Artykuły

Kolejna Wielka Wyprawa

Kiedyś był jeden Kubuś i Krzyś też był jeden. Teraz nam się ich namnożyło. Gubimy się w tym galimatiasie, choć droga jest podobno bardzo prosta.

Misiem o Bardzo Małym Rozumku, dla którego najważniejsze jest jego ukochane Conieco, zajmują się dziś filozofowie, autorzy poradników na życie, twórcy kreskówek... Dziennikarzy interesują prawdziwe losy Krzysia Robina (notabene niespecjalnie wesołe), reżyserzy przygotowują spektakle dla dzieci albo dla dorosłych. Plastycy kreują kolejne wizerunki bohaterów powieści. Zapytajcie którekolwiek dziecko, jak wygląda Kubuś, a ono pokaże swoją żółciutką przytulankę z disnejowskiej wersji misiowej opowieści. Czy w tym wszystkim można jeszcze ocalić cokolwiek z czasów, kiedy Kubuś był jeden i Krzyś był jeden?

Bardzo wierzyłam w to, że spektakl w Teatrze Animacji pokaże to, co najważniejsze. Zaraz trzeba by sobie zadać pytanie: co też właściwie miałoby to być? No właśnie. Widać to w scenografii poznańskiego spektaklu. Schody, którymi Krzyś wchodził na górę, którymi schodził w dół. Drzwi potrzebne do każdej Wielkiej Wyprawy. Portret Krzysia - taki, jaki znają wszystkie "książkowe" dzieci. Pluszowe zabawki: kolorowe, ale bez przesady, nowoczesne, ale nie za bardzo. To "najważniejsze" słychać też przez chwilę, kiedy sceniczny dorosły Krzysztof nastawia patefon, a dziecięcy głosik z trzeszczącej płyty śpiewa mruczanki-wyliczanki. Coś wtedy ściska w gardle tych, którzy dziecięcy pokój dawno temu opuścili. Coś wtedy dosięga magiczną mocą tych, dla których płyta to wyłącznie kompakt.

Ważne są także te wszystkie momenty, kiedy ze sceny padają "kluczowo-kultowe" teksty. Bo przecież siła "Kubusia Puchatka" drzemie przede wszystkim w tym, że Prosiaczek mówi: "pękłem balonik", że Kłapouchy sarkastycznie stwierdza: "deszcz jednak nie spadł", że są rzeczy, które "Tygrysy lubią najbardziej"...

Przywykło się uważać, że o jakości zespołu teatru dramatycznego świadczy możliwość zagrania "Wesela" Wyspiańskiego. Takim sprawdzianem dla teatrów "niedramatycznych" mógłby być właśnie "Kubuś Puchatek". Teatr Animacji zdecydowanie ma świetny zespół. Galeria postaci jest wyrazista, dowcipna, iskrząca animacyjną sprawnością i scenicznym wyrazem aktorów. Martwię się tylko trochę, że coraz bardziej - ze spektaklu na spektakl - ich poetyka oscyluje w stronę kabaretu, oka do widza, wygłupu! Zabawne to, ale na krótką metę, nagroda publiczności przychodzi szybko, ale równie szybko chyba przepada. Dobrze jest śmiać się w teatrze, ale czasem warto się też wzruszyć, pomyśleć.

Mam po tym "Kubusiu" mieszane uczucia. Obejrzałam zabawny spektakl. Ale zdecydowanie najmocniej zapamiętam trzeszczącą płytę i schody, których szczyt niknie za kulisą - bo przecież nie wiadomo, co dalej... I najważniejsze jest chyba właśnie to.

Reszta trochę się rozmyła w próbie zadowolenia wszystkich: tych, którzy kochają czarno-białe ilustracje, i tych którzy wolą Disneya, tych, którzy chcą słuchać tekstów, i tych, którzy potrzebują skocznych piosenek, tych, którzy są dziećmi, i tych, którzy już wyrośli, tych, dla których Kubuś jest postacią Absolutnie Magiczną, i tych, którzy nabrali do mego dystansu. Może nie trzeba było szukać salomonowych wyjść i mnożyć bytów, zapraszając na scenę rodziców Krzysia i jego nianię - tylko po prostu uwierzyć tekstowi i pójść za nim na Naprawdę Wielką Wyprawę: od schodów do drzwi. Nie donikąd, ale gdzie indziej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji