Artykuły

Plama? A czemu by nie?

- Dobrze jest jak się ma coś własnego i dla mnie było to takie miejsce. Wymyśliłam je, stworzyłam po swojemu i jest dla mnie ważne dalej, jak dorosłe dziecko. Chciałabym się zachowywać jak przyzwoita teściowa - mówi o klubie Plama Gdańskiego Archipelagu Kultury ELWIRA TWARDOWSKA.

Elwira Twardowska przyszłość klubu Plama widzi... wertykalnie. Klub może się rozbudować w górę, choć droga do tego dziś wydaje się długa i kręta.

Jedną z cyklicznych inicjatyw Plamy są koncerty na dachu klubu, w wykonaniu ciekawych formacji muzycznych. Częstym gościem na Plamie są Cocodraże.

Łukasz Rudziński: W połowie lat 90. wyrósł taki dziwny twór jak klub Plama. Jak to się stało?

Elwira Twardowska: Wychodzę z założenia, że wszystko, co się dzieje w naszym życiu, to kwestia przypadku. Był tu świetnie funkcjonujący klub PTTK, jednak prowadzący go pan zmarł i klub upadł. Postanowiono otworzyć w tym miejscu ośrodek kuratorski, ale i ta inicjatywa nie przetrwała. Była też koncepcja wybudowania miejsca adresowanego do miejscowej młodzieży. Budynek przy ul. Pilotów 11 nadawał się do takiej działalności, jednak to był rok 1989, okres wielkich zmian. Okazało się, że pomysł na stworzenie placówki kulturalnej padł, bo mieszkańcy woleli komisariat. Pojawili się też oponenci komisariatu. Pamiętam hasło: "młodzieżowe twórcze kluby, a nie dragi i rozróby", w związku z tym "twórcze" zostało w nazwie na dłużej. Wkrótce zorganizowano konkurs na kierownika placówki. Byłam w komisji konkursowej, ale żadna z propozycji mi się nie podobała, bo proponowano stworzyć tu wielką dyskotekę. W końcu powiedziałam w spółdzielni - wiecie co, ja się tu przenoszę. Z Pawłem Kubiakiem żeśmy tu przyszli i już zostali.

Od razu mieliście kłopoty...

- Otrzymaliśmy minimalny budżet ze spółdzielni. Starczało akurat na opłacenie czynszu. Dlatego wprowadziliśmy odpłatne warsztaty. Na pierwsze organizowane przez nas koncerty sami kupowaliśmy bilety. Praca szybko nabrała rozpędu. Ledwo się wprowadziliśmy, od razu pojawiły się happeningi, wypożyczalnia krawatów, sprzedaż losów na otwarcie pod tytułem "kto otworzy Plamę?", plener w Białorusi. Pierwsze problemy zaczęły się tuż po otwarciu klubu. Trafiłam na dywanik prezesa, ale szłam tam w przekonaniu, że należy mi się pochwała, a okazało się, że niekoniecznie. Chodziło o Wigilię - jakim prawem ją zrobiliśmy, kto pozwolił. Następny plener malarski był w Danii i prezes spółdzielni chciał wytypować kto pojedzie. Nie zgodziłam się. Zaraz pojawiło się ogłoszenie, że lokal jest do wynajęcia. Jednak użytkownicy klubu stanęli za nami murem. Andrzej Bądkowski, bywający u nas wiceprzewodniczący Rady Miasta i mieszkaniec Zaspy, wniósł sprawę na forum Rady Miasta Gdańska. Radni chodzili z plakietkami "Jestem z Plamą". Ostatecznie zostaliśmy wcieleni do Miejskiego Domu Kultury.

Bywasz w osiedlowych domach kultury?

- Tak, bardzo chętnie korzystam z oferty takich placówektak, zdarza mi się do nich zajrzeć z uwagi na interesujące mnie wydarzenienie, bo nie ma takiego w mojej najbliższej okolicynie, wybieram inne miejsca

Plama to ponad 20 lat historii. Które momenty były przełomowe?

- Na pewno pierwszym była zmiana właściciela, gdy trafiliśmy pod opiekę miasta i ogromną życzliwość Anity Małachowskiej, ówczesnej szefowej referatu kultury. Dzięki temu też inne podległe miastu placówki, funkcjonujące dotąd jako świetlice, zaczęły działać ambitniej. Na pewno drugim takim okresem był okres milenijny. Udowodniliśmy sobie i innym, że wszystko można. Robiłam dużą imprezę "Miłość w prozie i poezji" w języku esperanto, zaraz potem pojawiła się FETA, powstały pierwsze murale, a człowiek miał coraz więcej pomysłów... tak jest do dzisiaj. Wspominam ten okres bardzo przyjaźnie - ta ogromna otwartość mieszkańców już skończyła. Dziś jest wielkie poczucie własności, a kiedyś była wielka otwartość. Pukałam do kogoś i mówię: proszę pani, potrzebuję dwa krzesła. W odpowiedzi słyszałam: proszę wybierać.

Kolejny moment przełomowy to otrzymanie drugiej części budynku w 2006 roku. To ewidentny przypadek, że prezydent Gdańska Paweł Adamowicz oddelegował do nas miejskiego skarbnika Włodzimierza Pietrzaka. Ten przyszedł, zobaczył i powiedział: kobieto - tutaj pracujesz? Powiedział, że porozmawia z prezesem spółdzielni. Później Pietrzak w ostatnim dniu swojego urzędowania znalazł czas na to, żeby przypilnować, przypieczętować i oddać nam tę część budynku. Nie chciałabym mojego odejścia traktować jako kolejnego zwrotnego momentu w Plamie.

Dzięki tym ciągom przypadków Plama wciąż się rozwija. Duża w tym zasługa zespołu.

- W Plamie pracują dłużej tylko Ci, którzy przynoszą ze sobą jakąś pasję. Tu nie można przyjść po to, by ktoś mu powiedział co ma robić. Każdy musi mieć jakąś intencję, swój pomysł na to, co chciałby w Plamie realizować. Poza tym, nie oszukujmy się, aby się utrzymywać z kultury należy być dobrym artystą, być bardzo kreatywnym i kontaktowym, znać najlepiej kilka języków obcych, a do tego specjalizować się pracy papierkowej. Przewinęło się tu mnóstwo świetnych ludzi. Ja tu się uchowałam mimo, na przykład, propozycji objęcia Nadbałtyckiego Centrum Kultury po Macieju Nowaku. Coś akurat robiłam w klubie, poprosiłam kolegów, by przeczytali co napisał do mnie ówczesny wojewoda pomorski Tomasz Sowiński. Okazało się, że proponował mi pracę. I już dzwonili z gazety z informacją, że mnie poprą, ale ja na to, że ja nie chcę. Że mam tu za dużo do zrobienia.

Jak patrzy Pani na Plamę teraz? Jakie to miejsce ma przed sobą perspektywy?

- Dobrze jest jak się ma coś własnego i dla mnie było to takie miejsce. Wymyśliłam je, stworzyłam po swojemu i jest dla mnie ważne dalej, jak dorosłe dziecko. Zawsze się cieszę jak z Plamy dzwonią i zapraszają, bo zawsze chętnie pomogę. Chciałabym się zachowywać jak przyzwoita teściowa. Pewne zmiany już są faktem, np. malowanie murali w rumuńskim Kiszyniowie. W przypadku Fety musi pojawić się jasna koncepcja, bo pieniądze, jakie Plama ma ostatnio na ten festiwal, nie pozwalają na organizację imprezy na miarę jej rangi. Pomysłów na to, co miałoby się tu dziać jest mnóstwo. Z racji małej przestrzeni możemy sobie pozwolić na dużą elitarność. To jedna z zalet tego miejsca. Przyszłość widzę też w rozbudowie budynku.

To w ogóle jest możliwe?

- To trudna sprawa, bo budynek należy do spółdzielni. Gdyby budynek należał do miasta, można by poszukać grantów na ten cel. Już kiedyś się do tego przymierzałam i wiem, że taka możliwość istnieje. Sprawdziłam też, że fundamenty spokojnie wytrzymałyby kolejną kondygnację. Więc kto wie? Wierzę w to, że Szymonowi uda się pójść do góry. (śmiech)

Spodziewa się Pani kontynuacji swojej pracy?

- Kontynuacja to za prosto powiedziane. Ciągłość idei tak, pod tym względem, że Plama jest otwarta na sztukę, otwarta na budowanie mostów między sztuką profesjonalną a amatorską, między artystą a odbiorcą sztuki, między dorosłym a młodym. To wszystko, co się mówi o konflikcie pokoleń w obliczu wspólnej pracy, na przykład w plenerze malarskim, przestaje istnieć. Ważne jest "jak ci się udało namalować ten błękit?". To uroda tego miejsca. Udało nam się stworzyć niezwykle wartościowe relacje międzyludzkie i to należy kontynuować. A pomysły pojawią się nowe, pewne rzeczy odejdą w zapomnienie. Tak musi być. Wszystko idzie jednak w dobrym kierunku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji