Artykuły

Karaluchy w piwnicy

Stanisław Ignacy Witkiewicz napisał swe pierwsze dramaty mając siedem lat, następne - ćwierć wieku później. Małego Stasia nie posyłano do szkoły, gdyż krępowała ona - zdaniem ojca - rozwój osobowości, uczyła konformizmu, sprzyjała uniformizacji. Miał za to Staś dostęp do biblioteki papy i prawo swobodnego wyboru lektur. Wyizolowany od wpływów świata zewnętrznego, żył w mikrokosmosie domowego ogniska.

W owych pierwszych, pisanych jeszcze drukowanymi literami, króciutkich "dramatach" opisuje rodzinną szarą codzienność: najprostsze czynności, najprostsze rozmowy. Z sąsiadką o pogodzie, ze służącą o obiedzie, z gośćmi o polityce. Z pozornie beznamiętnego zapisu wyłania się groteskowy obraz absurdalnie banalnej egzystencji.

Inne dramaty dzieją się w świecie bajkowym, przetworzonym świecie utworów Szekspira, Maeterlincka, Fredry, Gogola. O ile te pierwsze są niemal pozbawione akcji, w drugich akcja jest przyspieszona, pełna błyskawicznych zwrotów, nieoczekiwanych rozwiązań. Karaluchy zagrażają miastu; złodziej chce okraść króla Hipolita; król Morceli nie zgadza się na małżeństwo córki Magdaleny z księciem Wisteljusem... W karkołomnym tempie narasta niebezpieczeństwo, a rozwiązanie intrygi jest najmniej spodziewane. Króluje tu przemoc i bezprawie, władza jest ośmieszona, a złoczyńcy umykają sprawiedliwości. Połączenie powagi i kpiny, śmieszności i grozy.

Zupełnie jak u dorosłego Witkacego. Ano właśnie. I funkcja, nazwisk (Ocieklinek, Księżniczka Śmierdzinóżka), i owe skrótowe, urywane dialogi, w których rozmówcy obrzucają się stekiem wyzwisk... Jednym słowem - już w dziecięcych próbkach pojawia się wiele tych elementów, które Witkacy w dojrzałych dramatach rozwinie i doprowadzi do perfekcji.

A zatem warte są owe juwenilia uwagi i warte przeniesienia na deski sceniczne. Z powodzeniem czyniły to już teatry lalkowe (Wrocław, 1966 i Poznań, 1970), a także studenci Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie w przedstawieniu dyplomowym w roku 1978.

Tym razem małym Witkiewiczem zainteresował się Zbigniew Mich, prezentując jego dziecięcą twórczość w Piwnicy Wandy Warskiej. Ten teatr stołecznego off-u, teatr na marginesie, ze swą kameralną, nastrojową izdebką przy Rynku Starego Miasta wydaje się jak najbardziej predestynowany do tego rodzaju przedsięwzięcia.

Mich dokładnie przemieszał te "domowe" i te "królewskie" sztuczki Stasia, bezskutecznie usiłując stworzyć z nich jednorodną całość, pod tytułem "Karaluchy". Widowisko udziwniono do n-tej potęgi, siląc się na surrealistyczną oryginalność i formalne eksperymentatorstwo. Niesamowite, demoniczne postacie odprawiają czarną mszę przy świecach. U Stasia Mama życzliwie (właśnie życzliwie, gdyż senna, nudna życzliwość jest jedną z istotnych cech iego domu) troszczy się, by sąsiadka nie zmokła, proponując jej parasol; tu - przeszywa ją satanicznym spojrzeniem i wyrzuca z domu. Siedmioletniemu dziecku przypisane aluzje erotyczne, nasycając nimi najzwyklejszą rozmowę rodziców o obiadowym menu. Wszystkim niemal słowom i gestom na gwałt dorobiono nieuzasadnioną metaforykę.

Nieszczęsny Witkacy, który tylekroć bezskutecznie walczył z "teatralizacją teatru" i z wszelkim eksperymentowaniem na swych dramatach. Domagał się ścisłego przestrzegania wskazówek autorskich i szacunku dla słowa pisanego. Tego, by nie robić "czegoś dziwniejszego, niż jest w tekście przez kombinacje dekoracyjno-nastrojowo-bebechowe i nienormalny sposób wypowiadania".

Niestety, nie po raz pierwszy postąpiono tu wbrew jego wskazówkom. Witkacy otoczony jest aurą czarnoksiężnika, ciąży na nim nadal piętno abrakadabry. A sprawa jest przecież tak prosta, jak to powiedział kiedyś Erwin Axer przy całkiem innej okazji: "Jeśli bowiem człowiek, mówiący dziwne rzeczy w fotelu, w jakiejkolwiek sytuacji moralnej może wzbudzić nasze zainteresowanie, to z chwilą kiedy zacznie wykrzykiwać te same dziwne rzeczy stojąc na rękach, spowoduje co najwyżej wzruszenie ramion".

W Piwnicy Wandy Warskiej staje się na rękach, dlatego nie ma tam Witkacego ani tego małego, ani dojrzałego. Jest nic nie znaczący pseudoartystyczny bełkot.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji