Artykuły

Koń częściowy

Naturalną konsekwencją wystawienia "Czyż nie dobija się koni" winno być zorganizowanie autentycznego, uczciwego maratonu tanecznego, w którym śmierć byłaby żywą, dotykalną prawdą, a nie jakąś tam teatralną fikcją. Byłoby to widowisko niezwykle atrakcyjne. Przy okazji wyjrzałaby z niego w całej krasie pokraczna gęba naszego młodziutkiego kapitalizmu, niekiedy elegancko zwana wysokimi kosztami przemian ustrojowych. Okoliczności sprzyjające takiemu przedsięwzięciu już są, chętnych do wygrania tysiąca nowych złotych polskich nie zabraknie: bezrobotni, ale i robotni budżetowi nauczyciele, lekarze, bibliotekarze, artyści, pielęgniarki... Nie ma też wątpliwości, że znajdzie się organizator ochotny do zarobienia wielokrotności tysiąca złotych polskich, jakiś obrotny biznesmen bądź operatywny cwaniak, co często to samo znaczy. Przejaskrawiam? Być może, ale w jaskrawości lepiej widać.

W świecie opowiedzianym przez Horace McCoya (a właściwie Roya Hermana, adaptatora powieści) nie ma, poza parą głównych bohaterów, ludzi. Są manekiny, lalki Barbie niekiedy zniszczone (nieważne, że Barbie na bohatera naszych czasów została wykreowana znacznie później). Wszyscy - poza Glorią i Robertem - są w większym lub mniejszym stopniu wytwornie plastikowi, różnica pomiędzy poszczególnymi postaciami sprowadza się do stopnia wykrystalizowania bądź zużycia sztucznego tworzywa. Różnica mechaniczna a nie psychologiczna - lalka-manekin nie ma duszy, uczuć, po prostu jest. Bardzo to trudne zadanie aktorskie, jak trudne, pokazuje spektakl.

Przedstawienie wyreżyserowane przez pana Tomasza Dutkiewicza jest niezbyt wyraziste, mało publicystyczne, choć materia literacka aż się to prosiła. Przytłacza je widowiskowość, reżyser chyba nie do końca wiedział co chce powiedzieć. Że człowiek na dnie jest w stanie podnieść głowę, że "człowiek to brzmi dumnie" (Maksym Gorki) czy że człowiek w Historii tu i teraz jest tylko przedmiotem. Raczej to drugie, ale przestraszony taką pesymistyczną konstatacją natychmiast doczepił optymistyczny finał, śliczną piosneczkę o tym, że jutro będzie lepiej. A klucz do sensu widowiska tkwił w widowisku samym - świetna, wyrazista, upiorna scena pantomimiczna - miał go reżyser w ręku, ale zgubił. W chwiejnej tej reżyserii widać brak jasności myślowej, światopoglądowej (tak!) i niechęć do niebłahych doświadczeń teatrów Tadeusza Kantora i Jerzego Grotowskiego.

Niejasnościami swoimi reżyser bardzo dociążył aktorów. Gloria pani Joanny Fertacz jest młodą dziewczyną i starą kobietą, która zna wszystko: zmęczenie gonitwą, tęsknotę za miłością, tandentny seks, utratę wiary, ordynarne prostactwo maskujące delikatność, wrażliwość, człowieczeństwo. I czegoś w tej roli brak. Podobnie ma się rzecz z Robertem pana Stanisława Krauzego: naiwny, prostoduszny, kochający, optymistyczny, otwarty - i nie do końca przekonywujący. W tych dwóch bardzo dobrych rolach zabrakło dopowiedzenia, psychologicznego uprawdopodobnienia postaci, żarliwości (strach przed bebechowatością?). Pani Fertacz i pan Krauze grali tak, jakby nie całkiem wierzyli w sens swojej aktorskiej pracy - i w człowieczeństwo kreowanych postaci. Gdybyż byli o pół tonu mocniejsi, pełniej zabrzmiałoby zderzenie z głównym reprezentantem nieludzkiego świata, wodzirejem Rockym. Wodzirej grany przez pana Mariana Czarkowskiego jest mechaniczny, automatyczny, typu "łał", ale jakby w tej celnej interpretacji postaci niedopowiedziany do końca, lękliwy i przez to mało antagonistyczny wobec jasnej pary. Niepokoje reżysera i lęki kolegów-aktorów obce były panu Stefanowi Burczykowi, był wspaniały w brawurowo oszczędnej roli pastora-pijaka. Epizod, ale jaki!

W końcu jakie to przedstawienie jest? Dobre? Złe? Takie sobie? Jednoznacznej odpowiedzi na tak postawione pytania nie ma. Z pewnością jest przejmujące, choć gardła nie ściska. Z pewnością skłania do gorzkiej refleksji nad czasami, w których żyjemy. Porusza. Tylko taki teatr jest ważny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji