Artykuły

Wśród czasopism

"DIALOG" (2000, nr 5): Zbigniew Mikołejko wybrał się do Teatru Studio na przedstawienie "Kubuś P." według Alana Alexandra Milne'a przygotowane przez Piotra Cieplaka. Nie ma w tym nic dziwnego, bo Mikołejko wprawdzie jest myślicielem poruszającym się w świecie wyrafinowanej filozofii, ale jest jednocześnie człowiekiem zanurzonym w świecie nas, zwykłych konsumentów kultury, także masowej i często głupkowatej. Ale z teatru wyszedł lekko przerażony, bo trafił na przedstawienie, które ewidentnie nie było dla niego przeznaczone, nie człowiek o jego umysłowości był jego adresatem. To też żadna niezwykłość - każdy konsument kultury od czasu do czasu błądzi i trafia tam, gdzie zaglądać nie powinien. No, ale Mikołejko zaczął rozmyślać o tym, co widział, analizować zachowanie młodzieżowej publiczności i wyciągać wnioski. Zachowywał się więc zgodnie z tym, do czego jest przeznaczony jako członek naszego społeczeństwa: myślał!

W efekcie powstał obszerny esej - "Świat (rozdwojony) według Kubusia P." - o tym, co znaczy dzisiejsze zainteresowanie postacią Kubusia Puchatka, on to bowiem jest tytułowym Kubusiem P. z teatralnej sceny. Profesor Mikołejko w niczym więc nie uchybił swojej roli społecznej: zobaczył, przeanalizował, opisał. I od razu stał się chyba jedynym u nas poważnym i bardzo krytycznym badaczem "puchatkologii". Inna sprawa, że każdy zdrowy rozum - tu pochlebiam lekko i sobie - gdyby tylko pochylił się z należytą uwagą nad dorobkiem myślowym puchatkologii, musiałby być krytyczny względem niej.

Cóż to bowiem jest ta nowa dyscyplina wiedzy odnosząca wielkie sukcesy - komercyjne! - w kręgach młodej i młodocianej publiczności? To modelowy przykład nadinterpretacji utworu literackiego, który zbudowany jest z niedopowiedzeń, sformułowań tak prostych i o takim stopniu ogólności, że uznać można każde z nich za metaforę i dopasować do niego bóg wie jakie znaczenie. Nic więc dziwnego, że popularność opowieści o Kubusiu Puchatku zaczęli w dzisiejszych czasach wykorzystywać najróżniejszej proweniencji filozofowie i samozwańczy guru. Wyciągnęli oni praktyczne wnioski z tego, o czym mówi się i pisze od pewnego czasu, a mianowicie, że trzeba jakoś objaśnić nasz świat ludziom, którzy wyraźnie uświadamiają sobie duchową pustkę, w której żyją.

Wyraźny jest głód pop-filozofii i przystępnego tłumaczenia przerażonym światem ludziom sensu tego, co się dzieje z nimi i naszym uniwersum. Najlepiej zaś, gdy wykład jest prowadzony w taki sposób, by wszyscy czuli się mądrzejszymi, niż są w istocie, by - to jeszcze lepiej - odnosili wrażenie, że cała ta filozofia jest łatwa i przyjemna i bez trudu można pojąć to, o czym od stuleci przynudzają brodaci mędrcy. Historyjki z Kubusiem Puchatkiem i jego przyjaciółmi w rolach głównych znakomicie się do tego celu nadają, bo dopasować można do nich wszystko. Po co sobie zawracać głowę filozofią, skoro Kubuś Puchatek jest filozofem, po co mordować oczy i głowę lekturą na przykład "Ulissesa", skoro wszystkie najbardziej poczytne czasopisma przekonują nas, że Coelho jest wybitnym, a może nawet i wielkim pisarzem. Przykładów jeszcze wybitniejszych pisarzy krajowych nie będę przywoływał, bo już i tak redaktorzy "Twórczości" mają mnie za anarchistycznego awanturnika.

Rzecz w tym, że do interpretacji wypowiedzi i zachowań Kubusia P. czołowi puchatkolodzy bezwstydnie i bezrozumnie starają się dopasować, co tylko wpadnie im w oczy w trakcie przeglądania podręcznika historii filozofii. Jak bardzo infantylne są efekty ich działań, niech zaświadczą dwa fragmenty dzieła "Kubuś Puchatek i filozofowie" Johna Tyermana Williamsa, które wśród wielu innych cytuje Mikołejko.

Bawmy się więc: "Puchatek [...] prezentuje kluczowe u Kanta rozróżnienie między rzeczami, które poznajemy (fenomenami) i niepoznawalnymi rzeczami samymi w sobie (noumenami). Z pszczołami nigdy nic nie wiadomo - powiedział Puchatek [...] Jest to [...] oczywista aluzja do podstawowej nauki Kanta, że rzeczy same w sobie (noumeny) są niepoznawalne". Czyż każdy z nas nie jest filozofem? Wystarczy czegoś nie wiedzieć, powiedzieć o tym, a już formułuje się głęboką myśl o noumenach. Więc drugi cytat: "Stwierdzenie narratora, że wszyscy sobie dobrze podjedli, jest echem - nieco delikatniejszym - zdania Platona: każdy pił, ile tylko zechciał. Przedmiotem dyskusji podczas uczty Platona była miłość. Kubuś Puchatek był przedmiotem dyskusji podczas przyjęcia Krzysia. Od razu możemy przywołać stwierdzenie Sokratesa, że miłość nie ma rodziców - a pamiętamy, że Miś Puchatek również zdaje się nie mieć rodziców".

Już tylko te cytaty zrobiły ze mnie wielbiciela dwojga imion Williamsa i żałuję, że nigdy go nie spotkałem - może zostałbym już klasykiem myśli ogólnoświatowej, bo często zdarza się, że przedmiotem naszych rozmów z redaktorem Berezą, snutych zwłaszcza w niedzielne wieczory, jest nie tylko Kubuś Puchatek, ale znaczniejsi myśliciele. Ileż dobrego mógłby o nas - o mnie zwłaszcza, redaktor Bereza ma "dobrą prasę" i bez tego - napisać John Tyerman Williams! W każdym razie, daję słowo, nie poprzestanę na tych cytatach i sięgnę do kanonicznych tekstów - może profesor Mikołejko pożyczy choć na jeden weekend, nie sądzę bowiem, by zechciał rozstać się z nimi na dłużej. Widać bowiem z tego, jak pisze o tych podstawowych utworach puchatkologii, że przeżywa ich lekturę wciąż od nowa, z pasją, emocjami i na poważnie. Nie dziwię mu się - on jest uczonym i oficjalnie nic innego mu nie wypada, ja mogę się bawić dorobkiem myślowym puchatkologów. Ale zrobię sobie przerwę.

Sprawa jest bowiem poważniejsza, niż wygląda na pierwszy rzut oka. Interpretatorzy myśli Kubusia Puchatka i wszyscy dopisywacze rozmaitych sensów do misiowych rozważań są rzeczywiście śmieszni, ale mało śmieszna jest rola, jaką odgrywają we współczesnej kulturze, i procesy, które się odbijają w ich pisaninie. Jeszcze mniej śmiesznie robi się wtedy, gdy dołożymy do tego informację, iż te wszystkie egzegezy myśli Misia O Bardzo Małym Rozumku cieszą się wielkim powodzeniem na rynku i stanowią strawę duchową tysięcy młodych ludzi. (Interesującym byłoby wiedzieć, czy oni traktują je serio, jak na przykład "Świat Zofii" Gaardera, czy też jednak zawarty jest w ich lekturze pewien element autoironii i zabawa.)

Nie mogę dalej - podążając tropem Mikołejki i jego błyskotliwych analiz - referować całej szkodliwości działania puchatkologii. Łagodna zwykle i wyrozumiała redaktor Wiatr była tym razem bezwzględna i kategorycznie

wyznaczyła nieprzekraczalne granice objętości tego tekstu. Zmieści się więc tylko jeszcze informacja, że Zbigniew Mikołejko jest - słusznie - przerażony tym, "że oto na naszych oczach kultura wysoka [...] przekształca się dziś w kolejny obszar infantylizacji". "Chodzi, mówiąc krótko i nieładnie, o infantylizację wyobraźni zbiorowej, o infantylizację, która zresztą nie tylko młodych dotyczy i która z anomalii może - wcale nie spontanicznie - przeobrazić się w naturalny i prawomocny stan ducha." Przepisałem te zdania mojego ulubionego Profesora i sam jestem przerażony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji