Artykuły

Kapitan w nienagannie czystym kołnierzyku

- Powściągliwość, stosowność i adekwatność w jednej postaci i jednej osobie. I właśnie dziś żegnamy legendę takiego aktorstwa. ANDRZEJ ŁAPICKI swoim talentem starał się dzielić tak, żeby nie przesadzać. I nie przesadzał...

Tłumy ludzi towarzyszyły Andrzejowi Łapickiemu w ostatniej drodze. Wybitny aktor i reżyser spoczął w rodzinnym grobowcu, u boku swojego dziadka i pierwszej żony.

Tego dnia w kościele św. Karola Boromeusza na Starych Powązkach można się poczuć jak w wielkim teatrze albo na planie filmowym. Gdzie się spojrzy - znany aktor, znana aktorka albo znany reżyser. I tłumy wielbicieli talentu artysty. Wszyscy przyszli pożegnać czarodzieja kina i arystokratę teatru.

W pierwszym rzędzie krzeseł, tuż przed skromną urną z prochami aktora, siedzi żona Kamila Łapicka, obok jego córka Zuzanna, wnuczka Weronika oraz, ocierająca wciąż łzy wzruszenia, Krystyna Janda. Tuż za nimi Jan Englert i Daniel Olbrychski. Trochę dalej Maja Komorowska z czerwoną różą. W samym końcu kościelnej nawy stoi samotnie z wiązanką kwiatów Artur Żmijewski.

Jest Kazimierz Kaczor i Ignacy Gogolowski. Przyszła Magda Umer. A także Grażyna Szapołowska i Ewa Ziętek. Oraz dostojna Nina Andrycz.

Właśnie wchodzi do kościoła Janusz Głowacki, pisarz i dramaturg. A za nim Jerzy Gruza, reżyser.

Przy ołtarzu wartę pełnią warszawscy strażnicy miejscy oraz studenci szkoły teatralnej. Z minuty na minutę przybywa wieńców i kwiatów. Na zewnątrz przygotowuje się już orkiestra wojskowa.

Stosowność i powściągliwość

Za chwilę mszy św. żałobnej będzie przewodniczył ksiądz Adam Boniecki, niegdyś redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego". Wieloletni przyjaciel rodziny Łapickich.

- Przemija pokolenie aktorów kształtujących kulturę mojego pokolenia - zaczyna swoją homilię.

(...)

- Człowiek, stoi dziś przed Bogiem, a Bóg go nam wybrał, żeby go nam dać jako dar. A on sam uważał, że po aktorze pozostaje ulotność, świadectwo tych, którzy go oglądali. Był aktorem z chłodnym dystansem i uważał, że teatr to też zabawa.

Ksiądz Adam Boniecki przypomina też słynne wystąpienie Andrzeja Łapickiego, kiedy w 1987 roku witał Jana Pawła II w imieniu polskich twórców w warszawskim kościele św. Krzyża. Miał wówczas powiedzieć m.in.: "Nie jest naszym celem wprowadzanie kultury do Kościoła, bo ona tam jest od lat tysiąca. Chcemy wprowadzić Kościół do kultury, chcemy zbudować jedną, jednolitą w swej różnorodności kulturę chrześcijańskiego narodu. Narodu chrześcijańskiego od lat tysiąca, narodu chrześcijańskiego na następne tysiąclecia".

- To była dla niego szczególna sytuacja, bo miał świadomość, że mówi do Papieża, ale i do caiej Polski, do całego świata. Miał na to 2 minuty, a w takiej sytuacji wypowiada się albo bezpieczne banały, albo naprawdę coś ważnego. Wybrał to drugie.

Zaś Bogdan Zdrojewski, minister kultury, powie o zmarłym tak:

- Powściągliwość, stosowność i adekwatność w jednej postaci i jednej osobie. I właśnie dziś żegnamy legendę takiego aktorstwa. Andrzej Łapicki swoim talentem starał się dzielić tak, żeby nie przesadzać. I nie przesadzał...

Do urny z prochami przyjaciela podchodzi Daniel Olbrychski. To właśnie on wniósł ją wcześniej do świątyni. I teraz trzyma ją w rękach, ale za chwilę przejmą ją pracownicy cmentarza. Do rodzinnego grobowca urna pojedzie jednak na standardowym wózku.

- Chyba zabrakło dobrego reżysera - skomentuje to drobne zamieszanie ktoś stojący obok Olgierda Łukaszewicza, prezesa związku Artystów Scen Polskich. Łukaszewicz dyskretnie się uśmiechnie.

Błyskotliwość i elegancja

To będzie długa droga konduktu, bo grób, w którym złożone zostaną prochy artysty, jest dość dalekood kaplicy. Długo więc idą żałobnicy i wspominają zmarłego. Nikt nie ma wątpliwości, jakim człowiekiem był Andrzej Łapicki. Czarujący, błyskotliwy, przystojny, elegancki, charyzmatyczny i uwodzący pięknym głosem. Klasyczny amant. Niezapomniany Ketling w serialowych "Przygodach pana Michała", ale też pijak z "Salta" Tadeusza Konwickiego, kapitan milicji tropiący fałszerzy pieniędzy w "Lekarstwie na miłość" Jana Batorego, reżyser we "Wszystko na sprzedaż" i Poeta w "Weselu" Andrzeja Wajdy. Całe życie zakochany w Aleksandrze Fredrze. I pewnie dlatego był też mistrzem dystansu i autoironii.

Kilka lat temu tłumaczył kolegom, dlaczego ożenił się z młodszą od niego o 60 lat recenzentką teatralną Kamilą Mścichowską: "Miałem dość siedzenia w fotelu i patrzenia na Tuska albo Kaczyńskiego. Spotkałem fajną dziewczynę, młodszą ode mnie i się ożeniłem. W ten sposób zostałem nagle celebrytą, bo choć zagrałem w życiu 150 ról, to nigdy nie było takiego zainteresowania moją osobą jak po tym ślubie.

Z właściwą sobie ironią żartował, że z powodu tej różnicy wieku przejdzie do... "Księgi rekordów Guinnessa". Nie miał jednak wątpliwości, że zawsze można znaleźć szczęście i nawet parę takich miesięcy warte jest skandalu i rozróby.

Kiedy po długiej przerwie w zawodzie aktorskim zagrał cztery lata temu drugoplanową rolę w "Iwanowie" Czechowa i odniósł sukces, powiedział: "Dziękuję Jankowi Englertowi, który wyjął mnie z szafy, otrzepał z naftaliny, kopnął i wypchnął na scenę.

Chłopiec do samego końca

Za chwilę Jan Englert nad grobem swojego kolegi powie:

- W ostatnich miesiącach często ze sobą rozmawialiśmy przez telefon. Podczas jednej z rozmów powiedział mi, że to ja muszę przemówić nad jego grobem. To przemawiam. ..

Mówi w imieniu całego środowiska aktorów i reżyserów.

- Andrzej był symbolem czegoś niezwykle szlachetnego i czystego. On był wiecznym chłopcem, do samej śmierci. Chłopcem świetnie wychowanym, któremu wpojono ideały i który był rozczarowany tym, że ideały, którym poświęcił swoje życie i dla których się realizował, niekoniecznie się sprawdzają. Ale to swoje rozczarowanie obracał w sceptycyzm. Byli tacy, którzy go podziwiali i kochali, byli tacy, którzy mu zazdrościli, a nawet z niego kpili. Ale on zawsze był od nas o krok lepszy,

a my staraliśmy się go gonić.

O tym samym mówił też po śmierci artysty Jan Nowicki, kolega po fachu. On również powiedział, że odszedł człowiek, który bardzo wysoko postawił poprzeczkę w tym zawodzie.

- Śmierć takiego człowieka nie może wywoływać tylko rozpaczy. Powinna budzić poczucie, że trzeba brać się do roboty, żeby starać się mu dorównać.

Tymczasem nad grobem Jan Englert wspomina, że Andrzej Łapicki - miał też zawsze "umiejętność prowadzenia okrętu przez wzburzone fale".

- Po różnych zawirowaniach my przechodziliśmy przez to wszystko pokaleczeni i umorusani, a on stał na mostku kapitańskim zawsze w białym, nienagannie czystym kołnierzyku.

Spełnione marzenie o lekkiej śmierci

Wielu ze stojących dziś przy grobie Andrzeja Łapickiego pamięta, jak jeszcze niedawno zapewniał, że dożyje stu lat. Jeszcze kilka dni przed śmiercią planował wyjazd z żoną na krótkie wakacje, a jesienią miał wystąpić na scenie w Teatrze Narodowym. Ale też marzył lekkiej śmierci - bez cierpienia we własnym domu. I tak się stało - umarł spokojnie, we śnie.

- Mam nadzieję, że mu się pięknie śniło...

Czuje się wyraźnie, jak Janowi Englertowi łamie się głos, choć to również znakomity aktor.

Ale już zaraz wszyscy usłyszą jazzową melodię z repertuaru Louisa Arm-stronga. Taką miał wolę zmarły artysta. "Nie lubię łzawych pożegnań muzycznych" - napisał w swoim testamencie. I żeby nie przychodzić w T-shirtach - nawet w upał. Żar tego dnia lał się z nieba, ale T-shirtów nie było widać. Aktor chciał też, żeby nie składać kondolencji oraz nie robić zdjęć. Tego nie udało się już dotrzymać.

Córka Zuzanna Łapicka-Olbrychska i żona Kamila długo przyjmowały kondolencje, a warszawiacy, którzy przyszli tłumnie na pogrzeb, nie przestawali fotografować. Każdy chciał mieć zdjęcie grobu Łapickiego, jego młodej małżonki lub przynajmniej jakiegoś znanego aktora.

Dużym zainteresowaniem fotografów amatorów cieszył się Artur Zmijewski. W końcu to... ojciec Mateusz. Zawodowi fotoreporterzy nie odstępowali zaś na krok młodej wdowy i córki aktora. Cały czas trzaskały migawki aparatów, gdy obie kobiety samotnie szły do bramy cmentarza. A droga była dość długa...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji