publiczność nie wypuszcza artystów ze sceny, obdarzając ich gromkimi brawami, które są podziękowaniem za przeżycia artystyczne, ale też widomym znakiem solidaryzowania się z teatrem walczącym o zachowanie w Polsce kultury wysokiej, zasadzającej się na wartościach podstawowych, definiujących naszą tożsamość religijną, narodową i kulturową. Tożsamość wyrastającą z cywilizacji zakorzenionej w chrześcijaństwie.

I właśnie to chrześcijańskie zakorzenienie stoi na drodze środowiskom liberalno-lewicowym agresywnie ateizującym dziś świat i dokonującym rewolucji genderowej, kulturowej, a nawet cywilizacyjnej.

A ponieważ tzw. elity intelektualne laicyzującej się Europy wywodzą się dziś głównie właśnie ze środowisk liberalno-lewicowych, próbują więc wprowadzić nowy porządek, nakazujący walczyć z tradycją i zerwać więzi z cywilizacją chrześcijańską i stworzyć świat na nowo, bez Boga.

W tym kontekście teatr walczący o zachowanie kultury wysokiej wpisuje się w o wiele szerszy nurt przeobrażeń, jakie współcześnie dokonują się w kulturze i całej cywilizacji. Ale prócz tego szerokiego odniesienia jest też bezpośrednia przyczyna owej rewolucji tycząca Warszawskiej Opery Kameralnej, co do której - jak obserwujemy - istnieje zagrożenie likwidacją.

Przynajmniej w dotychczasowym kształcie i poziomie artystycznym. Toteż trwający tu obecnie Festiwal Mozartowski ma szczególne znaczenie. Może się wkrótce okazać, że przedstawienia te oglądamy po raz ostatni.

Niewielki kubaturą, ogromny duchem teatr Warszawskiej Opery Kameralnej każdego wieczoru daje publiczności przeżycia artystyczne nie do zapomnienia. W repertuarze dzieł scenicznych prezentowanych na festiwalu wyjątkowy jest spektakl "D.O.M.". Nie jest to bowiem opera Mozarta, lecz w pewnym sensie rzecz o duchowej przestrzeni Mozarta. I nie stricte opera, lecz rodzaj operowej medytacji żałobnej, którą wyreżyserował Ryszard Peryt według własnego scenariusza do religijnych utworów Mozarta.

Dawna, spotykana jeszcze na starych cmentarzach nagrobna inskrypcja D.O.M., będąca skrótem od Deo Optimo Maximo, oznacza: Bogu Najlepszemu Największemu. Ryszard Peryt skojarzył ową inskrypcję z polskim słowem: DOM w znaczeniu: Dom Ojca, do którego zmierza dusza po śmierci. Tak więc Mozart i postaci z jego oper, które pojawiają się w spektaklu, znajdują się w przestrzeni pozarealnej, w przejściu. Można powiedzieć, że są w drodze do Domu Ojca.

Przedstawienie składa się z trzech części: Kyrie, "Grabmusik" ("Modlitwa u Grobu") i "Davide penitente" (modlitwa przebłagalna oparta na Psalmach Dawida). Uważa się, że "Grabmusik" napisał Mozart specjalnie na zamówienie jednego z kościołów w Salzburgu na nabożeństwo przy Świętym Grobie. Utwór utrzymany jest w stylistyce baroku. Natomiast "Davide penitente", czyli "Pokutujący Dawid", to kantata, w której Mozart wykorzystał dwie pierwsze części Wielkiej Mszy c-moll, tj. Kyrie i Gloria.

Po podniesieniu kurtyny światło powoli wyłania z mroku zwartą grupę czarno ubranych postaci. Przypominają monolit. To chór rozpoczynający przedstawienie błagalną oracją "Kyrie, Christe..." ("Panie, Chryste - zmiłuj się nad nami"), która stanowi rodzaj prologu.

Chór z wolna usuwa się za kulisy, odsłaniając umieszczony na podłodze pośrodku sceny krzyż z przybitą doń figurą Chrystusa. U stóp krzyża zaś w pozie błagalnej leży bohater spektaklu, Mozart, a właściwie Dusza Mozarta (Andrzej Klimczak, a w części trzeciej, ostatniej Jerzy Knetig).

W przestrzeni mającej wymiar metafizyczny będą pojawiać się postaci symbolizujące dusze, które po śmierci osób w swej wędrówce do wieczności zatrzymały się w tym miejscu, w tym pomieszczeniu (pusty pokój), aby wyrazić skruchę i żal za popełnione grzechy.

Prócz Mozarta wyłaniają się także inne Pokutujące Dusze będące postaciami z oper kompozytora. Wszystkie błagają o miłosierdzie Boże w ostatniej godzinie. W przebłagalnej modlitwie wspiera je Anioł Smutku (Agnieszka Kozłowska). Te błagania i lament dusz Ryszard Peryt nazywa "Gorzkimi żalami", po których pojawia się Anioł Światłości (Marzanna Rudnicka) przynoszący jasność.

Po odbytej pokucie następuje przemiana dusz i smutek zostaje zastąpiony śpiewanym przez chór radosnym hymnem wielbiącym Boga. Dusze opuszczają ów czyściec (Ryszard Peryt nazywa to miejsce żartobliwie czyśćcem operowym, ze względu na zaludniające je postaci z oper Mozarta) i prowadzone przez Anioła Smutku i Anioła Światłości pielgrzymują do Domu Ojca. Owo przejście ma tu charakter dosłowny i zarazem symboliczny. I to jest właśnie D.O.M.

"D.O.M." to niezwykle poetyckie przedstawienie wzruszające cudowną muzyką, pełnymi żalu modlitewnymi ariami, znakomitym wykonaniem solistów i całego zespołu oraz orkiestry Warszawskiej Opery Kameralnej pod dyrekcją Tadeusza Karolaka.

To spektakl dający wiele wzruszeń estetycznych i skłaniający do głębokiej refleksji. Wiadomo, że teatr Ryszarda Peryta to teatr głównie mistyczny, odwołujący się do sfery sacrum, posługujący się symboliką religijną, mający odniesienia do metafizyki, teologii, pokazujący ludzką egzystencję z perspektywy eschatologicznej. Jednak mimo tej wiedzy trzeba powiedzieć, że autor scenariusza i reżyser spektaklu "D.O.M." wykazał się niemałą odwagą, podejmując taki temat i realizując go w takiej estetyce.

Przenoszenie na scenę tematyki związanej z duchowością, metafizyką, z przekraczaniem granic rzeczywistości realnej jest niezwykle trudne. Łatwo można stać się obiektem niewybrednych żartów, drwin, a nawet napaści.

Ryszard Peryt swoim spektaklem pokazuje, że można jednak poruszać w teatrze tematy nawet najbardziej uduchowione, mistyczne. Tyle że do tego trzeba być nie tylko bardzo utalentowanym twórcą, ale i osobą prawdziwie wierzącą. Bo samym, nawet najbardziej doskonałym warsztatem twórczym, nie wykrzesze się w teatrze klimatu duchowości w takim stopniu, by przelała się ona (ta duchowość) na drugą stronę rampy i by doświadczyła jej widownia.

Do tego potrzebna jest prawda wiary i osobistego zaangażowania w wiarę. Ryszard Peryt najwyraźniej posiada jedno i drugie. W przeciwnym razie Ojcowie Redemptoryści nie obdarzyliby tego wybitnego artysty tytułem oblata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji