Święci i akuszerki
PO 700 latach odpoczywania w archiwach znów trafił na scenę francuski dramat średniowieczny "Ordo ad representandum Herodem" czyli w swobodnym, stylizowanym przekładzie "Gra o Hero-dzie". Ten dramat liturgiczny zachował się w dawnym benedyktyńskim opactwie Fleury, obecnie Saint Benoit nad Loarą w południowo-zachodniej Francji.
U nas premierę tego widowiska zawdzięczamy Warszawskiej Operze Kameralnej na zaimprowizowanej scenie w prezbiterium Kościoła Ewangelickiego. Zainteresował się tym utworem, sprowadził materiał wydany w N. Jorku, zakupił prawa do 15 przedstawień i pokierował stroną muzyczną Stefan Sutkowski, dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej, unikalny u nas typ managera z prawdziwego zdarzenia, przedsiębiorczego, pomysłowego, pełnego inicjatywy a jednocześnie znawcy, muzykologa i świetnego muzyka. "Rzecz o Herodzie" grana jest wyłącznie przy blasku świec w akustyce ze wspaniałym pogłosem w urokliwej atmosferze surowego autentyzmu, choc bez protokularnej pedanterii w kopiowaniu średniowiecznej tradycji. Śmiałe, ciekawe i piękne doświadczenie. Ta średniowieczna opera pod postacią jasełek, czy też jasełka pod postacią niemal opery, która miała powstać prawie 500 lat później, to muzyka surowa, prymitywna, głównie jednogłosowa, ale z fragmentami wielogłosowymi, z egzotycznie brzmiącą dziś techniką fauxbourdonową. Obraca się w kręgu promieniowania chorału gregoriańskiego, ale jakże jest zróżnicowana, ekspresyjna, przenika tu rytmika i melodie średniowiecznej muzyki tanecznej.
Lament Racheli odznacza się dramatyzmem niemal operowej arii, zwłaszcza, że świetnie postawiony, ciemny mezzosopran Lidii Juranek nadzwyczaj pięknie zabrzmiał w akustyce Kościoła Ewangelickiego. Takie fragmenty jak tercet Położnych z Archaniołem (Barbara Nowicka, Halina Górzyńska i Michał Skiepko) mogą zachwycić każdego i przełamać opory w stosunku do tak bardzo archaicznej muzyki.
Królowie i pasterze, żołnierze Heroda i niewiniątka z Chóru Chłopięcego "Lutni", święci i akuszerki wyglądają jak drewniane figurki wyrzeźbione szorstką i twardą ręką ludowego artysty, za to śpiewają jak żywi: jakie brzmienie, jaki styl!
Reżyser Kazimierz Dejmek upozował ich gesty według wzorów zaczerpniętych z prymitywów średniowiecznego malarstwa i liturgii. Zresztą autentyzm i jego sugestia wynika z odpowiedniego wyboru, zestawienia i wyeksponowania historycznych szczegółów, ale nie ich drobiazgowego kompletowania. Dlatego można było sobie pozwolić na takie niehistoryczne dowolności jak dopuszczenie do głosu kobiet, przykładem obie występujące tu akuszerki, których role grali w średniowieczu księża, choć na szczęście tylko na scenie.